Mam wrażenie że nas Polaków cechuje swoisty imposybilizim, niezdolność do wspólnego działania. Problemy naszego kraju są przecież wprost ustrojowe. W Polsce, tej fatalnie zcentralizowanej Polsce, wszystkie decyzje wypływają z Warszawy. Tutaj jest centrum pępka, tutaj jest koszula najbliższa ciału. Cała Polska kręci się wokół Warszawy. Cała niemal władza jest tam skoncentrowana. Mieć znajomych we władzach w Warszawie, to znaczy tkwić gdzieś w jakiejś przepastnej sieci zależności, powiązań, a nóż kiedyś się wypłynie.
Żyję chwilowo w zachodniej Polsce. Dziś odwiedziłem trzy w sumie wsie. Cóż się tam zmieniło od 70 lat? Brukowane drogi, asfalt się pojawił jedynie na głównej ulicy. Centrum jednej z nich już nie przypomina miasteczka, jakby się coś z ryneczkiem stało, nie odnajduję centrum miescowości uwiecznionego na przedwojennych zdjęciach...
Ongiś kurort z ponad setką restauracji podobno, wg bardziej wiarygodnych źródeł było ich 17, dziś jedyna to mordownia przy moście. Na miasteczko pylą rakotwórczo dwie fabryki wełny mineralnej: tego wcześniej nie było. W porcie, tym wielkim Porcie, ongiś wielkim kole zamachowym całej gospodarki regionu, dziś straszą trzy kupki węgla. Ongiś zaopatrywano region, dziś zaopatruje się wieś zapewne.
Ach, są i dwie linie kolejowe. Jedna, towarowa do portu, jeszcze jakimś cudem istnieje, na przejazdach krzyże św. Andrzeja przybito wprost do pokrzywionych drewnianych gałęzi. Drugą linię w całości zlikwidowano, nie wiadomo po co i dlaczego. W innych porównywalnych krajach to coś, regionalna linia w takiej relacji, po prostu działa, w Polsce nie.
Znalazłem w książkach że nad rzeką, przed II wojną, istniało całe liczne środowisko wodniaków: sportowe towarzystwa uprawiające wioślarstwo, kajakarstwo, kursowały łodzie i statki wycieczkowe. I dziś coś się dzieje, ale nieregularnie. Z wielkiego i zupełnie nowego nabrzeża w porcie, do którego mogłyby cumować promy przez Bałtyk albo nawet mniejsze parowce, nie odpływa zupełnie nic.
Ha, ha, ha. Nieopodal jest Port Lotniczy. Traktowany z wielką atencją, rzekomo oczko w głowach miejscowych polityków. Niestety, nic nie może tutaj wylądować poza małymi samolotami, niemal wszystko, w tym wielki pas startowy, jest, ale podobno terminal, ładny i nowoodremontowany, nie ma wystarczającej liczby biurek do dokonania odpraw pasażerów, jest jakoś.... źle wykończony. Setki milionów majątku marnuje się. Komuś prywatnemu możeby pomogły się dorobić, a państwowy- innemu nie da, sam nie zje.
Można pytać, dolaczego tak się dzieje. W Niemczech władza jest jednak bliżej ludzi. Najważniejsze dla lokalsów decyzje gospodarcze- co z liniami kolejowymi, co z portem lotniczym, co z portem rzecznym, co z drogami krajowymi, co z policją czy wyższą szkołą zawodową w najliższym mieście, są domeną władzy regionu, landu.
Ongiś włączyłem raz w oczekiwaniu procedowania insteresującej mnie ustawy polski Sejm, "na ulicy Wieśniackiej", jak w jakimś jutubowym filmie mówią dzieci. Które to dzieci gdzieś słyszały że tam rządzi partia chłopów małorolnych wespół zespół z USA (sic!). I cóż zobaczyłem? Arcyważny minister z arcyscentralizowanego ministerstwa popisywał się znajomością stanu dachu jakiegoś przybytku kultury na zapadłej prowincji.
Polski Sejm jest niczym zupa śmieciowa. Zajmuje się wszystkim niemalże, jego prerogatywy są ograniczone nielaże jedynie fantazją jego organów. Gdybym to ja rządził, przerobiłbym ten kraj w republikę związkową, Rzeczpospolitą Związkową, lub Federalną. Luźny związek kilkunastu województw czy "krajów", każdy z osobnym parlamentem, skarbem, kompletem ministerstw, bo wszak władza centralna idzie w dół. A Sejm? Zajmowałby się sprawami w których rzeczywiście centralizacja daje korzyści. W Niemczech nie znaleziono ich zbyt wiele.
Polska nie jest krajem rządzonym dobrze, władza jest odległa od ludzi, scentralizowana. Tak być nie musi, wystarczy jedna dobra akcja społeczna na miarę dużego strajku społecznego by ten porządek rzeczy obrócić. Decentralizacja władzy, oddanie jej do regionów spowoduje że wróci do nich energia, uwagę mediów przyciągnie nowy aktor na scenie, ba, pojawią się regionalne media publiczne, jak w Niemczech, gdzie każdy land ma niekiedy po kilka stacji publicznych. W Niemczech pierwszy program telewizji publicznej jest wspólną koprodukcją anten regionalnych, z których każda jest niezależną firmą.
Polski centralizm wszystkiego sprawia że oto pojawia się jakieś stanowisko gubernatora, wojewody, na którym ląduje nominat skąd inąd. Nie ma pojęcia choćby o lokalnej geografii, dziwi się niemożebnie na cywilizacyjne oczywistości niebyłe we wschodniej Polsce, a i tak nie jest w stanie nawet pojąć by je wykorzystać zgodnie z przeznaczeniem, tak jak czynią to ledwie w sąsiednim regionie, już po innej stronie granicy: tej czeskiej czy tej niemieckiej.
Gubernie, gubernatorzy, podpięte pod Warszawę biura statystyczne, kuratoria oświaty, urzędy skarbowe, regionalne jednostki policji, uczelnie wyższe- zawodowe i uniwersytety. Podpięte pod Warszawę zarządy dróg krajowych, o torach nie wspominając. Szwajcaria, Austria, Belgia, Niemcy, Hiszpania, Wielka Brytania to przykłady krajów gdzie tak być nie musi. Polska też jest krajem który może być... federalny, związkowy. Z władzą łatwiejszą do kontrolowania.
Inne tematy w dziale Polityka