MAK, czyli Rosja wybrała drogę konfrontacji - to już wiadomo. Znana z krajowego podwórka taktyka.
Ileż to razy rząd Donalda Tuska i sam Premier, gdy wykładali się na kolejnej sprawie (reformie), gdy odkładali na półkę lub do szuflady, albo zawieszali na haku kolejny punkt programu wyborczego, gdy na jaw wychodziła ich amatorszczyzna wysyłali do studia TV Palikota, Niesiołowskiego czy Kutza – i stały scenariusz.
Mordobicie medialne, w którym ginęła istota sporu.
Ile razy Tusk przyznał się do błędu?
Raz – w sprawie Ćwiąkalskiego, i drugi raz, gdy hurtem odwołał kilku współpracowników - przesunął - przy aferze hazardowej, której jak wiadomo nie było.
Poza tym – na wizerunku Platformy nie może być najmniejszej rysy, żadnej skazy. Wystarczy posłuchać, czego nie ma do powiedzenia marszałek Niesiołowskiego, i wystarczy rzucić okiem na jego wytarte czoło.
I tą drogę wybrał MAK.
Nie będzie konsultacji, uzgadniania, rozmów dwustronnych, ani żadnych innych rozmów.
Jeszcze nie tak dawno polski akredytowany przy MAK mówił:
"Nie wiem, czy strona polska będzie chciała się odwoływać. Trzeba ocenić korzyści i straty, to bardzo poważna decyzja. Jesteśmy sąsiadem wielkiego kraju, to oni badają ten wypadek. Jeśli sprzeciwimy się konkluzjom rosyjskim zawartym w raporcie, pojawią się opinie, że nie ufamy MAK, a to może się przełożyć na inne problemy o randze państwowej."
A przed chwilą przeczytałem, co ma do powiedzenia polski akredytowany przy MAK płk Edmund Klich:
„Nie wiedziałem nic o jutrzejszej prezentacji raportu Międzynarodowej Komisji Lotniczej. Dowiedziałem się z PAP”
Rosjanie nie byli łaskawi poinformować polskiego - zdaje sięj edynego - akredytowanego przy MAK (SIC)
jak przedstawia swoje oczekiwania polski przedstawiciel:
„Spodziewam się, że raport MAK nie będzie bardzo odbiegał do projektu, który otrzymaliśmy. Mam jednak nadzieję, że strona rosyjska poważnie podejdzie do problemu i uwzględni polskie uwagi”.
Kabaret?
Mój wniosek:
Badanie katastrofy lotniczej przebiegało według tak „wyjątkowych standardów”, poza standardowo, że żadne rozmowy, żadne konsultacje nie mogły wyników badań uratować. Na wizerunku strony rosyjskiej nie może siępojawić najmniejsza rysa. Przewidywałem to i pisałem to wiele miesięcy temu, gdy wina kontrolerów lotu - co najmniej ich wina - była oczywistą, dla każdego oprócz polskich dziennikarzy mainstreamowych.
Jakie jest wyjście z tej sytuacji? Klasyczne – pijarowskie.
Przedstawimy raport komisji (my MAK - my strrona rosyjska) , można przewidzieć, że będzie urągał wszelkim standardom zachodnim, a wy … strona polska .. róbcie, i mówcie, co chcecie.
Jeszcze nie tak dawno polska prasa donosiła:
Premier Donald Tusk ocenił 17 grudnia, że projekt raportu MAK w tym kształcie, w jakim został przysłany przez stronę rosyjską, jest bezdyskusyjnie nie do przyjęcia.
Zobaczymy, co powie teraz, będzie dyskutował, czy też nie? Jeżeli tyle razy miał okazję i nie potrafił się przeciwstawić rosyjskiej narracji, wiec dzisiaj?
A my - opinia publiczna, społeczeństwo - usłyszymy jak kolejny raz prasa rosyjska przemówi jednym głosem – mniej więcej tak: I tak byliście, jesteście i będziecie rusofobami. I będzie kilka wrzutek medialnych - coś bardzo głośnego.I dojdzie do mordobicie medialnego, międzynarodowego.
Wynik łatwy do przewidzenia, i istota manipulacji i zaniedbań zostanie ukryta.
Badanie przyczyn katastrofy jest zakończone.
A premier Tusk?
Może skompletuje i wyśle kolejną ekspedycję archeologiczną?
Inne tematy w dziale Polityka