„Dzień najgorszy, chyba dotychczas jeszcze najgorszy w moim życiu, to 17 września 1939 roku. Można by go porównać z jeszcze inną niedzielą - 13 grudnia 1981 roku; nie mamy jakoś szczęścia do niedziel. Ale wtedy był to koniec świata. Tak to odczułam i po 45 latach widzę, że odczułam prawdziwie” – pisze w pamiętniku dwudziestoletnia studentka Sorbony.
Siedemdziesiąt jeden lat temu dzień 17 września był końcem świata dla Anny Wojciechowskiej[i], którą po maturze w gimnazjum im. Królowej Jadwigi w 1937 roku rodzice wysłali na studia ze Lwowa do Paryża.
Gdyby Niemcy z Sowietami napadli na Polskę miesiąc później, studentkę Sorbony wojna zastałaby zapewne we Francji. Wspomina, jak we Lwowie 17 września w radiu usłyszała radosne krzyki … krzyki po rosyjsku, w których wyraźne były tylko dwa zwroty: Krasnaja Armia, mareszal Woroszyłow. „Chodziłam po naszym zielonym, pachnącym ogrodzie i płakałam – mój świat się skończył”. Osiemnastoletni brat Anny, był gońcem w sztabie obrony Lwowa.
Wolność w Paryżu.
Pamiętniki nie przypadkowo są zatytułowane „O moją Polskę”, gdyż całe życie autorki, to walka o Polskę. Najpierw w konspiracji w Wilnie, potem, jako żołnierz AK, powstaniec warszawski, a w czasach Peerel „walka o Polskę” spowodowała, że Anna Rudzińska była prześladowana i więziona (1961), przez dziesiątki lat inwigilowana.
Po wojnie nastał czas „skrywanej”, ale przecież faktycznej okupacji Polski przez Sowiety. Anna Rudzińska może zacząć studia dopiero w 1949 roku, wykładowcami są Leszek Kołakowski i Krzysztof Pomian, a kolegami z roku Janusz Reykowski i Jerzy Wiatr. Po półtora roku wyrzucono ją z uczelni na wniosek organizacji młodzieżowej, jako „córkę inteligenta i posła sanacyjnego”.
Annę Rudzińską usunięto z uczelni w 1951 roku i w tymże samym roku, w jej ukochanym Paryżu, który pojawiał się w jej marzeniach przez okres całej wojny, wybrał „wolność” poeta Czesław Miłosz.
Radość ze złamania polskości
W znanym liście otwartym zatytułowanym „Nie”, który został opublikowany w paryskiej „Kulturze”, tłumacząc swoją decyzję o porzuceniu służby dla komunistycznego reżimu – Miłosz zaskakująco szczerze wyjaśnił swój stosunek do Polski – tej przedwojennej II Rzeczpospolitej i powojennej, nazwanej PRL: „W ciągu pięciu lat służyłem lojalnie mojej ludowej ojczyźnie, starając się według najlepszego mego rozumienia wypełniać moje obowiązki i jako pisarz, i jako attache kulturalny w Stanach Zjednoczonych i we Francji. Przychodziło mi to tym łatwiej, że cieszyłem się, iż półfeudalna struktura Polski została złamana …”
W najważniejszym w swoim życiu tekście Miłosz uznał za konieczne podzielenie się z czytelnikami listu radością, że Polska została złamana.
Miękkie lądowanie
Dwie postawy, jakże dwa różne punkty widzenia – córka legionisty 20 letnia Anna Rudzińska, dla której świat się skończył 17 września, i … punkt widzenia Czesława Miłosza, który pisząc swój list miał lat aż czterdzieści.
Miłosza ogląd 1939 roku i następujących po nim wydarzeń, to ogląd z perspektywy 12 lat od dnia napaści Sowietów na Polskę, gdy wiedział prawie wszystko, wiedział o Katyniu, wiedział o wywózkach, wiedział o eksterminacji Polaków, i rzecz nie bez znaczenia doskonale władający piórem, i tenże Miłosz ośmielał się w emigracyjnym piśmie formułować myśl - „cieszyłem się, iż półfeudalna struktura Polski została złamana”.
Wiele lat później w „Roku myśliwego” Miłosz napisze o niepodległości odzyskanej w 1918 roku: „Dla wielu, może dla większości, polskie państwo pojawiło się, jako anomalia albo wręcz przykra niespodzianka”.
Poeta pisząc te słowa w 1951 roku o złamanej Polsce, był człowiekiem „po przejściach” – po wojnie przez sześć lat z poręki Borejszy i Putramenta służył reżimowi w ambasadach – najpierw w Waszyngtonie, a potem w Paryżu. Łagodne lądowanie za żelazną kurtyną w Paryżu przygotował mu Jerzy Giedroyc. Zadbał o odpowiedni komunikat w prasie, o duży odczyt, który się odbył pod przewodnictwem Ignazio Silone, a do kilkuset dziennikarzy i literatów wysłano list tłumaczący decyzję poety.
Przez trupa Polski do światowej rewolucji
Juliusz Mieroszewski po zapoznaniu się z jego treścią - zanim on jeszcze został opublikowany pisał do Giedroycia, że wyczuwa w nim więcej tragedii apostaty niż radości powrotu marnotrawnego syna na „łono" chrześcijańskiej, zachodniej demokracji czy cywilizacji: „W gruncie rzeczy boli go to, że musiał przestać wierzyć, i on nie przeszedł do nas, tylko uciekł od nich”.
Słabość Miłosza do Sowietów ujawniła się już w 1932 roku. Wówczas nikt w Polsce nie powinien mieć złudzeń, czym jest Rosja Sowiecka, a Miłosz mieszkając w Wilnie tym bardziej, ale pisał w jednym z artykułów zatytułowanym „Sens regionalizmu”: „Jest pod bokiem najciekawszy kraj świata, ZSRR".
„Z politycznego punktu widzenia jest arcyważne, żeby dobić Polskę”. Lenin, 12 sierpnia 1920
I ten najciekawszy - według Miłosza - kraj świata, któremu nie udało się z Polakami i Polską w roku 1920, 17 września 1939 wbił Polsce „nóż w plecy”, a na sowieckim plakacie propagandowym widocznym na każdej lwowskiej ulicy już we wrześniu, mieszkańcy Lwowa widzieli, jak żołnierz Armii Czerwonej dobija Białego Orła, symbol "jaśniepańskiej" Polski.
Atak Stalina na Polskę, był pierwszym krokiem w realizacji tajnego niemiecko-sowieckiego protokołu z 23 sierpnia 1939 r., nazywanego dziś powszechnie paktem Ribbentrop-Mołotow. Piotr Szubarczyk w pracy zbiorowej „W cieniu czerwonej Gwiazdy. Zbrodnie sowieckie na Polakach (1917-1956)” pisze, że z dłuższej perspektywy historycznej można traktować ten atak jako ponowienie wielkiej operacji bolszewickiej przeciwko odrodzonej Rzeczpospolitej z lat 1919-1920, która miała prowadzić „przez trupa Polski do światowej rewolucji", czyli do bolszewickiej Europy.
I dygresja w tym miejscu - czytelnik może powinien złapać się za głowę – w tym roku, w dzień Święta Wojska Polskiego 15 sierpnia, a więc miesiąc temu, tym bolszewikom, żołnierzom Armii Czerwonej, którzy „po trupie Polski” mieli robić światową rewolucję, postanowiono w tejże Polsce odsłonić pomnik w kształcie krzyża (SIC!), i został on otoczony 22 bagnetami krasnoarmiejców. A wcześniejszą o kilka miesięcy akcję środowiska Czerskiej - akcję 9 maja, zapalanie świeczek na grobach żołnierzy Armii Czerwonej, przemilczę - w tym miejscu po prostu postawię kropkę.
Czym jest sowiecka okupacja
I już w październiku 1939 roku Zgromadzenie Ludowe Zachodniej Ukrainy we Lwowie wystosowało list do delegatów Białoruskiego Zgromadzenia Narodowego obradującego w Białymstoku, w którym między innymi czytamy: Przechodziliśmy jednakowe cierpienia i tortury w przeklętym więzieniu narodów, szlacheckiej Polsce … i dalej … sławna Czerwona Armia przyszła i nas wyzwoliła spod ucisku polskich obszarników i kapitalistów. Prosimy najwyższe władze ZSRR o przyjęcie nas do wielkiej rodziny wolnych narodów radzieckich, gdyż chcemy iść tą drogą, „którą nakreśliła nam partia bolszewików, którą nakreślili geniusze ludu pracującego - Lenin i Stalin”.
W liście apelu wzywali, by odebrać ziemię polskim obszarnikom, klasztorom oraz wysokim urzędnikom państwowym. „Śmierć wrogom! Hańba pachołkom polskich panów - burżuazyjnym nacjonalistom.(…) Niech żyje inspirator wyzwolenia Zachodniej Białorusi i Zachodniej Ukrainy - nasz drogi STALIN!”
I przeprowadzono karykaturalną „reformę rolną", która polegała na grabieży majątków ziemskich i rozdaniu ich na krótki czas chłopom, zanim tych samych chłopów zagna się do kołchozów. Nastąpiło gwałtowne załamanie się handlu i początek wielkiej biedy.
„Odkop i wyczyść na przyszłość ten polski szpiegowski brud. Zlikwiduj go dla dobra Związku Radzieckiego”. Stalin do szefa NKWD, Nikołaja Jeżowa, 14 września 1937
Historyk Instytutu Pamięci Narodowej Piotr Szubarczyk – specjalnie podkreślam fakt, że jest historykiem IPN, tak opisuje tamte wydarzenia: „Najtragiczniejszym zjawiskiem tego okresu były liczne, wspominane już, inspirowane przez władze sowieckie, mordy na „burżujach", „panach" i „elementach obcych klasowo", połączone z rabunkami mienia. W okresie „dni swobody", czyli „rewolucji" w bolszewickim wydaniu, za cichym przyzwoleniem i z inspiracji władz sowieckich, doszło na Kresach do niewiarygodnych wprost okrucieństw i zbrodni, które propaganda sowiecka przedstawiała, jako przejaw „słusznego gniewu ludu" przeciwko „ciemiężycielom".
Od jesieni do grudnia nastąpiła inkorporacja całego obszaru Kresów do państwa sowieckiego, i w tym czasie każdy, kto chciał wiedzieć, ten wiedział dokładnie - czym jest sowiecka okupacja.
Miłosz zaskakująco szczerze wyjaśnił swój stosunek do Polski – tej przedwojennej II Rzeczpospolitej i powojennej, nazwanej PRL: „W ciągu pięciu lat służyłem lojalnie mojej ludowej ojczyźnie, starając się według najlepszego mego rozumienia wypełniać moje obowiązki i jako pisarz, i jako attache kulturalny w Stanach Zjednoczonych i we Francji. Przychodziło mi to tym łatwiej, że cieszyłem się, iż półfeudalna struktura Polski została złamana …”
Fantastyczna siła stalinizmu
Miłosz nigdy nie ukrywał, że zdawał sobie sprawę z istoty komunizmu w stalinowskim wydaniu. Jego postawę życiową opisał Jacek Trznadel w eseju „Lewy profil”. A w wiele lat później, w rozmowie z młodymi ludźmi mówił: „nie zdajecie sobie sprawy, jaką siłę miał stalinizm. Intelektualną. Fantastyczną” I kontynuuje myśl o zmiażdżeniu intelektualnym Polski. Autor artykułu „Były poputczik Miłosz” Sergiusz Piasecki pisał - oceniając jego postawę - o czterdziestoletnim Miłoszu per „stara kobyła”, Zbigniew Herbert zwykł mawiać o komunistach późniejszych rewizjonistach per „stare konie”, a jak by nazwali starca wypowiadającego podobne brednie?
Zdawanie sobie z sprawy z istoty stalinizmu przez członków przyszłej elity jest ważne, gdyż możemy określić, jaka forma współpracy z Sowietami powinna być traktowana, jako kolaboracja - temat tabu w III RP. A przecież głęboki podział Polski - podkreślę ten fakt już w tym miejscu, podział w sferze świadomości społecznej, ma swoje źródło właśnie w tamtych wydarzeniach, a zaczął się 17 września wraz z momentem ataku Sowietów na Polskę. Lwów 1939 – Lublin 1944 – Łódź i Warszawa 1945 – kolejne miasta etapy tworzenia nowej elity. To kolejne fazy sowietyzacji Polski, jej stalinizacji, kolejne etapy na drodze do próby zniewolenia Polaków, aż do …. polskiego miesiąca, października 1956, ale wcześniej w 1953 roku umarł Stalin, i stalinizm zaczął dogorywać.
Rozwijać się w myśl radzieckiego hasła
Wracając do wątku, już 19 listopada 1939 roku „Czerwony Sztandar”, gadzinówka wydawana we Lwowie, zamieściła tekst rezolucji „Pisarze polscy witają zjednoczenie Ukrainy”, w której czytamy:
„Witamy uchwałę Rady Najwyższej USSR zawierającą postanowienie Zgromadzenia Narodowego Zachodniej Ukrainy o przyłączeniu Ziem Zachodniej Ukrainy do Ukrainy Radzieckiej. Fakt ten zawiera nową erę w rozwoju zarówno społeczno-politycznym, jak i kulturalnym byłej Zachodniej Ukrainy. Z chwilą, gdy runęły sztucznie podtrzymywane bariery nienawiści narodowej, kultura ziem byłej Zachodniej Ukrainy ma możność rozwijania się w myśl radzieckiego hasła braterstwa narodów. Pisarze i artyści bez względu na swoją narodowość mają przed sobą otwarte podwoje wielkiej sztuki socjalistycznej, sztuki szczerze służącej kulturalnym i moralnym ideałom ludzkości.”
Boy-Żeleński został z sowietami
Pod rezolucją widnieją podpisy, które mniej dziwią, gdyż są to osoby komunizujące już przed wojną, między innymi Jerzego Borejszy, Władysława Broniewskiego, Aleksandra Wata, Adama Ważyka, Stanisława Jerzego Leca, Leona Pasternaka, Elżbiety Szemplińskiej (autorki wiersza „Prawdziwa ojczyzna”, w którym wyznawała: „Dawno, jeszcze byłam dzieckiem, napisałam w szkolnym zeszycie na święto niepodległości: „zamieniliśmy zabór niemiecki na polski” – i zsiniał ze złości i grzmiał nauczyciel”) oraz widnieje podpis zaskakujący – Tadeusza Boya-Żeleńskiego. Rezolucji nie podpisał nikt z profesorów byłego Uniwersytetu Jana Kazimierza.
W okresie lwowskim Tadeusz Boy-Żeleński obok Wandy Wasilewskiej należy do najczęściej wymienianych w prasie sowieckiej pisarzy. „Raz podpisawszy sowiecki cyrograf brnął potem dalej i coraz głębiej” – zauważa badacz tych wydarzeń, krytyk literacki Jacek Trznadel, a w 1943 roku anonimowy autor warszawskiego „Nurtu” pisał, że ciężko jest mówić o Boyu, który „oprócz sakralnych hołdów na cześć Stalina nie popełnił przestępstw przeciw Polsce, oprócz jednego tylko - był z nimi. Bolszewicy domagali się jedynie, by pozostał wśród nich. Był więc i urządzał Mickiewicza na modłę sowiecką”.
Wybielanie życiorysów, relatywizacja historii
Jakże trafne słowa – „był z nimi”, z oprawcami Polski i Polaków, czegóż mogli chcieć więcej?
I sześćdziesiąt lat później, profesor historii Tomasz Szarota, w roku 1999 w artykule”Zaprzaniec, renegat, zdrajca … Dyskusja o kolaboracji”, który pierwotnie ukazał się w „Polityce ” – polemizuje argumentując w następujący sposób: „Jacek Trznadel (…) wyliczając osoby, które obok Polaków zasiadły 25 XI 1940 r. za stołem prezydialnym lwowskiej akademii ku czci Mickiewicza, wspomina także szefa NKWD Siergiejenkę, opatrując to komentarzem: „To tak jakby w Warszawie znaleźć się w prezydium obok szefa Gestapo". Otóż szef warszawskiego gestapo polskich intelektualistów raczej wysyłał do KL Auschwitz, niż pojawiał się w ich towarzystwie na jakiejś wspólnej uroczystości i to jeszcze ku czci polskiego wieszcza...”
Szarota szukając usprawiedliwienia potwornie się myli i wprowadza w błąd swoich czytelników. Według niego, akademia mickiewiczowska była „ku czci”, gdy tymczasem historyk literatury polskiej Mieczysław Inglot pisze, że właśnie analiza „kultu” Mickiewicza we Lwowie w latach 1939-1941 pozwala odtworzyć główne założenia procesu sowietyzacji kultury polskiej.
Poeta i krytyk literacki, Jarosław Marek Rymkiewicz, stwierdza, że Mickiewicza przekazano narodom radzieckim „na własność duchową". Pisze o „skonstruowaniu nowego Mickiewicza, który zastąpiłby tego, co jako zdobycz wojenna dostał się w ich ręce 17 września”. W historii Polski nie tylko, że są białe plamy, nie tylko „białą dziurą” w wielu życiorysach są lata 1939 – 1956, ale próbuje się je jeszcze wybielać, a historię relatywizować.
W okresie lwowskim Tadeusz Boy-Żeleński, obok Wandy Wasilewskiej, należy do najczęściej wymienianych w prasie sowieckiej pisarzy. „Raz podpisawszy sowiecki cyrograf brnął potem dalej i coraz głębiej” – zauważał badacz tych wydarzeń, krytyk literacki Jacek Trznadel, a w 1943 roku anonimowy autor warszawskiego „Nurtu” pisał, że ciężko jest mówić o Boyu, który „oprócz sakralnych hołdów na cześć Stalina nie popełnił przestępstw przeciw Polsce, oprócz jednego tylko - był z nimi. Bolszewicy domagali się jedynie, by pozostał wśród nich. Był więc i urządzał Mickiewicza na modłę sowiecką”.
Elita z nadania sowietów … nie lubi o tym pamiętać
Dlaczego te wydarzenia, które zapoczątkował atak Sowietów na Polskę, dzień, który Anna Rudzińska nazwała końcem świata, są tak ważne? 17 września 1939 roku jest tragiczny dla Polski, gdyż właśnie wówczas i w latach następnych, dokonał się rozłam społeczeństwa, gdyż właśnie wówczas miał miejsce początek kształtowania kilku pokoleń w warunkach podległości. I jedną stronę podziału mogą symbolizować dwie wybitne postacie, Tadeusz Boy-Żeleński oraz Czesław Miłosz.
Jak zauważa publicysta Rafał Ziemkiewicz, ów podział w istocie rzeczy jest postkolonialny i wynika z tego, że w społeczeństwie okupowanym czy skolonizowanym elita nie pochodzi z naturalnego awansu, ale z kooptacji i kolaboracji. Roman Backer w pracy „Ewolucja niesuwerenności PRL” pisze: „Okres ukrytego kolonializmu skończył się październiku 1956 r., będącym faktycznie powszechnym buntem społecznym przeciwko dotychczasowemu systemowi”.
Poeta Czesław Miłosz, autor słów „Który skrzywdziłeś człowieka prostego” umieszczonych na Pomniku Poległych Stoczniowców – wielkimi literami napisano „NIE BĄDŻ BEZPIECZNY” poeta pamięta, pisał wprost, że dla wielu Polaków jego służenie reżimowi komunistycznemu była hańbiącą kolaboracją. Dzięki prominentnym w PRL osobom, dzięki Putramentowi i Borejszy wyjechał na placówkę dyplomatyczną, a swoje „heglowskie ukąszenie” ukuł myśląc zapewne o swoim mentorze Tadeuszu Krońskim, który pisał do niego w liście: „My sowieckimi kolbami nauczymy ludzi w tym kraju myśleć racjonalnie bez alienacji”.
W rozmowie z Aleksandrem Fiutem na pytanie, co robił podczas wojny odpowiada: „pracowałem w bibliotece uniwersyteckiej”, a gdy rozmówca dopytuje, czy przez cały okres wojny, mówi: „Ja nie bardzo lubię mówić o tym wszystkim”, a przecież wiadomo, chociażby ze wspomnień Jana Kotta, że podczas wojny obracał się w środowisku pepeerowców. „Oni” wszyscy nie lubią o tym mówić.
Miłosz w czasie Powstania nie był w Warszawie, gdy wybuchło, z Mokotowa polami przedostał się na Okęcie. W tym czasie dwudziestopięcioletnia sanitariuszka i łączniczka Anna Rudzińska wraz z młodszym o dwa lata bratem walczyli na tymże Mokotowie w pułku „Baszta”.
Splecione losy, różne drogi
Anna Rudzińska i Czesław Miłosz, dwa światy, równoległe, ale ścieżki życia tych dwóch osób się schodziły, w różnym czasie, - ale w tych samych miejscach, czasem poprzez znajomych, bliskich znajomych, przez członków rodzin – i wówczas można mówić nie o schodzeniu się ścieżek, a o splątaniu. A po drugiej tragicznej dacie – po niedzieli 13 grudnia, te dwa światy tworzyły jeden.
Anna Rudzińska z pokolenia Kolumbów, lubiła powtarzać: „Przed wojną spędziłam dwa lata w Paryżu, najpiękniejsze lata mego życia. Od wybuchu wojny marzyłam, żeby tam powtórnie wyjechać” i Czesław Miłosz, w tymże Paryżu zaczynał nowe życie.
Podczas okupacji w Warszawie, spotkali się na wieczorze teatralnym w zakonspirowanym mieszkaniu. W mieszkaniu Rudzińskiej, zorganizowano teatr domowy i było ono miejscem spotkań grupy poetyckiej „Sztuka i Naród". I na jednym z nich poznała Czesława Miłosza, kolegę swojego męża jeszcze z gimnazjum w Wilnie, uznawała go za najwybitniejszego z żyjących polskich poetów. Poznała również poetów „Sztuki i Narodu” Zdzisława Stroińskiego oraz Tadeusza Gajcego, który na wydanym w konspiracji tomiku poezji „Grom powszedni” w lipcu 1944 roku, a więc tuż przed wybuchem powstania warszawskiego, złożył Annie Rudzińskiej dedykację: „Na pamiątkę wieczorów na Nowogrodzkiej, pełnych intelektu i poezji, ofiaruje autor". W miesiąc później dwaj poeci pokolenia Kolumbów Zdzisław Stroiński oraz Tadeusz Gajcy - obok Krzysztofa Kamila Baczyńskiego najwybitniejszy poeta „pokolenia Kolumbów” - zginęli na Starym Mieście. Do środowiska „Sztuki i narodu”, skupionego wokół pisma o tym samym tytule, które opatrzone było mottem z Norwida: „Artysta jest organizatorem wyobraźni narodowej”, należał również Andrzej Trzebiński, rozstrzelany w 1943 roku.
Jarosław Marek Rymkiewicz swój wiersz poświęcony poecie rozpoczyna tak:
"Andrzej Trzebiński umarł nie wiem po co
Ale on wiedział i to niech wystarczy".
Jakże podobnie pisał po tragedii narodowej pod Smoleńskiem:
„I znowu są dwie Polski – są jej dwa oblicza
Jakub Jasiński wstaje z książki Mickiewicza
Polska go nie pytała czy ma chęć umierać
A on wiedział – że tego nie wolno wybierać”
„Oni wiedzieli” – polscy poeci – Jakub Jasiński oraz Andrzej Trzebiński, że „tego nie wolno wybierać”.
A Miłosz w prywatnym liście do poety Marka Skwarnickiego w tonie najświętszego oburzenia pisał: "Czyżby pamięć zbiorowa niczego nie chciała pamiętać i niczego nie chciała się nauczyć? Czyżby bohaterska legenda miała na zawsze zastępować myślenie? Grupa "Sztuki i Narodu" miała program faszystowski. Kropka”.
Jak skomentować to kłamstwo, powielane przez pewną gazetę? II Rzeczpospolita była według Miłosza państwem faszystowskim, przypomnę w takim razie, że Jerzy Giedroyć był według niego „dobrym faszystą”, więc czy jest sens komentowania tych słów?
Można tylko sparafrazować słowa Miłosza: ”Czyżby pamięć jego, niczego nie chciała pamiętać i niczego nie chciała się nauczyć”?
A Zbigniew Herbert, który nie jeden raz Miłosza – nie szukając żadnego eufemizmu – obsobaczał, chociażby wtedy, gdy ten mówił o „bandytach z AK”, o Polsce, jako republice radzieckiej, napisał Annie Rudzińskiej swoim charakterystycznym drobnym maczkiem jedną z najbardziej przez nią cenionych dedykacji w maleńkim tomiku „Studium przedmiotu”:
„Drogiej
HANI RUDZIŃSKIEJ
MUZIE POETÓW, uczonych,
wspaniałej Kobiecie
i Matce,
Niezłomnej Polce
Dobremu Człowiekowi
z czcią
chyląc głowę do stóp
Ofiarowuje
autor".
Kiedy przeczytała te słowa, oniemiała, ponieważ znała go jako subtelnego ironistę i zapytała go: „Zbyszku, czy ty sobie ze mnie żartujesz?". Wtedy dopisał na dole: „Zupełnie poważnie. ZH" - wspomina jej córka Teresa Bochwic. Opozycjonistka, która będąc w dziewiątej klasie wraz z mamą Anną Rudzińską oraz jej serdecznym przyjacielem Wojciechem Ziembińskim, rozklejała na mieście (jej zawsze przypadał Mokotów) ręcznie robione przez Ziembińskiego plakaciki, na których wyrysowywał wielkimi literami tajone przed młodzieżą nazwiska bohaterów narodowych: Piłsudski, Anders, Okulicki, i zakazane rocznice: 3 maja, 6 sierpnia, 11 listopada...
Dwie Polski i jej wybitni synowie Poeci, Zbigniew Herbert i Czesław Miłosz, Krzysztof Kamil Baczyński, Tadeusz Gajcy, i Anna Rudzińska z pokolenia Kolumbów.
I najtragiczniejszy dzień w historii Polski w XX wieku, nie tak dawno temu, siedemnasty dzień września 1939 roku.
Tekst ukazał się w Warszawskiej Gazecie nr 37 z dnia 17 września.
"O moją Polskę" w opracowaniu Teresy Bochwic, wyd. Lodart, Łodź, 2003.
[i]Anna Wojciechowska 30 września 1941 roku w Wilnie w kościele św. Piotra i Pawła na Antokolu poślubiła Witolda Rudzińskiego i przyjęła nazwisko męża.
Inne tematy w dziale Polityka