[...] wytwarza się dla Polski jakieś wyjątkowe stanowisko: innym narodom wolno mieć najbrudniejsze interesy, dążyć do ekspansji, uważa się za zupełnie naturalne, że mają silną organizację państwową: dla Polski zaś byłoby to w ich przekonaniu nieprzyzwoitym, niezgodnym z jej duchem. [...]
Ta nieumiejętność myślenia o sprawach własnego narodu w taki sam sposób, w jaki się myśli o narodach innych, z konieczności doprowadza nas do traktowania swej społeczności, jako narodu wyjątkowego, istniejącego poza wszelkimi prawami społecznymi, narodu słowem wybranego. [...]
Dzisiejsze warunki życia pod grozą ulegnięcia w walce o byt, nie pozwalają nam być osobiście bezinteresownymi, szybko też pozbywamy się tej, dość wątpliwej zresztą cnoty, ale słabe uobywatelnienie nie zmusza jeszcze nas do przeniesienia tej zmiany na naród: toteż często ten, co jako jednostka dawno już wziął rozbrat z wszelką bezinteresownością, co niezdolny jest nawet do oddania czegokolwiek ze swego na cele publiczne, w imieniu narodu gotów jest okazywać najczystrzą bezinteresowność, zrzekać się wszystkiego, do niczego nie aspirować. [...]
Państwo ma przede wszystkim obowiązki wobec własnych obywateli, dopiero w dalszej kolejności poczuwać się może do różnych działań na rzecz obywateli innych organizmów państwowych, na przykład do pomocy humanitarnej. Członkowie narodu mają przede wszystkim obowiązki wobec własnych rodaków, do tych którzy dziś dzielą wspólny los, w przeszłości pracowali na jego dziedzictwo lub odziedziczą je w przyszłości. Dopóki ludzkość jest zorganizowana w państwa (a nic nie wskazuje na to, aby miała taką formę porzucić), wobec rodaków możemy najskuteczniej czynić dobro oraz kontrolować władze, które powołaliśmy dla realizowania dobra wspólnego. Choćby z tej możliwości wypływa nasz obowiązek.
Przez ostatnie tygodnie grupa ludzi zebrana pod Pałacem Prezydenckim domagała się wzniesienia pomnika upamiętniającego ofiary katastrofy smoleńskiej. Otrzymali tablicę, odsłoniętą po cichu i po kryjomu. Tymczasem 15 sierpnia, w dzień polskiego narodowego święta, władze postanowiły odsłonić pomnik bolszewikom - najeźdźców z 1920 roku. Komu te władze służą i czyje interesy reprezentują?
Pomnik nie jest wyrazem szacunku, on jest wyrazem szacunku najwyższego. Humanitaryzm wobec wroga karze ratować go, jeśli to możliwe, karze dbać o jego grób, karze uczciwie przedstawiać złożoność wydarzeń w naukowych publikacjach lub podczas lekcji historii. Może przejawiać się w postaci upamiętnienia przeciwnika, wobec którego popełniliśmy niesprawiedliwość. Ale nie można stawiać pomników tym, którzy działali w imię złego, choćby nie wiem jak tragiczny i złożony był ich los.
Argumentacja z chrześcijańskiego miłosierdzia, na które powołują się zwolennicy pomnika, jest jedną wielką pomyłką. Polityka nie jest konkursem piękności. Nie wybieramy naszych przedstawicieli, aby walczyli przed trybunałem historii o nagrodę dla najszlachetniejszego, najbardziej sprawiedliwego narodu w dziejach. Wybieramy ich po to, aby urzeczywistniali polską rację stanu. Nawet potoczne doświadczenie w dziedzinie międzyludzkich relacji pokazuje, że ten, kto ustępuje, spełnia każdą prośbę drugiej strony a nawet daje nadto, zbiera plony nie w postaci wdzięczności, ale braku szacunku.
Nie wiem, co się zadziało w umysłach naszych władz, że postanowiły okazać wobec Rosji kolejny dowód dobrej woli, przy braku podobnych gestów z drugiej strony. Czy to celowe zaprzaństwo? Czy raczej koszmarne zakompleksienie polskich elit, które zrobią wszystko dla miłej, ale nic nie znaczącej pochwały od "obcych"?
P.S. Wszystkie cytaty pochodzą z "Myśli nowoczesnego Polaka" Romana Dmowskiego. Podaje to na końcu, bo u nas ciągle więcej ludzi komentuje poglądy Dmowskiego niż czyta jego publicystykę.
Reakcjonista nie pisze, aby kogokolwiek przekonać. Po prostu przekazuje swym przyszłym wspólnikom akta świętego sporu. (Mikołaj Gomez Davila)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka