Był szok, zdumienie, rozpacz i ból – jak przy każdej katastrofie Nie tylko samolotowej. Ale samolotowe katastrofy niosą ze sobą największy ładunek emocjonalny.
Tak było i 10 kwietnia 2010 roku.
Następne dni były znanym w świecie sposobem czczenia zmarłych. Kolejki do Pałacu Prezydenckiego i tłumy na Krakowskim Przedmieściu.
Identycznie zachowywali się ludzie w miejscach okazywania zbiorowo żalu po śmierci księżnej Diany czy Michaela Jacksona.
Ale nie nazwałabym tego traumą.
To bardziej obyczaj, a nawet zwyczaj. To bardziej potrzeba uczestnictwa w celebracji sprawy ważnej, nadzwyczajnej, jedyna możliwość wejścia w odległy świat postaci z pierwszych stron gazet – niż poczucie straty, żałoby. Niż trauma.
Ci sami ludzie wracali do swoich domów, do swoich rodzin, spraw i zajęć, wykonywanych jak zawsze. Śmiali się, załatwiali interesy, wykonywali polecenia…czasem patrzyli, czy ich nie pokażą w telewizji i satysfakcja radosna, jeśli siebie zobaczyli. Życie toczyło się normalnie. I nadal tak się toczy.
Katastrofa smoleńska w życiu państwa, społeczeństwa niczego nie zmieniła. Okrutne w swoim przesłaniu powiedzenie, że nie ma ludzi niezastapionych – i tym razem okazało się prawdziwe.
Oczywiście nie w rodzinach ofiar. Tam i jedynie tam słowo trauma jest uzasadnione.
Tłumaczenie dzisiaj, dwa lata po katastrofie, działań politycznych traumą posmoleńską ma wymiar nadużycia. I nadużyciem jest.
Stało się wytrychem, usprawiedliwieniem wszelkich postępków, które wykraczają poza dotychczasowe, przyjęte powszechnie normy postępowania. Szczególnie postępków charakterze destrukcyjnym, agresywnym, brutalnym, a nawet łamiącym prawo i depczącym prawa innych.
Posmoleńska trauma jest szantażem emocjonalnym, wymuszającym traktowanie osób pod jej znakiem usytuowanych, jako swoiste święte krowy. Jako tych, którym wolno więcej. Jako cierpiących – a więc takich, którym nie tylko należy się tolerancja, ale wręcz akceptacja.
Akceptacja sięgająca bardzo daleko w sferę zachowań publicznych i państwowych – na przykład zgoda na zbędne ekshumacje, roszczenia finansowe, dodatkowe badania, pokrywanie przeróżnych kosztów a czasem nawet fanaberii. Zgoda na demonstracje, manifestacje, wiece, marsze i Bóg wie co – których cele są zupełnie z jakąkolwiek traumą niezwiązane. Przeciwnie, mają charakter prymitywnej walki politycznej, w której owa trauma ma być swoistym handicapem dającym z góry założoną przewagę nad słabością uległej wobec nakazów kulturowych reszty społeczeństwa.
Posmoleńska trauma, ten wytrych otwierający naiwne serca i umysły i na nich głównie żerujący, jest zjawiskiem nie tylko sztucznie kultywowanym, ale tworzącym realne zagrożenie.
Prowadzi bowiem, w kierunku demoralizacji społecznej, zachwiania wiary w państwo i prawo, uczy cwaniactwa politycznego, stawia na piedestale nieuczciwość oraz pokazuje, że tym wszystkim, tym, nazwijmy rzecz po imieniu, gigantycznym oszustwem, oszustwem posuniętym do absurdu, w którym każde oskarżenie przeciwników politycznych, każdy zarzut, chociażby najbardziej podły, może być usprawiedliwiony traumą oszczerców i insynuatorów - można wygrywać, można zdobywać pozycję, pieniądze i cele polityczne.
Posmoleńska trauma narodowa – nie istnieje.
Nie dajmy sobie jej wmówić.
Virtual Pet Cat for Myspace Renata Rudecka-Kalinowska
Gdybyśmy przyjęli założenia czysto moralne, to byśmy nigdy niczego nie mieli/Jarosław Kaczyński/
"Będę konsekwentny w odzyskiwaniu dla ludzi PiS urzędu po urzędzie, przedsiębiorstwa po przedsiębiorstwie, agendy po agendzie. Odzyskamy te miejsca, których obsada zależy od państwa. PiS musi tam rządzić. Trzeba jasno powiedzieć, że 16 miesięcy po wygranej PiS żaden działacz czy zwolennik naszej partii, który wykrwawiał się w naszych kampaniach wyborczych, nie może cierpieć głodu i niedostatku. Ci ludzie muszą w satysfakcjonujący sposób przejąć władzę w części sektora podlegającej rządowi".
/Jacek Kurski na Zjeździe Wyborczym PiS,4 marca 2007w Gdańsku:/
&
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka