Jestem wlasnie w Cork, w Irlandii. Krótki wyjazd, nie maiem zamiaru tutaj byc dluzej niz dzien. W kosciolach polskie msze, na ulicach polskie sklepy, w autobusach polscy pasazerowie. Loty do wielu polskich miast nawet z prowincjonalnych lotnisk. Dla wielu Polakow zycie za granica jest bez porownania lepsze niz w Polsce. Przeciez nie wracaja. Czesto nie maja do czego. Tutaj moga pojsc do teatru na skandalizujaca sztuke (dzis graja "Rok magicznego czochrania bobra", gwiazda jest homoseksualista stylizujacy sie na Jezusa), czy na wspolczesna opere (dzis graja elektro-opere "Jutro za rok"). Mnostwo festiwali, dookola mozna uprawiac surfing, w knajpach i barach taka muzyka jakiej nigdy w Polsce nie slyszalem, tak nowoczesna (jakies jungle-costam puszczali w poprzednim barze gdzie wszedlem skorzystac z Internetu). A ceny? Niekiedy drozej, niekiedy taniej jak w Polsce.
Do tego czesto malo zniszczona przyroda (wspanialy park KIlkenny to prawdziwy raj na ziemi). Z tego co sie dowiedzialem, miejscowi irlandczycy wyjezdzaja za lepszymi zarobkami do Australii czy Nowej Zelandii, ich miejsce zastepuja imigranci. I integruja sie, dzis bylem swiadkiem przyjacielskiej rozmowy polskiego kierowcy z irlandzkim kolega z pracy (w drodze z lotniska do miasta).
Inne tematy w dziale Polityka
