Po wielu latach usilnych starań, zabiegów, intryg, podchodów, zawłaszczania katastrofy smoleńskiej i eskalowania bredni macierowiczowej, po najcięższych, kwalifikujących się jako oszczerstwo i zniewaga, oskarżeniach pod adresem prezydenta Komorowskiego i premiera Tuska - Kaczyńskiemu Jarosławowi, szeregowemu posłowi PiS, człowiekowi bez zahamowań moralnych, kłamcy i insynuatorowi udało się odnieść wreszcie jakiś sukces – sprowokować Donalda Tuska do zajęcia stanowiska.
Tym, co zadecydowało, ze premier nie mógł dłużej milczeć – była próba wiernopoddańczego słania listów przez Kaczyńskiego do Putina, do Moskwy, ze skargą na polski rząd.
Kaczyński swoją nielojalność wobec Polski okazywał zawsze.
Jedyna formuła państwa polskiego, jaką uznaje Kaczyński – to państwo rządzone przez niego, skłócone z Zachodem, w opozycji do Unii Europejskiej, zachowujące się jak mały, podskakujący, pyskujący gnojek wobec silniejszych lub lepszych od siebie. To zresztą zasada stosowana przez Kaczyńskiego także w kontaktach międzyludzkich, w wymiarze politycznym i prywatnym - okazywanie nienawiści lepszym od siebie stało się właściwie jedynym już sposobem istnienia formacji Kaczyńskiego i jego samego.
Po bezprzykładnych aktach oczerniania własnej Ojczyzny przed światem, żałosnym wyjeździe Macierewicza z Fotygą do Ameryki i bezowocnym szukaniu tam prominenta, który zechce przyjąć od nich ten akt zdrady – aż po haniebne „wysłuchanie publiczne” w Parlamencie Europejskim, na które zwieziono całą pisowską wierchuszkę z szykowaną na kandydatkę PiS na urząd Prezydenta RP Martą Kaczyńską-Dubieniecką. Ale i tam chętnych do przyjmowania aktów zdrady nie znaleziono i cała ta akcja odbyła się niemal wyłącznie w towarzystwie własnym pisowskich „targowiczan”. Pomińmy litościwym milczeniem antypatriotyczne, antypolskie wystąpienia w Brukseli, szczególnie samego Kaczyńskiego jak i tragikomiczny występ jego bratanicy.
I ile jednak tamte wydarzenia możemy jakoś uznać, ze odbyły się „w domu” – u sojusznika z NATO i w ramach państw wspólnoty europejskiej – to podjęta próba donosu do Putina na polski rząd przekracza przyjęte w polityce i dyplomacji metody działania i staje się po prostu próbą dokonania aktu zdrady narodowej. Zdrady, za która odpowiedzialność miał wziąć nie sam PiS, ale Sejm Rzeczypospolitej Polskiej.
W tej sytuacji premier Donald Tusk milczeć nie mógł.
I zachował się wspaniale wskazując Kaczyńskiemu i jego rozwrzeszczanym podwładnym z PiS, właściwe dla nich miejsce.
Ku ogromnej satysfakcji większości Polaków padły słowa nazywające rzeczy po imieniu. Także to, co działo się 10 kwietnia pod pałacem prezydenckim w Warszawie.
Donald Tusk mówił:
„Nie musicie kochać władzy, ale powinniście reprezentować naród Polski”- zwracał się premier do PiS, zarzucając politykom tej partii, że ponad głowami legalnych władz polskich zwracają się do władz Rosji.
- „W historii Polski tego typu działania przeszły do historii zdrady narodowej. Tylko ludzie opętani nienawiścią do własnego państwa, pogardą do swoich oponentów, pozbawieni naturalnego szacunku do ojczyzny, w której żyją tu i teraz, dzisiaj, są gotowi wnosić projekt uchwały, adres do władz Federacji Rosyjskiej, adres do Dumy, adres do cara, po to, by stwierdzić, że państwo polskie źle działa” - stwierdził Tusk.
- „Być może jedyny, który będzie miał z tego projektu satysfakcję, to ten na Kremlu, ten w Moskwie, który się cieszy, kiedy Warszawa jest podzielona jak nigdy dotąd” - dodał.
- „Ta uchwała, ten język, ten pomysł, to zwierciadlane odbicie tych naiwnych lub podłych działań, które kiedyś, w dawnej historii Polski doprowadziły ją do upadku” – stwierdził premier.
Sejm RP odrzucił wniosek PiS o rozszerzenie porządku obrad o projekt antypolskiej uchwały. Przeciwko - głosowało 263 posłów. Za - głosowało 145 posłów. 8 posłów wstrzymało się od głosu.
Virtual Pet Cat for Myspace Renata Rudecka-Kalinowska
Gdybyśmy przyjęli założenia czysto moralne, to byśmy nigdy niczego nie mieli/Jarosław Kaczyński/
"Będę konsekwentny w odzyskiwaniu dla ludzi PiS urzędu po urzędzie, przedsiębiorstwa po przedsiębiorstwie, agendy po agendzie. Odzyskamy te miejsca, których obsada zależy od państwa. PiS musi tam rządzić. Trzeba jasno powiedzieć, że 16 miesięcy po wygranej PiS żaden działacz czy zwolennik naszej partii, który wykrwawiał się w naszych kampaniach wyborczych, nie może cierpieć głodu i niedostatku. Ci ludzie muszą w satysfakcjonujący sposób przejąć władzę w części sektora podlegającej rządowi".
/Jacek Kurski na Zjeździe Wyborczym PiS,4 marca 2007w Gdańsku:/
&
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka