W związku z wydarzeniami w Afganistanie, pojawiło się w sieci i mediach mnóstwo analiz. Ja jednak chciałbym zwrócić uwagę na coś co według mnie umyka uwadze różnych komentatorów, a co wydaje mi się istotne i może nawet intelektualnie ciekawe.
W zasadzie pogląd, iż operacja wycofania amerykańskiego wojska z Afganistanu okazała się całkowitą klęską Ameryki i jej przywódcy prezydenta Joe Bidena, podzielają nawet jego zagorzali zwolennicy. Okazuje się, że Ameryka, będąca ciągle jeszcze główną potęgą świata w wielu dziedzinach, z siłą militarną na czele, nie potrafi logistycznie przeprowadzić stosunkowo prostej operacji. Sposób działania jest tak przepełniony błędami, począwszy od rozpoznania sił talibów, a skończywszy na braku planu zapewnienia bezpieczeństwa swoim afgańskim sojusznikom, że każe poddać w wątpliwość zdolność Ameryki do pełnienia w świecie roli hegemona. To bardzo mocno osłabi obraz Ameryki, ale i obraz samego jej przywódcy Joe Bidena, który ( piszę to z dużą satysfakcją) był nadzieją całego demokratycznego i liberalnego świata po prezydenturze okropnego Trumpa.. Król okazał się nagi, a ów liberalny i nowoczesny świat wydał z siebie niestety - czy stety - kompletnego nieudacznika.
W zasadzie powód dla którego Amerykanie znaleźli się w Afganistanie jest oczywisty. Po klęsce 11 Września, Amerykanie gwałtownie potrzebowali sukcesu militarnego. Ponieważ nie mogli zbombardować Rijadu, skąd pochodził Bin Laden, czy Berlina skąd pochodzili zamachowcy. Oraz nie mogli zbombardować Pakistanu gdzie przebywali, padło na Afganistan. Pogrążony w kryzysie, słaby kraj wydawał się idealnym wrogiem zastępczym.
No dobrze, skąd się Amerykanie w Afganistanie wzięli, już wiemy. Ale co tam robili przez dwadzieścia lat?
Kilka tygodni temu wybuchła ( ponownie zresztą) afera z tzw. “masowymi” grobami dzieci indiańskich w Kanadzie. Pomijając już zakłamania jakie przy tej okazji masowo produkują media, to warto zapytać, skąd się w ogóle wzięły się te dzieci w tych ośrodkach?
Otóż te dzieci wzięły się tam z powodu silnego przekonania “białego człowieka” ( termin ten sobie zaraz uściślijmy), że jego misją dziejową jest tzw. “cywilizowanie” dzikusów. Czyli czynienie tych ludów, podobnymi zachodniej cywilizacji w każdym wymiarze. Łącznie z kulturowym, co powodowało konieczność likwidacji absolutnie całej zastanej “dzikiej kultury”.
Stąd pomysł by dzieci, siłą często odbierane indiańskim rodzinom, wychować wedle zachodnich wzorców tak, by straciły całkowicie swe kulturowe korzenie.
Stłoczenie dużej ilości dzieciaków w jednym miejscu, przy kiepskiej wówczas higienie, złym odżywianiu i prymitywnym stanie medycyny, musiało skutkować i skutkowało częstymi epidemiami i masowymi zgonami, co dziś jest powodem uzasadnionej krytyki całego tego projektu. W końcu same władze Kanady uznały, że projekt nie wypalił. Tylko, że wpierw przez dziesiątki lat urządzano tym ludziom piekło. Kolejny społeczny eksperyment “białego człowieka” okazał się kompletną klapą okupioną bezmiarem cierpienia. Ale czy “biały człowiek” coś z tego zrozumiał? Czy poszedł po rozum do głowy i przestał na siłę “naprawiać świat?.Nie, ów zadufany w sobie “biały człowiek” niczego się nie uczy. Niczego się nie uczy, bo jest zadufany, tylko, że za tym zadufaniem, jak to za zadufaniem, wcale nie idzie rozum.
Pora wyjaśnić kim jest ten tajemniczy “biały człowiek”. Nie jest to termin rasowy. Dziś do owego grona “białych ludzi” mogą należeć i zresztą często należą ludzie kolorowi. “Biały człowiek” to mentalność, silne przekonanie do posiadania absolutnej racji. Kiedy “biały człowiek” wymyślił w czasach oświecenia nacjonalizm, to przez następne ponad sto lat promował tę ideę wszędzie gdzie się dało. Kiedy wymyślił purytanizm jak w czasach wiktoriańskich, to tę ideę widział jako absolutnie obowiązującą wszystkich cywilizowanych ludzi. To przecież wówczas rozkwitły metody surowego - które dziś nazwalibyśmy opresyjnym - wychowania. Kiedy ów “biały człowiek” wykombinował, całkowicie pozbawioną sensu ideę gender, której odprysk dziś nazywamy agendą LGBT+, to usiłuje ją wprowadzać wszędzie na około. Kiedy w czerwcu już wiadomo było, że talibowie przejmą Afganistan, dla ambasady amerykańskiej najistotniejsze wydawało się poparcie dla “miesiąca dumy”.
Prezydent Biden w swoim przemówieniu, w którym próbuje ratować resztki swej wiarygodności mówi, że Amerykanie wcale nie chcieli budować w Afganistanie demokracji. A już na pewno nie liberalnej demokracji. Kiedyś na tego rodzaju brednie odpowiadano słowami słynnej reklamy: “a świstak siedzi i zawija ... “. No nie panie Biden, od początku żeście mieli na celu uczynienie z Afganistanu kraju demokratycznego. Tyle żeście się za to zabrali jak w Kanadzie. Bezmyślnie. Lekceważąc całkowicie tamtejszą kulturę. Tamtejsze zwyczaje. Tamtejszą wiarę. Tamtejszą historię. W myśl swej podstawowej elitarnej zasady - no cóż wiadomo, my ludzie światli, nowocześni, a oni to zacofane dzikusy.
W Kanadzie przez kilkadziesiąt lat zginęło kilka tysięcy indiańskich dzieciaków. Afganistan przez lat dwadzieścia wzbogacił się o kilkaset tysięcy grobów. A poza tym o bałagan, korupcję i biedę.
Amerykę ta misja kosztowała jak się ocenia dwa biliony dolarów. Tyle zapłacili zwykli ludzie za fanaberie swojej elity. Fanaberie, które niestety na Afganistanie się nie skończą. “Biały człowiek” bowiem niczego się nie uczy. A już nigdy na własnych błędach.
W zasadzie mogłaby to być dobra puenta. Ale nie będzie. Takie błędy można popełniać do czasu. Niemcy, które w agendzie demokracji liberalnej i LGBT stanowią czołówkę światową z Afganistanu zdołali wywieźć 7 osób i piwo. Holendrzy w dziedzinie postępu od Niemców nie gorsi, nie wywieźli żadnych swoich afgańskich współpracowników. Te narody, te państwa z Ameryką na czele już zgniły, ich elity przegrały tylko jeszcze o tym nie wiedzą. Za rok pójdą jak jeden mąż w “Gay pride”, ale Świat pójdzie gdzie indziej.
PS
Zdjęcie przedstawia talibów, ubranych w pozostawiony przez Amerykanów w Afganistanie sprzęt, parodiujących amerykańskich żołnierzy z 1945 podczas bitwy o Iwo Jimę.
Słynne cytaty
Donald Tusk "Zarówno termin, sposób i treść ówczesnej konferencji i zaprezentowanie raportu MAK-u był oczywiście próbą sformułowania rosyjskiej tezy, jeśli chodzi o zamach."
Radek Sikorski "Władze rosyjskie po zamachu były autentycznie wstrząśnięte, przypominam, że miało miejsce ileś decyzji, które były motywowane…"
Grzegorz Schetyna "Robienie atmosfery wokół tego zamachu, uważam, że jest haniebne"
Jacek Żakowski "Po zamachu wydawało się, że będzie mieli, mówiąc językiem obamowskim, reset w stosunkach polsko-rosyjskich."
Tomasz Turowski "[...]bo mimo zaangażowania wszystkich środków, jakie mogliśmy włączyć, wciąż było nas zbyt mało - pracowała zaraz po zamachu, tworząc między innymi centrum kryzysowe w administracji smoleńskiej."
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka