Minął już prawie miesiąc od ujawnienia pierwszych taśm z rozmowami czołowych polityków i wysokich urzędników państwa, co doprowadziło do wybuchu „afery taśmowej”. Od tego czasu odczuwamy podwyższoną temperaturę sporu politycznego, wywołaną szczerym oburzeniem społecznym, ale i obudzonymi nadziejami partii opozycyjnych na odsunięcie dotychczasowej koalicji od władzy. Wydaje się, że cała afera i wszelkie ewentualne zmiany personalne bądź jeszcze dalej idące, do skrócenia kadencji włącznie, zostaną odłożone na okres jesienny. Jakkolwiek sytuacja wciąż może się zmienić, chociażby z racji nie opublikowania pełnej treści wszystkich rozmów, to moment wydaje się być odpowiedni, aby zastanowić się, czego tak właściwie dowiedzieliśmy się z „taśm wprost”?
Kiepskie obyczaje
Tym, co rzuca się w oczy jako pierwsze, jest język, jakim posługują się bohaterowie nagrań. Częstokroć jest to sposób wysławiania się przesycony wulgaryzmami, od przeciętnej rozmowy, jaką mogliby prowadzić podpici panowie z parkowych ławek, różniący się jedynie tematami. Przykładem niech będzie chociażby osławione – „ch.., d…, i kamieni kupa” ministra Sienkiewicza, ale łatwo znaleźć o wiele ostrzejsze fragmenty, chociażby u Pawła Grasia. Co więcej, nawet kiedy przekleństw pada w rozmowie mniej, sposób wysławiania się rozmówców uwiecznionych na taśmach, jest co najmniej ordynarny i prostacki, jak w przypadku żartów Marka Belki z prof. Hausera, ale i w sposobie tłumaczenia sprawy Sławomira Nowaka, przez Andrzeja Parafianowicza.
Z językiem tych rozmów nierozerwalnie związany jest stosunek rozmówców wobec obiektów, na temat których prowadzą dyskusje. Tu również z niesmakiem można odnotować prostacką małość bohaterów „taśm”. Praktycznie w każdej z nich obiektem mniej lub bardziej wybrednych, obraźliwych żartów są inne, ważne osobistości życia publicznego. Od Marka Belki i jego kąśliwych uwag o „hrabim” Rostowskim, przez „komuszkę” Rostowskiego skierowaną pod adresem Danuty Hübner, aż do wspomnianych już poniżających drwin z obrazowo przedstawionego ego Jerzego Hausera. Wypowiedzi obrażających kogoś personalnie zostało zarejestrowanych na taśmach dużo, a i tak redakcja „Wprost” podobno oszczędziła nam najsoczystszych fragmentów, zwłaszcza tych dotykających rodzin polityków oraz osób już nieżyjących. Wniosek kolejny sprowadza się więc do stwierdzenia, że polscy notable to w dużej mierze ludzie mali, nie darzący się wzajemnym szacunkiem, skłonni do osobistych niechęci i na tyle nieprzyzwoici by bez skrępowania obrażać i oczerniać nieobecnych przed innymi.
Co ciekawe, już „prima aprilisowe” taśmy Jerzego Urbana pokazały jak łatwo przychodzi nam uwierzenie w nieprzyzwoitość osób ze szczytów władzy, a straszne jest jak niedalekie były one od prawdy…
Brak poszanowania prawa
O ile dwa powyższe wnioski były natury obyczajowej i dla wielu nie są niczym bulwersującym, to dalsze wnioski mogą rodzić już powszechne oburzenie.
Przede wszystkim martwić musi sposób uprawiania polityki, nie tylko przez wybranych reprezentantów, ale także apolitycznych funkcjonariuszy, z prezesem NBP na czele. Polityka ta kreowana jest na stopie osobistej, z pominięciem formalnych procedur państwa prawa. To od obsadzenia danego stanowiska przez określoną osobę, zależy funkcjonowanie instytucji, którym „patronują”, oraz to, co i w jaki sposób można z nią załatwić. Przykładem tego mechanizmu jest przede wszystkim rozmowa prof. Belki z min. Sienkiewiczem, ale to samo widać z rozmowy Nowak-Parafianowicz, gdzie panowie rozważają, czy osobę zajmującą dane stanowisko można skłonić do korzystnego dla nich działania. Procedury formalne są w takich wypadkach jedynie „podkładką” mającą bronić przed zarzutem pozaprawnego działania. Zrozumiałe, że dla takiego sposobu uprawiania polityki ważniejsze są dobre osobiste kontakty, niż znajomość procedur działania politycznego, a osoby ściślej ich przestrzegające są uznawane za niepożądane w środowisku.
Powyżej zarysowany sposób uprawiania polityki wiąże się nierozerwalnie z bardziej skandalicznym procederem, przed którym funkcjonowanie procedur między innymi powinno bronić. Członkowie elity politycznej wykorzystują osobiste kontakty, aby wpływać na organy państwowe w celu realizowania swoich własnych, partykularnych interesów. Sposoby, w jaki się to odbywa są mniej lub bardziej przestępcze, a czasami polegają po prostu na budowaniu w urzędach kultury podlegania, częstokroć nawet niezwerbalizowanym, naciskom przełożonych, tworzoną metodami bliskimi mobbingowi.Najjaskrawszy przykład takiego typu zachowania mogliśmy usłyszeć w rozmowie Nowak-Parafianowicz, gdzie dość szeroko omawiano możliwości wpływania na organy kontroli skarbowej.Największym zagrożeniem, zdającym się potwierdzać w tym przypadku, jest oczywiście zagrożenie łamaniem prawa. Dla wielu również działania Marka Belki są łamaniem prawa, głownie poprzez naruszenie konstytucyjne zasady apolityczności prezesa NBP, choć z racji ograniczoności formy tej apolityczności oraz wspomnianej już formalnej zgodności działań, zarzuty te są chyba nie do utrzymania. Również wpływanie na obsadę najwyższych stanowisk w państwie, poprzez uzgadnianie w prywatnych rozmowach pożądanych i nie, kandydatur na dane stanowisko, w zamian za wymianę korzyści, jest bulwersujące. Dyskusyjna zdaje się także prawność używania środków publicznych do opłacania rachunków za prywatne kolacje polityków. Co więcej, z rozmów tych wynika dość powszechna akceptacja dla pogardy wobec przestrzegania prawa, co najsilniej wybrzmiewa jednak głównie z rozmowy byłego ministra infrastruktury, ale po części z postaw wszystkich rozmówców.
Czytaj dalej: realpolitik.pl/wnioski-plynace-z-tasm-wprost/
Inne tematy w dziale Polityka