Co oznacza 5000 zakażeń dla zwykłego obywatela lub dla służby zdrowia?
Wirus grypy wyszedł już z mody a także ze statystyk, teraz dominuje SARS-CoV-2 - ten wirus jest trendy i na topie informacyjnych list przebojów.
Skoro:
- dostępność testów jest ograniczona, zatem liczba zakażeń o niczym nie świadczy
- testy wykrywające są mało wiarygodne
- tak metoda jak i wynik testów, nijak się maja do wykrywania osób chorych lub zarażających
- zakażony po teście nie oznacza, że jest chory lub zarażający
No dobrze, mamy testy jakie mamy i jakie... kupili urzędnicy.
Za ich pomocą dokonuje się pierwszej wstępnej selekcji, bo lekarze najchętniej każdego z gorączką kierowali by,... jak najdalej (Wpierw oni byli na pierwszej linii straszenia społeczeństwa a teraz zajęli ostatnie linie okopów).
Mamy więc tego zakażonego i co dalej?
Ilu z nich jest hospitalizowanych na Covid19?
To znaczy leczonych z powodu objawów chorobowych, swoistych dla tej choroby?
To dopiero byłyby miarodajne informacje.
Ile z tych osób zmarło na Covid19 a nie na choroby współistniejące?
Do ustalenia tego trzeba przeprowadzać sekcje zwłok, a tego nikt w Polsce nie robi!!!
Skąd wiadomo, że wyłączną przyczyną zgonu był Covid19 a nie np. zawał, bo pacjent bardzo przejął się niemiarodajnymi wynikami testu?
To jest dopiero podstawa jakichkolwiek uogólnień i wniosków.
Prawidłowe badania i oparte na faktach dowody.
Tylko na tej podstawie można podejmować racjonalne decyzje urzędnicze.
Tego w Polsce nie mamy.
Powyżej zaprezentowałem spojrzenie obywatela.
A poniżej spojrzenie z punktu widzenia Hydry urzędniczej.
Obserwujemy ewidentny konflikt interesów.
Mamy zapaść w służbie zdrowia i powiększającą się dziurę budżetową.
Zatem wygodnie jest wpisywać w kartę zgonów Covid19 i spopielać dowody.
Każdy chory na choroby współistniejące jest obciążeniem dla budżetu państwa.
Jego śmieć uwalnia służbę zdrowia i budżet od wydatków na jego leczenie - często wydatków długoletnich związanych z bardzo kosztownymi zabiegami.
No ale, aby nie było pomruków niezadowolenia, to trzeba udawać, że coś się robi, na przykład wprowadzić powszechne i obowiązkowe noszenie gówno wartych maseczek, w każdej nawet najbardziej absurdalnej sytuacji (idę wieczorem przez park pada deszcz, w okolicy 500 metrów nie ma człowieka, ale jest radiowóz), a tym samym pokazać, że pasożyty u władzy dbają - nawet zbyt przesadnie - o dobrostan swoich obywateli i nie zawahają się użyć środków przymusu bezpośredniego. W niektórych krajach zamordystycznych o niskiej kulturze demokratycznej posunięto się do tego stopnia, że kategoryzuje się obywateli na tych przydatnych i na mniej przydatnych. To znaczy na tych, którzy przynoszą lub mogą w przyszłości wypracować zysk ( utrzymujący w dużej mierze pasożytów urzędniczych) i na tych już nie zdolnych, którzy okres wytężonej pracy mają już za sobą. Czasem do tego dodaje się jeszcze kryterium politycznej poprawności.
Generalnie udaje się krzątaninę w temacie. Straszy spreparowanymi statystykami, które niczego nie pokazują, poza wynikami ograniczonej mocno wstępnej selekcji. Na 36 milionów obywateli przeprowadza się promil niedokładnych testów z którego 10 % jest w granicy błędu i na tej podstawie aktami niższej rangi, bo rozporządzeniami ogranicza się Konstytucyjne prawa obywatelskie.
Kur... a ... mać!
Czyż to nie jest państwo z paździerza?
Niestety alternatywa jest jeszcze gorsza - mam na myśli tą koalicję anty-obywatelska zajętą wyłącznie sprawami walki z PiS-em a nie sprawami ważnymi dla Polski i Polaków.
Inne tematy w dziale Rozmaitości