Oceniając z perspektywy czasu możemy dziś powiedzieć, że pierwsza wojna z dopalaczami była sprytnym zagraniem propagandowym ze strony Tuska. Wypowiadając wojnę dopalaczom Tusk niewątpliwie zapunktował w ocenie społecznej. Niestety działania Tuska okazały się bezskuteczne. W telewizji widzieliśmy wtedy aresztowania, spec-służby w kominiarkach dokonujące jakichś operacji, prawie z antyterrorystycznym rozmachem, oraz kilku jowialnych panów z Sanepidu. Panowie z Sanepidu tworzyli listę dopalaczy - substancji niebezpiecznych oraz długo badali zabezpieczone torebeczki tzw. dilerki.
Tusk walkę przegrał. Problem dopalaczy wystąpił ze skumulowaną mocą. Liczba zatrutych w tym roku sięga już ponad dwa i pół tysiąca osób. Dla niektórych smakoszy dopalaczy pierwszy tydzień wakacji okazał się ostatnim w ich życiu. Nawiasem mówiąc, jeżeli brali dopalacze świadomie, to nie jest mi ich żal, mimo, że większość osób jest niepełnoletnia.
Ewa Kopacz, obecna następczyni Tuska wypowiedziała drugą wojnę z dopalaczami. Obserwując te działania już teraz mogę stwierdzić, że i ta wojna bezie przegrana. Mało tego, ta pijarowska wojna jest cynicznie wykorzystywana przez PO w aktualnej kampanii wyborczej. Utwierdzają mnie w tym podjęte działania, jak i zaangażowanie pani Muchy ze sztabu wyborczego PO.
Słyszmy, nieszczere i cyniczne apele o nie wykorzystywanie dramatu do walki politycznej oraz o nieigranie życiem i zdrowiem zatrutych osób. Na te apele Kopacz, Muchy oraz reszty zwolenników PO mogę jedynie się uśmiechnąć. Bo nie, kto inny, jak właaśnie PO wykorzystuje problem dopalaczy do obecnej kampanii wyborczej. Po pierwsze odwraca to uwagę od prawdziwych problemów dotyczących wszystkich Polaków. Po drugie PO podejmuje działania pozorne, które w efekcie nie doprowadzą do żadnych radykalnych zmian. To gra na czas. Na maksymalnie długie bicie piany wyborczej. Podjęte działania są, co najwyżej kosmetyczne. Pani Mucha chwali się w publicznych mediach, że lista substancji zakazanych nie będzie umieszczona w ustawie, lecz w rozporządzeniu, co pozwoli na szybsze wpisywanie nowych trujących substancji na ową listę. Cóż z tego, skoro rzekomy król dopalaczy - główny organizator dystrybucji dopalaczy, dwudziestoletni cwaniak, został dzisiaj zwolniony za kaucją w wysokości dość śmiesznej, jak na zyski osiągane z tego nielegalnego procederu. Oto jest "skuteczność" inaczej tak, jak spełniane na opak obietnice PO.
Czy PO chce naprawdę walczyć z dopalaczami? Nie wydaję mi się. Kosmetyczne zmiany w prawie, czy zapowiadane pogadanki z młodzieżą w szkołach (przypominam, że aktualnie mamy okres wakacji) to tylko bicie piany, bardzo nieskuteczne.
Przypomina mi to walkę Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego (MKOl) z dopingiem wśród sportowców. To samo pobieranie próbek i listę substancji zakazanych. MKOl ma swoje laboratoria, jednak cały czas jest o kilka lat za biorącymi doping. Dzieje się tak, dlatego, że wykrycie i wyizolowanie substancji zakazanej trwa bardzo długo, tymczasem, aby zmienić łańcuch chemiczny substancji, bez zmiany właściwości wystarczy kilka sekund, poprzez dosypanie innej substancji i wymieszanie jej. W wyniku tej szybkiej zmiany MKOl ma przynajmniej następny rok zabawy nad tą nową substancją, nad markerami, testami antydopingowymi itd. Nie mówię tutaj o kosztach, które są ogromne, a konsekwencje dość małe. W każdym bądź razie nieodstraszające potencjalnych oszustów.
Podobnie jest z dopalaczami. Tworzenie listy substancji niebezpiecznych to działanie kosztowne i nieskuteczne. Nie stanowi głównej i skutecznej broni w walce z dopalaczami. Powinno być traktowane jedynie, jako działanie pomocnicze dla celów dowodowych.
Dlaczego PO udaje tylko walkę z dopalaczami? Tego do końca nie wiem. Myślę, że jest to wygodne dla toczącej się kampanii wyborczej. PO to patia nieudaczników, osób o niskich kompetencjach i wiedzy merytorycznej, nastawiona na realizację interesu partyjnego i prywatnego, interesu wielkich grup kapitałowych a dopiero na samym końcu tej listy interesów, jest interes społeczny.
Myślę, że część czytających obruszy się i uzna to za otwarty atak na PO. Tymczasem to nie jest atak a jedynie chłodna ocena dotychczasowych działań tej partii. Gdyby PO naprawdę zależało na walce z dopalaczami - dodam: na skutecznej walce, to PO nie brnęłaby w formalizm listy środków zakazanych.
Skuteczna walka polega na wprowadzeniu do kodeksu karnego lub do ustawy dotyczącej walki z dopalaczami nowego przestępstwa skutkowego. Jest to takie przestępstwo, gdzie skutek jest znamieniem ustawowym (np. przy zabójstwie skutkiem jest śmierć człowieka). Przykładem przestępstwa bezskutkowego jest składanie fałszywych zeznań. Realizacja znamion przestępstwa bezskutkowego następuje wraz z zachowaniem opisanym w ustawie. Wymagane jest tutaj samo wyczerpanie wszystkich znamion czynu zabronionego opisanego w przepisie Kodeksu karnego, nie zaś wystąpienie skutku.
Wyobrażają sobie państwo gdyby w przepisach prawa nie karano za skutek w postaci zabójstwa osoby a zakazywano jedynie użycia w celu pozbawienia życia np. ołówka, linijki, młotka, kamienia... i tu następowałaby bardzo długa lista potencjalnie niebezpiecznych przedmiotów? Lista stale aktualizowana i zamieszczona nie w ustawie a w rozporządzeniu, aby łatwiej ją było modyfikować (sukces PO). Absurd prawda? Dokładnie taki absurd mamy w sprawie walki z dopalaczami. A wystarczyłoby określić skutek w postaci stanu odurzenia lub utraty zdrowia wywołanym jakąkolwiek substancją psychoaktywną działająca na układ nerwowy, która nie została dopuszczona do obrotu. Oczywiście przepis ten można doprecyzować, uzupełnić o wysokość sankcji. Podejście zupełnie inne i na pewno bardziej skuteczne niż pozorowane działania PO, w które zaangażował się głównie sztab wyborczy tej partii. A pieczeniarze już tworzą i mnożą nowe organy i instytucje, mające walczyć z dopalaczami.
Nie pozwólmy nabierać się na udawane działania i działania pozorne wykorzystywane cynicznie w kampanii wyborczej.
Inne tematy w dziale Polityka