Trzydziestolecie podpisania porozumień sierpniowych jest fanstastyczną okazją do rozważań nad ideałami "Solidarności". Refleksje większości publicystów są dalekie od optymizmu. Przewijają się w nich narzekania nad zaprzepaszczeniem potencjału tego ruchu oraz ,powtarzana do znudzenia, diagnoza o braku jedności w narodzie.
Podobnie było w przypadku tragedii smoleńskiej. Jeszcze nie przerzedziły się tłumy na Krakowskim Przedmieściu, jeszcze nie pochowano wszystkich zmarłych, a już odzewały się głosy podważające znaczenie żałoby. Niektórzy nie potrafili na kilka dni zrezygnować z objawiania narodowi swojej wielkiej, przenikliwej mądrości i już 11 kwietnia zaczęli poddawać w wątpliwość, czy wytworzona w tragicznych okolicznościach solidarność okaże się trwała.
Takie same reakcje wystąpiły w dniach, które nastąpiły po śmierci Jana Pawła II. Znowu pojawiły się pytania, czy rekolekcje narodowe przyniosą trwały owoc, spowodują rzecziwstą przemianę społeczeństwa. Zaraz też przyszła diagnoza, że raczej nic się w nas nie zmieni, że jedność nie jest w naszej naturze.
W tych wszystkich narzekaniach niemal zawsze brakuje zawsze określenia, na czym ta jedność ma polegać. Czy mamy myśleć to samo? Czy powinniśmy unikać kłótni? Czy musimy się wszyscy lubić? Czy nie wolno ujawniać błędów innych? Jeśli tak zdefiniujemy jedność, to oczywiście nigdy jej nie osiągniemy. Bo to nie jedność, ale jednakowość. Jedność może istnieć tylko między ludźmi, którzy się od siebie różnią. Solidarność nie oznacza posiadania takich samych poglądów, ale umiejętność współdziałania różnych ludzi w imię wyższego dobra. Może źle rozumiem sens wydarzeń sprzed trzydziestu lat, ale - w moim przekonaniu - stoczniowcy walczyli właśnie o taką Polskę, która nie wymuszałaby od nas jednomyślności, Zwłaszcza milicyjną pałką.
Solidarność to nie sielanka, nie miłe ciepło w sercu. Właśnie ci, którzy forsują taką wizję, są najbliżej pogrzebania dziedzictwa 1980 roku. Solidarność to realna pomoc człowiekowi, z którym się nie zgadzam, ale który jest w potrzebie. Który jest prześladowany, albo może tylko sobie nie radzi w życiu. Efekty przeprowadzanych w Polsce akcji charytatywnych dowodzą, że z taką solidarnością jest u nas nieźle.
Od polityków wymagam przyzwoitości, klasy i działania zgodnie z polską racją stanu. Nie muszą się ściskać "na misia", ani całować w usta.
Reakcjonista nie pisze, aby kogokolwiek przekonać. Po prostu przekazuje swym przyszłym wspólnikom akta świętego sporu. (Mikołaj Gomez Davila)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka