Czyli opowiastka powyborcza w dwóch rozdziałach
Rozdział pierwszy - o geniuszu politycznym premiera Tuska.
Rozbawił mnie dzisiaj Bronek Wildstein razem z Andrzejem Morozowskim rozważając nadużycie przez premiera Donalda Tuska zaufania wyborców głosujących na Platformę Obywatelską.
Nadużycie polegać ma, zdaniem panów dziennikarzy, na niemożności poznania nowego rządu PO w dowolnej koalicji już teraz, natychmiast, po wyborach.
Obiekcje Wildsteina i Morozowskiego nie uwzględniają faktu, że poparcie wyborców dla PO i Tuska wynika przede wszystkim z zaufania Polaków do samego Tuska i wszelkich jego decyzji. W tym dotyczących dowolnego konstruowania rządu.
Zaufania wyrażanego w różnicy oddanych głosów między PO a PiS równą niemal całemu wynikowi trzeciej w kolejności partii wchodzącej do sejmu, czyli partii Janusza Palikota – wynoszącej mniej więcej milion czterysta tysięcy oddanych głosów.
Rozumiem zakłopotanie pisowskich propagandystów wobec genialnego posunięcia premiera Tuska. Bo trzeba przyznać, że pomysł, by zaproponować prezydentowi i parlamentowi stary rząd koalicji PO-PSL, jako rząd funkcjonujący do końca polskiej prezydencji – to pomysł godny męża stanu.
Argumenty z pozostawieniem do końca roku ministrów, którzy prowadzą aktualnie działania związane z naszą prezydencją w UE – są logiczne i nie do podważenia.
Ale za nimi kryje się znacznie poważniejsza sprawa. Otóż rząd, ten stary rząd, razem z osobą premiera, musi przejść cała procedurę podania się do dymisji i ponownego powołania z udziałem i Prezydenta RP i sejmu RP. Taki rząd będzie mieć status dokładnie taki sam, jak każdy inny NOWY rząd. Istotniejsze jest jednak to, że jeśli w przyszłości premier zechce zmienić jego skład – wówczas będzie odbywać się to na zupełnie innych zasadach- czyli na zwyczajnej wymianie pojedynczych ministrów.
A więc Donald Tusk zyskuje nie tylko ponad dwa miesiące na spokojne przygotowanie przyszłego układu koalicyjnego, ale unika do końca roku wszelkich dywagacji medialnych o ewentualnej przyszłej koalicji. Może w spokoju prowadzić rozmowy. Nie jest zmuszony do zawierania formalnych zobowiązań. I ma wolną rękę w powołaniu na stanowiska ministerialne dowolnych osób, zarówno spoza partii politycznych ( fachowcy), jak i z szeregów różnych ugrupowań, w tym potencjalnych stałych, lub tylko doraźnych koalicjantów.
Luksusu politycznego komfortu, jaki zapewnia taka decyzja oraz trzymania wszystkich kart we własnych rękach – nie trzeba nikomu tłumaczyć.
Złość, jaką ten komfort Tuska wywołuje w jego przeciwnikach politycznych – też jest oczywista.
Rozdział drugi – „Jarosław ty nas zbaw”
Przyznacie, że argument w postaci powyżej zacytowanego okrzyku, jako czegoś, czego „zmarnować nie można” – to argument z dziedziny metafizyki – a nie polityki. A takim argumentem posłużył się prezes, partii ostatnio zwanej ” Papryka i Salami”.
Śmieszne? Raczej infantylne.i przepełnione strachem.
Nie dość, że wizja „orbanizacji” Polski pod rządami Jarosława Kaczyńskiego oddala się ku bliżej nieokreślonej nie dającej się przewidzieć przyszłości, nie dość, że sam Wiktor Orban pisze list gratulacyjny do …Donalda Tuska, w którym…zresztą co ja wam będę opowiadać, przeczytajcie sami:
„Premier Węgier Viktor Orban przesłał list do polskiego premiera Donalda Tuska, gratulując wygranej jego partii w wyborach parlamentarnych - poinformował rzecznik Orbana.
W liście do Tuska Orban napisał, że to zwycięstwo gwarantuje większą współpracę w Europie Środkowej i Wschodniej i dalszy rozwój stosunków polsko-węgierskich - poinformował rzecznik węgierskiego premiera Peter Szijjarto.
Orban życzył także swemu polskiemu partnerowi sukcesu w sprawowaniu rotacyjnej prezydencji w Unii Europejskiej.
Węgierska agencja MTI pisze, że partia Donalda Tuska - Platforma Obywatelska - jest "siostrzaną partią" centroprawicowej partii Fidesz Viktora Orbana.
PAP”
Przeczytaliście… no to zastanówcie się teraz nad szansą Kaczyńskiego w dotrwaniu do wyborów w 2014 roku, co jest gwarancją przetrwania w ogóle prezesa PiS w swojej roli na dalsze lata. Dlaczego rok 2014 a nie rok 2015? Wybory parlamentarne będą w 2015. Ale wcześniej w 2014 roku odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego. I wtedy właśnie dwóch panów z PiS może stracić wszystko. Dosłownie wszystko, co z uporem przez wiele lat budowali. Zbigniew Ziobro i Jacek Kurski. – ci, których obecnie w PiS obarcza się odpowiedzialnością za przegrane wybory.
To o ich wyborze stojącym w ostrej sprzeczności do wyboru Kaczyńskiego chcę opowiedzieć.
Oni muszą podjąć decyzję teraz. Już. Oni nie mają czasu.
Mogą oczywiście próbować dotrwać do Zjazdu PiS, który przypada także na rok 2014, ale ryzykują, że po pierwsze nie znajdą się na listach kandydatów do Parlamentu Europejskiego, a nawet, że nie znajdą się na tym Zjeździe, ponieważ wcześniej mogą w ogóle przestać znajdować się w PiS. Usunięci z partii pod byle pretekstem przez Kaczyńskiego – stracą wszystko.
A nikt lepiej od nich nie wie, jakimi pokrętnymi ścieżkami chadza mściwość ich partyjnego szefa.
Dlatego, jeśli prawdą są krążące coraz głośniej wieści o rozpadzie „szorstkiej przyjaźni” Kurskiego, Ziobry i powiązanych z nimi ludzi z Kaczyńskim - to decyzje muszą zostać podjęte niebawem.
Mówi się o pięćdziesięciu dwóch szablach w nowym parlamencie, jakie maja Kurski i Ziobro.
Mówi się, że wobec statutu PiS skonstruowango na wzór statutu PZPR, który zapewnia nieusuwalność prezesa – Ziobro i Kurski mają dość ograniczone możliwości i wybór tylko między dwiema sytuacjami.
Pierwsza – to wymuszenie na członkach partii, na delegatach zjazdowych, decyzji o przyspieszonym, nadzwyczajnym Zjeździe PiS i publicznym wotum nieufności wobec Kaczyńskiego, wymuszającym jego rezygnację – i jeśli to się uda, przejęciu władzy w PiS.
Druga, jeśli to się nie uda – wyprowadzeniu swoich ludzi z PiS, co oznacza potężny rozłam, zwłaszcza w terenie, gdzie zarówno Kurski, ale przede wszystkim Ziobro mają sporo zwolenników – i stworzeniu nowej partii w oderwaniu od PiS. Dodam, że sytuacja w żadnej mierze nie przypomina sytuacji PJN, ponieważ pozycja Zbiory i Kurskiego, za którymi stoją całe struktury terenowe PiS, z pozycją polityków PJN, bez takiego zaplecza, jest nieporównywalna.
Pytanie, jakiego wyboru dokona Kaczyński i jak dalece sięga jego przeświadczenie, że nie wolno NIKOMU zmarnować faktu, że są w Polsce ludzie, którzy nazywają go zbawicielem i wierzą w jego zbawicielską moc.
I jak bardzo prezes PiS uwierzył, że jego osobisty kontakt z „Paprykarzem” przekłada się na możliwość zainstalowania Budapesztu w Warszawie
Virtual Pet Cat for Myspace Renata Rudecka-Kalinowska
Gdybyśmy przyjęli założenia czysto moralne, to byśmy nigdy niczego nie mieli/Jarosław Kaczyński/
"Będę konsekwentny w odzyskiwaniu dla ludzi PiS urzędu po urzędzie, przedsiębiorstwa po przedsiębiorstwie, agendy po agendzie. Odzyskamy te miejsca, których obsada zależy od państwa. PiS musi tam rządzić. Trzeba jasno powiedzieć, że 16 miesięcy po wygranej PiS żaden działacz czy zwolennik naszej partii, który wykrwawiał się w naszych kampaniach wyborczych, nie może cierpieć głodu i niedostatku. Ci ludzie muszą w satysfakcjonujący sposób przejąć władzę w części sektora podlegającej rządowi".
/Jacek Kurski na Zjeździe Wyborczym PiS,4 marca 2007w Gdańsku:/
&
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka