Harcownik Harcownik
1836
BLOG

Książka która była świątecznym HITEM sprzedaży!!!

Harcownik Harcownik Kultura Obserwuj notkę 19

  Zanim zdradzę tytuł napiszę, co hitem sprzedaży nie było. Nie była to książka Igora Janke pt. „Twierdza. Solidarność walcząca - podziemna armia”. W okresie świątecznym sprzedaliśmy chyba ze dwa egzemplarze książki pana Igora Janke w tym jedno zamówienie było od osoby bardzo świadomej, bowiem obejmowało także książkę Sławomira Cenckiewicza pt.: „Anna Solidarność”. Niestety to także nie był hit sprzedaży. W ogóle książek bardziej ambitnych sprzedawało się bardzo mało, może jakieś 8% ogólnej sprzedaży. W poczet książek ambitnych zaliczyłem opracowania przygotowujące np. na studia medyczne a dotyczące np. biologii czy chemii itp. Sprzedało się kilka kodeksów pracy, choć mam pewne trudności z prawidłowym zakwalifikowaniem tej pozycji. Skłaniałbym się do zaliczenia jej w poczet Science-Fiction (S-F). Coś tak mitycznego w ostatnich czasach, jak etyka prawnicza. Generalnie S-F sprzedaje się nie najgorzej. Sporo tego poszło, ale żadnej z tych pozycji także nie można nazwać świątecznym hitem sprzedaży. 

Nawiasem mówiąc temat baśni i bajek dla dzieci a zwłaszcza dla dorosłych staje się coraz bardziej popularny. Coraz liczniejsze grono autorów zajmuje się tym tematem. Bajki historyczne pisane pod określoną tezę cieszą się cały czas niesłabnącą popularnością (patrz Paweł Zyzak). Łysiak kończy się na dziejach bajecznych i bajkach dla dzieci a inni od tego poziomu dopiero startują - jak jeden z naszych salonowych ulubieńców. Ten, co to przeczytał książkę na temat Manager‘s Guide to Social Media a i wydaje mu się, że pozjadał już wszystkie rozumy marketingu oraz zgłębił tajemnice rynku księgarskiego w Polsce opanowanego, a jakże, przez spisek. Jednak żadna z tych książek dotyczących fikcji naukowej czy też fikcji historycznej hitem świątecznej sprzedaży nie została. Nie została też żadna książka kucharska, czy też poradniki fitness znanych i mniej znanych celebrytek, choć te ostatnie sprzedawały się całkiem nieźle.


Absolutnym hitem świątecznej sprzedaży została książka pod tytułem „Zniszcz ten dziennik” autorstwa Keri Smith wydana przez Grupę Wydawniczą K.E. LIBER


Firma, w której pracuje sprzedała w okresie świątecznym kilka tysięcy egzemplarzy tej książki.  Wydawca tej pozycji, z tego, co słyszałem sprzedał ponad 250 tysięcy egzemplarzy i planuje wydanie drugiej części. 

Długo zastanawiałem się nad fenomenem popularności tej książki. Skąd taka ogromna popularność? Zacząłem szukać w Internecie informacji na ten temat, a tam naprawdę bardziej niż skromnie, do tego bardzo standardowo. Strona www i miejsce na fejsie, czyli nic oryginalnego. Zwykły schemat marketingowy, do tego zrobiony jakoś tak banalnie bez fajerwerków, błyskotek, promocji itp.
Na stronie www (http://zniszcztendziennik.pl/ksiazce/) możemy dowiedzieć się, że sprzedano już 2 mln egzemplarzy tej książki!!! Nie wiem czy dotyczy to jedynie Polski, ale chodzi chyba raczej o łączną liczbę sprzedaży osiągniętą w piętnastu krajach, w których ta książka zyskała status bestselleru. Dalej czytamy, że dziennik jest fantastyczną inspiracją. W oparciu o książkę powstało setki tysięcy blogów, vlogów, filmów na You Tube oraz wpisów w mediach społecznościowych. „Zniszcz ten dziennik” ma wyzwolić w czytelnikach proces kreatywności. Dość krytycznie wspomniano, że książka nie ma wartości literackiej – niewiele w niej słów.  Dalej możemy przeczytać, że „Zniszcz ten dziennik” jest zbiorem myśli, dziennikiem, kolorowanką, wydzieranką i grą w jednym. Dziennik ma rzekomo też terapeutyczną moc. Pomaga rozładować emocje, wyrazić uczucia, śmiać się w głos i bawić na maksa.

A teraz coś ode mnie. Wysyłając te książki zastanawiałem się, jakim trzeba być skończonym debilem o mocno uciekającym do tyłu czole, aby wydać prawie 30 zł. na tę książkę? Mało tego dać ją komuś jeszcze w prezencie? Jestem przekonany, że słowo książka jest w tym przypadku poważnym nadużyciem, bowiem ani co do treści ani co do formy edytorskiej nie wykracza poza poziom dna. W zamyśle autorki i wydawców książka ma wyzwolić kreatywną destrukcję. Już sam ten zbitek słów brzmi jak jakiś koszmarny oksymoron. Autorka – kanadyjska artystka konceptualna, kreśli w dzienniku następujące rady typu: wydrzyj, zgnieć i żuj tę stronę, ale nie połykaj; przyklej tu kłaczki ze swojej … kieszeni; teraz pisz niedbale; narysuj coś paskudnego, przywiąż sznurek i wal o ścianę; zrób z tej kartki łańcuch. Na każdej stronie znajdziemy wiele podobnych poleceń. Moim zdaniem miejsca na kreatywność nie ma tu wcale zaś debil-nabywca ma jedynie wykonywać coraz dziwaczniejsze zadania, które sprowadzają się do zniszczenia tego dziennika. A stron jest naprawdę dużo = dużo zabawy dla debila. Bardzo wiele drzew poszło na zmarnowanie. Boże ty to widzisz i nie grzmisz. Myślę, że tym tematem koniecznie powinni zająć się członkowie WWF lub innych organizacji ekologicznych związanych z ochroną przyrody. To jawne marnotrawstwo i bezmyślne niszczenie zasobów naturalnych Ziemi. Tyle teraz w mediach szumu na temat ekologii.
Do tego dochodzi jeszcze aspekt prawny. Skoro państwo zabrania wycinki drzew właścicielowi na jego posesji to, jakim cudem nie zabroniło wydania tej książki? Ten przypadek wyraźnie podpada pod Art. 5 Kodeksu Cywilnego, który brzmi ”Nie można czynić ze swego prawa pożytku, który byłby sprzeczny ze społeczno-gospodarczym przeznaczeniem tego prawa lub z zasadami współżycia społecznego. Taki działanie lub zaniechanie uprawnionego nie jest uważane za wykonywanie prawa i nie korzysta z ochrony” Przepis ten mówi o nadużyciu prawa podmiotowego.


Na jednym z forów (http://lubimyczytac.pl/ksiazka/232347/zniszcz-ten-dziennik-kreatywna-destrukcja), które przeglądałem w celu zorientowania się nad genezą popularności tej książki znalazłem bardzo ciekawe i wartościowe komentarze, którym trudno nie przyznać racji:
 
- Booka: „W opisie czytamy, że niekonwencjonalne zadania z tej książki mają na celu kreatywnie nas pobudzić poprzez destrukcyjne działania (wyżywanie się na owym dzienniku).

Moja miłość do książek wyraża się nie tylko poprzez namiętne ich czytanie, ale też poprzez traktowanie ich z szacunkiem. Dlatego większość zadań z tego dziennika jest dla mnie nie do przyjęcia.”

- Lacerta: „Jeśli ktoś ma ochotę pobudzać tak swoją kreatywność to proponuję wykorzystać do tego stare zeszyty czy niewykorzystane kartki, które leżą w domu - wyjdzie na to samo, zapłacicie mniej i uchronicie niewinne drzewa przed przerobieniem na taki gniot.”

- Mamhaszka: "To się nawet na papier toaletowy nie nadaje, bo można się pokaleczyć -.- Z większym pożytkiem dla lasów można od razu "kreatywnie" zapluć, spalić i spuścić w klozecie resztki 30 zł, zamiast fatygować się do księgarni."

Bardzo mnie zdziwiło fakt, że często obok tego dziennika, zamawiane były prawdziwe dzienniki lekcyjne. Czyżby debilizm ogarnął już polską szkołę totalnie - to znaczy włącznie z nauczycielami? To nie wróży dobrze na przyszłość, bo każdy debil z liczby 250 tysięcy nabywców dziennika może teraz powiedzieć z ręką na sercu, że przeczytał, choć jedną książkę rocznie, tym samym podnosząc statystyczny poziom czytelnictwa w Polsce o kilka procent. Bloger e-PO-lityk może czuć się wniebowzięty tymi „optymistycznymi” danymi statystycznymi.

Konstatacja:
Długo jeszcze skazani będziemy na polityczną i kulturalną degrengoladę, dopóki takie dzieła biją rekordy popularności. Ja już żadnych złudzeń nie mam, a będzie coraz gorzej. I tym mało optymistycznym akcentem kończę moją notkę. Dziękuję Państwu za uwagę.

 

 

Aktualizacja:
Na dzień 19 stycznia 2015 roku firma w której pracuję sprzedała 10 tysięcy egzemplarzy tej książki.

Harcownik
O mnie Harcownik

Grafika z akcji #GermanDeathCamps. fot. Tomasz Przechlewski / CC 2.0 Akcja SEAWOLF - konkretny wymiar pamięci.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (19)

Inne tematy w dziale Kultura