Cześć Kochani.
To znowu ja - Wasza Julie. Jeżeli ktoś nie wie, to "J" w moim imieniu czyta się z francuska wymawiając, jak "Ż". Brzmi bardziej cool i nowocześnie.
Myślałam, że będzie większy oddźwięk w komentarzach pod moją pierwszą notką, ale i tak obejrzało ją bardzo dużo ludzi. Liczyłam na takie komentarze... no wiecie, jak między dobrymi psiapsiułkami. Może poprzednia moja notka nie była zbyt dobrze wyeksponowana. Harcownik mówił, żebym się tym nie przejmowała i cieszyła z tego, że nie było hejtu i mowy nienawiści, bo to teraz jest bardzo powszechne zjawisko na świecie.
Pewnie jesteście ciekawi, jak się zakończyła nasza kłótnia.
Otóż następnego dnia... nie pokłóciliśmy się, wiec było normalnie i nudno. Siedzieliśmy sobie przed telewizorem. Ja, jak zwykle, a on jak ten kot - chyba tylko po to, aby się trochę poprzytulać i ogrzać, bo tak naprawdę, to Harcownik w ogóle nie ogląda telewizji. Twierdzi, że to strata czasu i nieraz się dziwię, skąd on w ogóle wie, co się dzieje w wielkim świcie. Wtedy zazwyczaj odpowiada, że wielki świat wcale go nie interesuje, tylko ja - i to jest takie słodkie. Naprawdę!
Siedzimy wiec sobie i patrzymy na ekran (przynajmniej ja) i akurat pokazano żony Kamińskiego i Wąsika oraz Prezydenta, który powiedział, że uruchamia procedurę prawa łaski. Wtedy Harcownik (nie mogę się przyzwyczaić do tego, aby nie nazywać go po imieniu) powiedział pod nosem - mięczak. Powiedział to zapewne w odniesieniu do naszego Prezydenta. A że było mi bardzo żal tych zapłakanych kobiet, to musiałam zareagować. Powiedziałam, że Prezydent zrobił bardzo dobrze. Patrzę, a on wyraźnie zaskoczony pyta - Jak to? No, słusznie zrobił, że ułaskawił tych dwu i teraz szybko wrócą do swoich domów i do swoich żon. Wtedy on zdziwiony zapytał, przecież wczoraj mówiłaś, że to niebezpieczni przestępcy, którzy zagrażają społeczeństwu i powinni być izolowani, a dzisiaj, chcesz ich wypuszczać? Tak! - odpowiedziałam stanowczo. Z resztą wczoraj, to było wczoraj, a dzisiaj jest dzisiaj – dodałam, już zupełnie spokojnie. Przecież, te kobiety naprawdę nie udawały - kobieta to zawsze wyczuje. Więc chyba w sumie, ci dwaj, nie są tacy groźni. A podobno, ten Kamiński to nawet waży tyle co odpasiony indyk, czyli z pięćdziesiąt kilogramów. Więc, jakie szkody może wyrządzić takie chuchro? Ten grubszy, to i owszem, on może być potencjalnie bardziej niebezpieczny - tak sobie wtedy myślałam.
Zrobiłabyś coś do jedzenia - powiedział Harcownik (nie mogę się przyzwyczaić i chyba zacznę pisać po imieniu). A ty wyrzuciłbyś śmieci - natychmiast odparowałam bez namysłu. Tego to już było za wiele. Ja mu o małżeństwie, o związkach, a on tak trywialnie o żarciu. Więc kontynuuję i mówię, że jest za gruby i powinien przyłączyć się do głodówki Kamińskiego. Ta... odpowiedział dziwnie rozbawiony - i może jeszcze pójść na protest-marsz - zapytał? Pewnie - powiedziałam. A dlaczego by nie, przecież tak rzadko wychodzimy razem – zupełnie jakby się mnie ... wstydził. Moglibyśmy się gdzieś przejść. Zapytał wtedy, na który marsz? Ten 11 stycznia, czy ten 13 stycznia, bo na obu będzie liczona frekwencja. Jak to liczona frekwencja - zaciekawiłam się? No, normalnie - odpowiedział, przed nadchodzącymi wyborami, trzeba policzyć, ile poszczególne partie mają szabel. Zaraz pewnie ukażą się jakieś wyniki sondażowni - kontynuował a na koniec zapytał z wyraźnym przekąsem - w TVN jeszcze ich nie publikowali? Nie, odpowiedziałam szybko i chciałam już zmienić temat.
Zapytałam, czy widział psa sąsiadki, no tej spod dwójki. Chciałam wybadać, czy interesuje się sąsiadką, bo trzeba przyznać, że umie o siebie zadbać. Roześmiał się o powiedział, że psiecko już widział i przy okazji zaliczył wtopę. Jakie psiecko - zapytałam zdziwiona? No, psa zastępującego dziecko - czyli psiecko. Mówił, że widział to psiecko w naszej osiedlowej pijalce razem z jej facetem, który posadził psiecko obok siebie na stołku barowym i nawet coś do niego gadał. Pewnie w domu też go sadza przy stole i do niego gada - dodał. Powiedział, że zapytał barmankę o to, ile ten gościu wypił piw, ale odpowiedziała mu, że sączy jedno - pierwsze.
No i co w tym dziwnego zapytałam? To jest, jak członek rodziny, więc ma prawo mieć swoje miejsce przy stole. A nie lepiej mieć dziecko, uśmiechnął się i przymrużył oczy. Wiedziałam, o co mu chodzi, zawsze tak robił. Ale on nie odpuszczał i ciągnął dalej - podotykamy się delikatnie brzuszkami i kto wie, co z tego wyniknie. To było miłe, ale zaraz pomyślałam, że chyba jeszcze nie czas. Aby spokojnie myśleć o urlopie macierzyńskim, najpierw muszę w firmie wygryźć Mariolę. Poza tym mamy kredyt do spłacenia, chciałabym wyremontować kuchnię i może kupić sobie elektryczny samochód, bo to jest teraz dobrze widziane, a przynajmniej Thermomixa, bo gotowanie zabiera mi zdecydowanie zbyt wiele czasu i niszczy paznokcie. Wiec musiałam być chłodna i szybko ostudziłam jego amory. Po prostu kolejny raz przypomniałam mu o niewyniesionych śmieciach. Niech sobie wyobrazi śmieci, a nie dziecko.
Nie był zadowolony. A z tym psem, to okazało się, że zaliczył wpadkę. To znaczy, poprzedni pies sąsiadki był bardzo agresywny. Małe psy często tak mają, a to był York i ten drugi też był York prawie identyczny. Na oko, to ważył pół kilo, no może do kilograma. I zawsze hałaśliwie rzucał się na każdego, kogo zobaczył. Ale ostatnio, kiedy Harcownik spotkał sąsiadkę na schodach, powiedział coś w stylu:... że nie poznaje pieska,... że taki grzeczny,... że chyba został podmieniony. A wtedy sąsiadka odpowiedziała mu, że faktycznie - poprzedni piesek zmarł na raka, dwa lata temu i ten jest nowy. No to teraz przynajmniej jestem spokojna o to, że Harcownik nie interesuje się sąsiadką.
Piszcie w komentarzach, co sądzicie, bo nie chcę Was przynudzać moimi problemami.
Julie.
Inne tematy w dziale Polityka