PiS umiera. Na uwiąd energii, intelektu i z braku moralności. Także na niedostatek patriotyzmu. Zapędzony w ślepy zaułek kłamstw, insynuacji i pomówień, umiera w kącie pod ścianą, gdzie kończy się historia polskiej prawicy postPRLowskiej. Tej koncesjonowanej prawicy, która sama siebie namaściła, nie bez zgody środowisk związanych z PZPR i nie bez ich aktywnego udziału.
Na drugim końcu ulicy o nazwie Historia umiera wywodząca się z tego samego pnia, wyrosła z tych samych korzeni, postPRLowska lewica. Umiera dokładnie z tej samej przyczyny, cierpiąc na tę samą chorobę. Ale to nie umieranie SLD jest widowiskiem spektakularnym. Jego śmierć była przewidywana i spodziewano jej się.
Śmierci PiS jego zwolennicy nie spodziewali się. Ba, naiwnie wierzyli, że rozpad PiS, dokonywany na ich oczach, wzmocni PiS, „zdrajców” zaś ześle w polityczny niebyt.
Tymczasem dokonująca się degrengolada nabiera przyspieszenia i mimo, iż działania „zdrajców” nie wzbudzają nadziei na powstanie zjednoczonej prawicy, która byłaby w stanie stanąć naprzeciw nowej lewicy budowanej przez Janusza Palikota – to los PiS jest przesądzony.
Gdy czyta się teksty pisowskich blogerów uderza ton rozgoryczenia, próby podtrzymywania morale, jakieś szalone analizy, których skutkiem ma być wmówienie ludziom, że jest inaczej niż jest.
Ale przede wszystkim uderza kłamstwo. Zjawisko nierozerwalnie związane z PiS.
Zwolennicy PiS nie mają świadomości, że kłamiąc przyspieszają agonię, bo prawda w dzisiejszych czasach nie jest towarem deficytowym, jakim była w PRL.
Oto kilka przykładów z wczoraj:
Jeden z blogerów celowo dokonując porównania sytuacji wizyty Kaczyńskiego w Marcinkowicach i wizyty prezydenta Komorowskiego w jakiejś szkole, świadomie zniekształca rzeczywistość i tworzy sztuczną hierarchię. Po pierwsze, podnosząc rolę szeregowego posła Jarosława Kaczyńskiego do rangi równej prezydentowi Polski. Po drugie przekonując czytelników, że wizyta Glowy Państwa w szkole jest tym samym, co indoktrynacja dzieci przez niemądrego księdza, który nawołuje Kaczyńskiego do obrony Polski przed Polakami i przez równie niemądrą dyrektorkę szkoły uczącą dzieci kłamstwa i nieprawdziwej historii Polski a razem wymuszających na tych dzieciach udział w partyjniackiej, pisowskiej, propagandowej imprezie.
Marcinkowice to przykład haniebnej manipulacji dziecięcymi umysłami – jak za Stalina uczonych wyznawania fałszywego kultu jednostki.
To, ze pisowski propagandysta na usługach Sakiewicza tak pisze – wcale nie dziwi. Ale warto o tym wspomnieć, by ludzie znali prawdę.
Nie jestem w staniej pojąć, że są młodzi ludzie, którzy w działaniach Moniki Olejnik dostrzegają rzetelność dziennikarską. Ale nie tym chciałam.. Treść tekściku innej blogerki, pionierki, a może nawet już komsomołki pisowskiej, jest klasycznym podłożeniem własnej pupy pod baty. Otóż apologetka PiS pisząc o dzieciach Soso, czyli pogrobowcach komuny w Polsce – zapomniała, że takim samym dziecięciem Soso można nazwać: obu braci Kaczyńskich, Zbigniewa Ziobro, Ludwika Dorna i zapewne wielu innych, członków PiS, byłych lub obecnych a nawet przyszłych, których ojcowie mniej lub bardziej jawnym flirtem z komuną, życiorysy dzieciom spaprali. Co prawda, zapewne w najśmielszych przypuszczeniach nie zakładali, że potęga starego Soso kiedykolwiek upadnie. A ja muszę skonstatować, że po uzupełnieniu w wyżej wymienione nazwiska – tekst tej blogerki staje się znacznie bardzie prawdziwy, chociaż z pewnością nie dla niej.
Miałam opisać scenę, gdy nad głową siedzącego prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który jest w jakiejś totalnej niemocy, prezydent Sarkozy dzwoni do Polski, do jego brata, by powiedział jaką decyzję podejmuje prezydent, który niczego nie podejmuje, bo milczy i podjąć niczego nie jest w stanie. No a potem nam się mówi, jak to Lech Kaczyński wynegocjował Traktat Lizboński. Scenę opisały już dawno różne media, a niedawno wrócił do niej Jacek Kurski.
Pisze o tym inna zwolenniczka PiS, z której jaskółczym piórkiem zetknęłam się przez przypadek i całkowicie mi ten raz wystarczy. Wszechstronność tematyki, na której zna się owa pani i po której porusza się z iście ptaszym podfruwaniem, poćwierkując półprawdy i całe kłamstwa – wyczerpuje moją tolerancję.
No i młody salonowy dziennikarz in spe, któremu prawa noga utknęła w wiadrze z wazeliną, patrzy ze smutkiem, jak pociąg z napisem PiS zjeżdża do zajezdni po swoim ostatnim kursie, gdzie czekają już Indianie z tomahawkami, bo prezes zgubił fajkę pokoju.
Trochę mu się nałgało jak zwykle, tym razem insynuacyjka i kłamstewko o tym, co powiedział Janusz Lewandowski, chociaż tego nie powiedział, no i czas się rozglądać bacznie za jakimś sponsoringiem - najlepiej wdyrdać się z tym samym wiadrem, tej samej wazeliny w pobliże domu innego prominenta – by na przykład pomóc taskać wózek świeżo upieczonej mamie – zarazem wpływowej osobie w mediach. Dobrotliwy Leski to z niej nie jest, ale kto wie…?
Ponury obraz, jak odbierają sytuację w PiS ludzie z zewnątrz partii, uzupełniają przecieki z tego, co się dzieje w samym PiS, szczególnie w jego najwyższych kręgach. A tam trwa walka na śmierć i życie. Rozbawienie ”krecikiem” większości mediów, które temat wałkują już któryś dzień z rzędu, wcale zabawne nie jest. Przeciwnie – zawiera w sobie element grozy i sięgania po najcięższy kaliber broni.
Ale o tym w następnym tekście.
Virtual Pet Cat for Myspace Renata Rudecka-Kalinowska
Gdybyśmy przyjęli założenia czysto moralne, to byśmy nigdy niczego nie mieli/Jarosław Kaczyński/
"Będę konsekwentny w odzyskiwaniu dla ludzi PiS urzędu po urzędzie, przedsiębiorstwa po przedsiębiorstwie, agendy po agendzie. Odzyskamy te miejsca, których obsada zależy od państwa. PiS musi tam rządzić. Trzeba jasno powiedzieć, że 16 miesięcy po wygranej PiS żaden działacz czy zwolennik naszej partii, który wykrwawiał się w naszych kampaniach wyborczych, nie może cierpieć głodu i niedostatku. Ci ludzie muszą w satysfakcjonujący sposób przejąć władzę w części sektora podlegającej rządowi".
/Jacek Kurski na Zjeździe Wyborczym PiS,4 marca 2007w Gdańsku:/
&
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka