Kto za komuny nie czytał Wnuka Lipińskiego? „Wir Pamięci”, „Rozpad połowiczny” czy w końcu „Mord założycielski”. Czytało się, ale prawie nikt nie widział i nie słyszał, co ten przenikliwy umysł ma do powiedzenia, gdyż w urbanowej tvp 1 czy tvp 2 nie można było zobaczyć ich autora. Kto żył w tamtych czasach, również w jego książkach szukał nadziei.
Tak było.
A dzisiaj Wnuka Lipińskiego pełno w telewizorze. I pojawia się ze swoimi widzeniami sceny politycznej w prasie. I mam w ręku Rzeczpospolitą. I czytając tytuł: „Zalążek trzeciej siły” (domyślam się, że chodzi o inicjatywę dwóch pań) – nie wiem, czy ze względu na przeszłość i na dawne sympatie czytelnicze nie winienem zastosować taryfy ulgowej.
Od pewnego czasu nauka i profesorowie są używani do bieżącej walki politycznej przez media. Póki pisali w GIEWU pół biedy – kto ją czytał. Ale zaczęli pojawiać się coraz częściej w telewizorze.
Dyżurny profesor medialny Ireneusz Krzemiński rozrósł się o Majcherka – wcześniej redaktor, oraz Markowskiego – wcześniej doktor. Gdy w telewizorze miga Markowski z bródką, czy z góry nie jest wiadomo, co powie? Rozczochrany Majcherek jest w stanie zaskoczyć widzów „loży prasowej” jakąkolwiek myślą?
Peerelowskie dinozaury Wódz czy Kik w roli politologów – rozumiem. Nie wymagam. Mogą wszystko wyksztusić przed kamerą.
Ale Wnuk Lipiński? Przecież to całkiem inna szuflada.
I biorę do ręki „Rzeczpospolitą” i czytam najnowsze myśli profesorskie.
Czy profesor nie wstydzi się używać tefałenowskiego języka do opisu rzeczywistości? Przystawki ? Wypłukiwanie PiS z ludzi? Tandem Kaczyński – Ziobro?
Niektóre tezy mógłby wydusić z siebie Kużniar przy śniadaniu, czy redaktor Werner, ale profesor socjolog? Autor doskonałych książek?
Kilka przykładów:
· Zdaje się, że prezes PiS nie uprawia już polityki.
· Żeby zinterpretować jego zachowanie, trzeba zagłębić się w psychologię.
· Przy prezesie pozostanie karna i zdyscyplinowana grupa gotowa bezwarunkowo poprzeć każdą jego woltę.
Przecież w profesorskiej głowie mogą myśli ułożyć się w kształt zdania - „Sukces nowej partii, a więc marginalizacja PiS, byłby dla polskiej demokracji zbawienny” - ale czy profesorski niezależny umysł powinien tę myśl artykułować?
Pisze a ja czytam: „Partia Kluzik-Rostkowskiej i Jakubiak jako ugrupowanie bardziej wyważone i racjonalne, a mniej emocjonalne …” i pytam.
Czy profesor nie widział tej rozedrganej emocjonalnie, z nienaturalnym uśmieszkiem przylepionym do ust posłanki Kluzik? Czy widział posłankę Jakubiak, która cokolwiek powiedziała w sposób nie emocjonalny? Każde słowo wydobyte z siebie okrasza emocjami.
Jak głębokich analiz musiał profesor Wnuk Lipiński dokonać, by zebrać ich wyniki i obwieścić?
„Wyrzucenie dwóch posłanek na początku kampanii wyborczej jest po prostu nieracjonalne. O kłopotach, jakie może za sobą pociągnąć taka decyzja, wie każdy politolog, więc doświadczony polityk, jakim jest Kaczyński, także musiał zdawać sobie z nich sprawę. Dwa czy trzy tygodnie później można było zrobić to samo, a nie odbiłoby się to negatywnie na kampanii samorządowej”.
Przecież, żeby to odkryć wystarczy włączyć TVN 24 o dowolnej porze profesorze Lipiński.
„Ostatnie posunięcia Kaczyńskiego nie są racjonalne albo są racjonalne w jakimś innym niż polityczny wymiarze” pisze Wnuk Lipiński, a ja to samo mógłbym powiedzieć o nim.
Pańskie analizy nie są naukowe (racjonalne), albo są racjonalne w jakimś innym wymiarze, propagandowym.
Czy myśli tak wybitnego umysłu winny płynąć z medialnym ciekiem?
Czy w całym artykule profesor Edmund Wnuk-Lipiński sformułował jakikolwiek, jeden jedyny punkt programu partii dwóch pań, prócz gołosłownego – „nowa chadecja”?
Kluzik i chadecja – litości profesorze.
LEAD:
Sukces partii Joanny Kluzik-Rostkowskiej, a więc marginalizacja PiS, byłby dla polskiej demokracji zbawienny. Platforma zyskałaby groźniejszego przeciwnika, a Donald Tusk miałby wreszcie z kim przegrać – uważa socjolog polityki
Inne tematy w dziale Polityka