Bo albo będzie zjazd zjednoczeniowy wszystkich byłych i obecnych partii wywodzących się z PiS, albo go nie będzie.
Z pewnością nie ma mowy by do tego doszło przed wyborami do Parlamentu Europejskiego – bo to będzie sprawdzian dla partii Pawła Kowala i partii Jacka Kurskiego, jak dobrze zorganizowane mają struktury terenowe i na ile głosów mogą liczyć.
Od tego zależy być albo nie być Jarosława Kaczyńskiego.
Wystarczy, by któryś z liderów postpisowskich ugrupowań zdobył dostateczną popularność, która da dobry wynik wyborczy – by zadać ostateczny cios Kaczyńskiemu. Wtedy to ludzie PiS będą prosić się o przyjęcie ich do SP lub PJN, chociaż tej drugiej partii raczej sukcesu nie wróżę. Raczej należy się spodziewać, że PJN przyłączy się do jakiejś innej partii, lub po prostu jej ludzie zasilą różne ugrupowania w zamian za miejsca na listach wyborczych.
W tej chwili PiS nie ma w PiS.
PiS jest właśnie w PJN i w SP.
W PiS pozostało PC. A to zdecydowanie za mało – jeśli się chce wsadzić na fotel prezydenta RP Martę Kaczyńska-Dubieniecką, uprzednio rozwiedzioną, lub w trwałej separacji ze swoim drugim mężem, o jak powszechnie wiadomo dość podłej reputacji.
A to jest główny cel Jarosława Kaczyńskiego.
Jemu czas ucieka szybciej i grunt się pod nogami pali.
Kaczyński potrzebuje jakiegoś wsparcia, formalnego, lub nieformalnego jakiejkolwiek władzy, ponieważ prawo dobiera mu się do skóry. I nie tylko jemu. Sporej liczbie ludzi PC, powiązanym starymi więzami biznesów, prominentom z czasów rządów braci Kaczyńskich – i jedynym sposobem wyhamowania nadchodzących rozliczeń i ich skutków, może być bratanica – prezydent. To zresztą byłoby powtórzenie już sprawdzonego dualizmu władzy prezydenta, sprawowanej formalnie przez jednego brata a nieformalnie przez brata drugiego.
Kaczyński jest doświadczonym intrygantem politycznym ( bo z pewnością nie jest politykiem), by zdawać sobie sprawę, że bzdury, jakie opowiada swojemu ciemnemu ludowi, nie są prawdą. Ciemny lud można w ten sposób podtrzymywać w „gotowości bojowej” – ale zysków politycznych z tego nie będzie żadnych.
Rząd Donalda Tuska przy wsparciu prezydenta Komorowskiego jest rządem mocnym. Założenie, że teraz jest czas na najtrudniejsze decyzje i działania na wielu frontach, jest założeniem świadomym, ze wszystkimi doraźnymi skutkami, jak na przykład spadek poparcia w sondażach. Tusk to wytrawny polityk, który wie, jak trzeba w czasie rozłożyć akcenty polityczne i do kiedy można pozwalać sobie i swojej partii na straty popularności i w którym momencie należy przystąpić do odbudowania zaufania społecznego.
Kaczyński wie, że rząd Tuska i Pawlaka jest nie do ugryzienia i Tusk będzie mieć pełnię władzy. Tusk ma szansę na następną, trzecią z kolei kadencję parlamentarną. Kaczyński na zdobycie parlamentu szans nie ma żadnych.
Ale zna też elektorat i wie, że wybory prezydenckie – to w dużej mierze loteria. Tu upatruje swoje szanse a raczej szanse nabrania Polaków na kandydaturę „pierwszej kobiety – prezydenta RP”.
Ale te wybory dopiero w 2015 roku.
Wcześniej, w 2014 wybory do PE i wybory samorządowe. Jeśli Ziobro lub Kowal odniosą sukces – plan Kaczyńskiego leży w gruzach a dla niego samego miejsca w polityce nie ma.
Sposobem na usunięcie zagrożenia jest psucie szyków konkurentom z PiS-bis i budzenie do nich niechęci społecznej, jako do rozbijaków partyjnych, zdrajców politycznych, bezideowych cyników, którzy nie chcą silnej, zjednoczonej prawicy i kierują się własnymi korzyściami.
Dlatego Kaczyński już teraz zagrał tym niemądrym w treści, bzdurnym listem – uchwałą zarządu PiS ( jakby coś takiego, jak zarząd PiS, w ogóle istniało). Bo Kaczyński musi zrobić wszystko, dosłownie wszystko, żeby SP i PJN wybory w 2014 roku przegrały.
Wtedy i tylko wtedy może liczyć na spektakularny zjazd zjednoczeniowy „polskiej prawicy” przed wyborami prezydenckimi i parlamentarnymi w 2015 roku.
Virtual Pet Cat for Myspace Renata Rudecka-Kalinowska
Gdybyśmy przyjęli założenia czysto moralne, to byśmy nigdy niczego nie mieli/Jarosław Kaczyński/
"Będę konsekwentny w odzyskiwaniu dla ludzi PiS urzędu po urzędzie, przedsiębiorstwa po przedsiębiorstwie, agendy po agendzie. Odzyskamy te miejsca, których obsada zależy od państwa. PiS musi tam rządzić. Trzeba jasno powiedzieć, że 16 miesięcy po wygranej PiS żaden działacz czy zwolennik naszej partii, który wykrwawiał się w naszych kampaniach wyborczych, nie może cierpieć głodu i niedostatku. Ci ludzie muszą w satysfakcjonujący sposób przejąć władzę w części sektora podlegającej rządowi".
/Jacek Kurski na Zjeździe Wyborczym PiS,4 marca 2007w Gdańsku:/
&
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka