Strona wykorzystuje pliki cookies.
Informujemy, że stosujemy pliki cookies - w celach statycznych, reklamowych oraz przystosowania serwisu do indywidualnych potrzeb użytkowników. Są one zapisywane w Państwa urządzeniu końcowym. Można zablokować zapisywanie cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki internetowej. Więcej informacji na ten temat.
Dziękuję.
Pozdrawiam.
Także ocena wyborów 4 czerwca jest dziwaczna. To było wielkie zwycięstwo, plebiscyt, w którym Polacy jeden jedyny raz odrzucili całkowicie jednoznacznie PRL. Zwycięstwo kompletnie zmarnowane, ale właśnie dlatego uświadamiało bardzo wcześnie, że korekta jest niezbędna.
Gdyby Polacy posłuchali wezwań do bojkotu, komuna jeszcze bardziej chwyciłaby wiatr w żagle, bo bez względu na frekwencję wybory byłyby ważne, a wynik mógł być dramatycznie odmienny.
Jest irytujące, że po 32 latach wciąż znajdują się ludzie nie dostrzegający prawdy tych wydarzeń. Bzdury o tym, że komuna sama by upadła, oceniła wciąż trwająca historia tych 32 lat.
Fakt, Mazowiecki, nie był członkiem PZPR, on tylko z nimi pił wódkę i zawierał porozumienia. A wcześniej świeckim postępowym katolikiem, takim co to brał udział w nagonce na biskupa Kaczmarka, skazanego w pokazowym procesie.
"Nic nie poradzę, że mam większą wyobraźnie od pana."
Wyobraźnię trzeba było mieć wtedy - 4 czerwca 1989. Dzisiaj wystarczy rozważyć fakty, które już znamy i żadną wyobraźnią ich nie zmienimy.
Nie wiem po co te wszystkie dywagacje na temat warunków ustalonych przed wyborami, skoro wszyscy je doskonale znają i tak jak wtedy wiedzą, że z automatu dawały zwycięstwo ówczesnej władzy. Magdalenkowa zdrada się już dokonała i wynik wyborów mógł ją jedynie przyklepać. Jedyne, co wtedy było istotne, sprowadzało się do wyniku z jakim to nastąpi. Gdyby w większości ludzie uznali, że to nie ma sensu i takie wybory trzeba bojkotować, wybory i tak odbyłyby się, a komuniści wraz ze zdrajcami uzyskaliby to czego chcieli. Przy niskiej frekwencji opozycja zdobyłaby może kilkanaście, lub kilkadziesiąt mandatów, lista krajowa w większości by przeszła, a skład parlamentu byłby wymarzony, by bez przeszkód realizować w szybszym tempie to, co później w trudzie realizowali. To chyba jakaś chora wyobraźnia podpowiada, że ta władza samoistnie by upadła i komuniści doszliby do genialnego wniosku, że jednak tamta ordynacja była niesprawiedliwa i trzeba zrobić nowe wybory z demokratycznie otwartą ordynacją wyborczą.
Naród zamienił te wybory w plebiscyt i w skrajnie brutalny sposób powiedział: "My was już nie chcemy. Wynoście się!"
To było zwycięstwo, które owocowało faktem politycznym i całkowicie nową sytuacją. To, że ją całkowicie zmarnowano, to całkiem nowe zagadnienie, które nie obniża rangi zwycięstwa 4 czerwca 1989. Wybór Jaruzelskiego na prezydenta ujawnił, że wielu z tych, którzy stali się posłami i senatorami dzięki wspólnemu zdjęciu z Wałęsą było stronnikami PRL-owskiej władzy.
To zwycięstwo powinno zaowocować całkiem innym rozwojem sytuacji w Polsce, w szczególności powinno prowadzić do natychmiastowych nowych wyborów. Dzisiejsza wiedza o Wałęsie i wielu innych TW niczego temu zwycięstwu nie ujmuje.
A pan znowu swoje dyrdymały wypisuje o zwycięstwie.
A jednocześnie pisze pan, że z automatu było zapewnione zwycięstwo komunistów.
My was już nie chcemy ale w rządzie Mazowieckiego obsadzają najważniejsze stanowiska i kontrolują wszystko.
A pan dalej twierdzi, ze to zwycięstwo.
Musze zapytać wprost:
Po której stronie się pan opowiada?
Bo jeżeli po stronie PZPR, to muszę panu przyznać rację - tak, to było zwycięstwo Komunistów.
Dla Polaków to była porażka - nic nie znacząca demonstracja, która nic nie zmieniła.
Niech pan sobie sam dalej harcuje i czeka, aż komuniści padną. Nie wiem, po której stronie pan się opowiada, choć wiem, że komunistów obdarza pan dużą literą.
Niewiedza prof. Brody, fizyka jąder atomowych (sam siebie tak określa) jest ogromna i jego wiedza jest równie ogromna. Barba cognostit multum et Barba nihil cognostit (Broda wie wiele i Broda nic nie wie; obdarzenie dużą literą jest zamierzone). Ciekawe, czy jest w stanie powiedzieć "scio me nihil scire" (wiem, że nic nie wiem).
Zapewne zajęty jest pisaniem kolejnego wiersza ku swojej czci. A może jakiś epos w odcinkach będzie publikował?
Miejmy nadzieję, że kiedyś w Warszawie powstanie taki pomnik, na jaki zasłużył pierwszy niekomunistyczny premier Jan Olszewski.
Cyt.:"Jakie miejsce taki pomnik. Większe miasta mogą stawiać gigantyczne monumenty, ale wieś (Okuniew to administracyjnie wieś) 2 tyś mieszkańców widoczne było stać tylko na taki."
Absolutnie nie przyganiam mieszkańcom tej miejscowości. Widziałem tam jednak mnóstwo oficjeli z pensjami , pewnie budżetu tej gminy, powinni dorzucić się do takiej inicjatywy, a nie przecinać tylko wstęgi.
Mały skromny pomnik też może być pomysłowy np. Postać Jana Olszewskiego naturalnej wielkości, który przechadza się na ulicy z podniesioną głową. Poniżej - u stup pomnika tablica dla tych, którzy nie wiedzą kim był. Aby przeczytać treść napisu, mimo woli muszą pochylić wzrok a może nawet i głowę, przed tą postacią.
Wszystkie "wybuchy niepodległościowe" od 1968 do 1980 - były starannie przygotowane z przewidywanymi konsekwencjami. Szczególnie 1980 r. z pełną obstawą agentury w e wszystkich kluczowych miejscach.
Jak mogło coś być niekontrolowane skoro było w pełni sterowane.
Do tego abstrahując - gdyby było bez kontroli to kto miał przejąć władzę ??? - jakie nastroje społeczne były po 1986 r. a szczególnie 1988 r. - pełna apatia i marazm -> albo jest Pan za młody albo ma spojrzenie ukształtowane przez "optymistyczna propagandę".
Nie wierzy Pan, że od Polaków coś zależy?
To w jakim celu chodzi Pan na wybory, skoro w panu tyle defetyzmu?
W Rumunii były skumulowane (odłożone w czasie) takie emocje jakie były w Polsce w 1970 r.
Polska była na zupełnie innym poziomie doświadczeń jak również "planowych przekształceń".
Podziały polityczne w latach 1988 - 1990 były takie jak dziś - tylko ukryte pod grubą warstwą.
Proszę nie przyjmować tego co piszę jako osobistej postawy - to tylko wnikliwa obserwacja otoczenia - a byłem w środku wielu wydarzeń i to dziwnym trafem po obu stronach ówczesnej barykady.
To nie defetyzm a realizm.
PS.
Od Polaków niestety zależy niewiele - a przy tak podzielonym społeczeństwie - praktycznie nic.
Pozdrawiam
Nie zgadzam się z Panem z oceną ówczesnej sytuacji.
/@Harcownik ...
... albo jest Pan za młody albo ma spojrzenie ukształtowane przez "optymistyczna propagandę.../
Wygląda na to, że jedno i drugie.
Pozdrawiam
Był dobrym i rozważnym premierem, jakiego nie mieliśmy ani wcześniej, ani później.
Prezydentem byłby jeszcze lepszym. Gdyby ten prezydent miał realne uprawnienia. A tak mamy konstytucję skrojoną pod Kwaśniewskiego. Pomijając jeszcze wcześniejsze wersje tzw. małą konstytucję, która okazała się bardzo trwała.
A i tak czepiają się go o jakieś świstki trzykrotnie kserowane zamiast o OBIAD DRAWSKI przeciwko adm. Kołodziejczykowi, ocierający się o próbę obalenia konstytucyjnego ustroju....
Trudno powiedzieć jakim byłby premierem - ale trafił na skrajnie niekorzystne zjawiska o których kompletnie się nie wspomina:
1. Zakończenie negocjacji Klubu Paryskiego - niby redukującego długi Polski ale kosztem zgody na likwidację przemysłu okrętowego i kilku innych znaczących gałęzi przemysłu.
2. Wielomiesięcznego strajku nauczycieli - za jego kadencji - i to wywołanego między innymi przez Solidarność Nauczycielską = tego nikt nie chce pamiętać bo to wstydliwa karta.
No to ile było tych przedstawicieli Solidarności w Sejmie podczas głosowania nad odwołaniem rządu Olszewskiego?
Trzydziestu? A tych, którzy zmówili się w czasie nocnej zmiany reprezentowali ugrupowania, które liczebnie przedstawiało siłę 350 głosów i mieli większość. Ostateczne wyniki głosowania wyglądały tak: 119 za rządem, 273 przeciw, wstrzymało się 33 posłów.