Lekcja patriotyzmu dla początkujących i niezaawansowanych intelektualnie.
Drodzy moi – jeden z was wczoraj, w programie telewizyjnym przytoczył cytat z wypowiedzi Donalda Tuska. Ten cytat brzmi : „Polska to nienormalność’. Po czym, w wystudiowany przed lustrem sposób mrużąc oczy, co zapewne w jego przekonaniu nadaje mu inteligentny wyraz twarzy, odchylił się do tyłu unosząc z lekka podbródek, co , podobnie jak Duce, uważa najwidoczniej za esprit męskiej nonszalancji..
Nie będziemy jednak analizować ilości pudru, jaki osypał się w tym momencie z twarzy owego człowieka o atrakcyjnym wyglądzie włoskiego fryzjera. I nie będzie nas interesować zużywana przez niego ilość pomady pozwalającej na staranne ułożenie każdego włoska na głowie, tudzież w innych miejscach..
Albowiem pan ów nie jest jedynym, który z rozkoszą swojej bezrozumności przytacza ów cytat, wyjmując go z kontekstu. Wielu z was również z lubością zwykło go przytaczać, tyleż złośliwie, co głupio.
Czas zatem go objaśnić w dwóch aspektach, w sposób możliwie prosty i nieskomplikowany, tak, byście mogli pojąc nie tylko jego prosty sens, ale i szczególne znaczenie czasu, kiedy wypowiedź premiera Tuska, wówczas trzydziestoletniego człowieka została udzielona w ankiecie „Czym jest polskość” tygodnika „Znak” w 1987 roku.
Aspekt pierwszy – sens.
Na końcu zamieszczę tę wypowiedź, tak by każdy z was mógł nauczyć się jej na pamięć. Bo warto. Tak pięknego wyznania miłości Ojczyzny, tak wzruszającego opisu trudnej miłości do swojego kraju, takiego zmagania się z naturalnym buntem przeciwko temu, co każe człowiekowi trwać w nim i z nim, mimo, że świat jest stokroć bardziej kuszący – we współczesnej literaturze faktu i w ogóle we współczesnej literaturze nie ma.
Jeśli chcecie dostąpić kiedyś zaszczytnego miana patrioty – powinniście zrozumieć, że nie wystarczy płytkie i naskórkowe odwalenie świąt narodowych przy piwku przed telewizorkiem lub w najlepszym przypadku marsz z polską flagą od pomnika jednego człowieka, który gdyby żył, przepędziłby was na cztery wiatry, do drugiego pomnika innego człowieka, który postąpiłby z wami identycznie. Każdy z innych powodów – ale obaj dlatego, że nie tolerowali butnej głupoty i kłamstwa.
Nie jest też nim urządzanie uroczystości ku czci z machaniem wyciągniętymi ze strychu flagami narodowymi i obowiązkowym wrzaskiem Bóg Honor i Ojczyzna –szczególnie, gdy żadnego z tych słów tak naprawdę nie znacie i nie umiecie przełożyć na swoją własną codzienność.
Patriotyzm, moi mili – to ta wykonywana każdego dnia niewdzięczna, szara praca, to obowiązki wykańczające człowieka tak, że czasem odechciewa mu się żyć, to cierpienie i zmaganie się z przeciwnościami losu, to wybór zwyczajności często przygnębiającej tu - a nie tam, gdzie kolorowo, beztrosko i fajnie. To czasem bieda i strach o jutro, ale i uparte trwanie, chociaż gdzie indziej najprawdopodobniej byłoby bogaciej, dostatniej.
Nie, nie dzisiaj – WTEDY!
Aspekt drugi – czas.
Mamy rok 1987. Komuna szleje. Po stanie wojennym ”Solidarność” nie może się podźwignąć, Nastroje są niewesołe. Ludzie bez pracy, upokorzeni, szykanowani, skazani na bylejakość. Sporo wybiera emigrację. Powiedzmy otwarcie – wybrało i nadal wybiera ucieczkę od Ojczyzny. Od Polski, która niczego im nie obiecuje i żadnych perspektyw nie stwarza.
Nie miejmy do nich o to żalu, że ich patriotyzm nie okazał się na tyle mocny by trwać przy Polsce i w Polsce wtedy, gdy krwawiła i potrzebowała naszej pomocy i naszego wysiłku – w zamian nie dając nic. Nic prócz smutku, łez, bólu i paru groszy na przeżycie.
Człowiek jest tylko człowiekiem – chce żyć i użyć. Tylko ci, którzy w sercach i umysłach mają to coś, ten upór i wiarę i tę wielką miłość – widząc dokoła tę nienormalność – pozostali.
Oni WYBRALI. Czy rozumiecie, co znaczył w 1987 roku taki wybór?
Nie, nie rozumiecie. Wiem, że nie rozumiecie.
Dzisiaj w kraju wolnym, pięknym, bezpiecznym, dobrze się rozwijającym – ciężko zrozumieć nienormalność tamtej Polski i tamtej polskości. Na które się wbrew rozumowi i pragmatyzmowi decydowało, jako na to jedyne miejsce na świecie, gdzie chce się być, żyć i umrzeć.
Zaczęłam ten wykład kpiarsko i cynicznie po to, by pokazując wam bezczelnego, zarozumiałego, bufonowatego fircyka, którego dobry Bóg nie wyposażył w dar rozumienia polskości, nie dał mu łaski patriotyzmu - łatwiej wprowadzić was w ten nastrój powagi, dramatycznych wyborów, poprzedzających wybuch wolnej Polski – tej w której urodziło się i dorosło już pierwsze pokolenie, dla którego wolność, otwarty świat, dostęp do wiedzy, są stanem przyrodzonym i normalnością.
Polskość dzisiaj – to normalność. Ale nie wtedy, gdy młody historyk, pamiętający tak niedawną swoją obecność 13 grudnia 1981 roku w stoczni gdańskiej, na zewnątrz której stały czołgi, dokonywał swojego najważniejszego w życiu wyboru.
DONALD TUSK, Polak rozłamany, "Znak", 1987 rok
Polskość jako zadany temat... Wydawałoby się: tylko usiąść i pisać. A tu pustka, tylko gdzieś w oddali przetaczają się husarie i ułani, powstańcy i marszałkowie, majaczą Dzikie Pola i Jasna Góra, dziejowe misje, polskie miesiące, zwycięstwa i klęski. Zwycięstwa?
Jak wyzwolić się z tych stereotypów, które towarzyszą nam niemal od urodzenia, wzmacniane literaturą, historią, powszechnymi resentymentami? Co pozostanie z polskości, gdy odejmiemy od niej cały ten wzniosło-ponuro-śmieszny teatr niespełnionych marzeń i nieuzasadnionych rojeń? Polskość to nienormalność - takie skojarzenie narzuca mi się z bolesną uporczywością, kiedy tylko dotykam tego niechcianego tematu.
Polskość wywołuje u mnie niezmiennie odruch buntu: historia, geografia, pech dziejowy i Bóg co jeszcze wie wrzuciły na moje barki brzemię, którego nie mam specjalnej ochoty dźwigać, a zrzucić nie potrafię (nie chcę mimo wszystko?), wypaliły znamię i każą je z dumą obnosić. Więc staję się nienormalny, wypełniony do granic polskością, i tam gdzie inni mówią człowiek, ja mówię Polak; gdzie inni mówią kultura, cywilizacja i pieniądz, ja krzyczę Bóg, Honor i Ojczyzna (wszystko koniecznie dużą literą); kiedy inni budują, kochają się i umierają, my walczymy, powstajemy i giniemy.
I tylko w krótkich chwilach rozważamy nasz narodowy etos odrobinę krytyczniej, czytamy Brzozowskiego i Gombrowicza, stajemy się normalniejsi. Jest jakiś tragiczny rozziew w polskości - między wyobrażeniem a spełnieniem, planem a realizacją. Jest ona etosem pechowców, etosem przegranych i zarazem niepogodzonych ze swą przegraną. Wolność jest w nim wartością najwyższą [...wycięte przez cenzurę] porywa się na czyny wielkie z mizernym zwykle skutkiem. Polskość w rzeczy samej jest nieadekwatną do ponurej rzeczywistości projekcją naszych zbiorowych kompleksów. Piękniejsza od Polski jest ucieczka od Polski tej na ziemi, konkretnej, przegranej, brudnej i biednej. I dlatego tak często nas ogłupia, zaślepia i prowadzi w krainę mitu. Sama jest mitem.
Tak, polskość kojarzy się z przegraną, z pechem, z nawałnicami. I trudno, by było inaczej. "Czym jest nasze życie?" - pisał Andrzej Bobkowski w Szkicach Piórkiem (ile w nich trafnych uwag o polskości!). - Nawijaniem na kawałki tekturki krótkich kawałków nitki bez możności powiązania ich ze sobą. Gdzie mam szukać metryki urodzenia mojego dziadka? Gdzie odnaleźć ślad prababki? Do czego przyczepić cofającą się wstecz myśl? Do niczego - do opowiadań, prawie do legend tego kraju, który wynajął sobie w Europie pokój przechodni i przez dziesięć wieków usiłuje urządzić się w nim z wszelkimi wygodami i ze złudzeniem pokoju z osobnym wejściem, wyczerpując całą swą energię w kłótniach i walkach z przechodzącymi. Jak myśleć o urządzeniu tego pokoju ładnymi meblami, bibelotami, serwantkami, gdy ciągle błocą podłogę, rozbijają i obtłukują przedmioty? To nie jest życie, to ciągła tymczasowość życia motyla i dlatego w charakterze naszym jest może tyle cech przypominających tego owada. Jakim cudem mamy być mrówkami?...
Gdy spisuję te luźne uwagi, czuję w każdym momencie, że coś umyka, że z wielkim trudem formułuję nawet banalne myśli. Refleksja zniekształcona jest nastrojem, emocją, a i te są zmienne. Bo choć polskość wywołuje skojarzenia kreślone przez historię, jest ona przecież dzianiem się, jest niepewnym spojrzeniem w przyszłość. I szarpię się między goryczą i wzruszeniem, dumą i zażenowaniem. Wtedy sądzę - tak po polsku, patetycznie - że polskość, niezależnie od uciążliwego dziedzictwa i tragicznych skojarzeń, pozostaje naszym wspólnym świadomym wyborem.
Virtual Pet Cat for Myspace Renata Rudecka-Kalinowska
Gdybyśmy przyjęli założenia czysto moralne, to byśmy nigdy niczego nie mieli/Jarosław Kaczyński/
"Będę konsekwentny w odzyskiwaniu dla ludzi PiS urzędu po urzędzie, przedsiębiorstwa po przedsiębiorstwie, agendy po agendzie. Odzyskamy te miejsca, których obsada zależy od państwa. PiS musi tam rządzić. Trzeba jasno powiedzieć, że 16 miesięcy po wygranej PiS żaden działacz czy zwolennik naszej partii, który wykrwawiał się w naszych kampaniach wyborczych, nie może cierpieć głodu i niedostatku. Ci ludzie muszą w satysfakcjonujący sposób przejąć władzę w części sektora podlegającej rządowi".
/Jacek Kurski na Zjeździe Wyborczym PiS,4 marca 2007w Gdańsku:/
&
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka