No, może niekoniecznie LPR, ale czymś, co zabuduje skrajną prawą stronę. Dopóki PiS opiera się o tę ścianę nie jest źle. Jest punkt oparcia. Odcięcie od tej ściany, to znalezienie się w kleszczach: z jednej strony umiarkowana PO, z drugiej narodowa prawica. W takiej sytuacji można zostać zjedzonym. Niech więc PO martwi się, że stoi w rozkroku.
Takie prawdopodobnie myślenie wpłynęło na sposób, w jaki PiS spowodowało całą awanturę o ratyfikację. Bitwa ta nie była jednak sprowokowana przez jakieś mityczne żądania ojca Rydzyka . To sam J. Kaczyński świadomie ją wcześniej zaplanował i rozpoczął. Na inną nie pozwala ordre de bataille Prawa i Sprawiedliwości: tylko procedury ratyfikacyjne pozwalają na takie starcie, przy pozostałych ustawach wystarcza prosta większość i można tylko sobie pokrzyczeć. W tym przypadku natomiast większość nie może ignorować głosu PiS. A szybko taka okazja się nie powtórzy.
Osobną sprawą jest pytanie dlaczego reszta dała się w taki prosty sposób wciągnąć w ostre starcie zamiast spokojnie czekać, aż PiS zrobi to, co i tak zrobić musi. A musi nie blokować ratyfikacji traktatu (tu uwaga na redukcję operatorów modalnych!). Obawiam się, że nie bez znaczenia było legislacyjne lenistwo, czyli po prostu brak innych zajęć.
Teraz PiS ugrało tydzień przerwy, co pozwala J. Kaczyńskiemu na wycofanie się z pola bitwy w imię racji stanu. (Choćby dosłownie: wyjście części posłów PiS podczas głosowania). Obronił prawe skrzydło, umocnił się na nim, pokazał, że każda próba wyrzucenia go stamtąd to osłabienie eurosceptycyzmu. Cała reszta, te preambuły, grożenie kartami podstawowymi, konstytucje polskie i kontynentalne, to tylko rekwizyty.
Inne tematy w dziale Polityka