Rapacz Rapacz
39
BLOG

Tusk leniwie podąża drogą Millera

Rapacz Rapacz Polityka Obserwuj notkę 9

Parę lat temu marszałek Borowski zupełnie nie wiedział co ma uczynić z Gabrielem Janowskim, który właśnie konsumował obiad na sejmowej mównicy. Jestem skłonny twierdzić, że problemy pana marszałka wynikały z faktu, iż właśnie tego dnia Leszek Miller gdzieś pojechał w teren i nie było z nim kontaktu. Gabriela spacyfikowano w nocy – pewnie wreszcie Borowski dostał się do szefa, który polecił, co trzeba zrobić.

Ta narzucona partyjnym kolegom chęć osobistego decydowania o wszystkim była głównym źródłem upadku Millera i jego wizji SLD. Zcentralizowanie władzy w partii odebrało możliwość choćby względnej kontroli nad państwem, bo nie można kontrolować wszystkiego osobiście, czy jedynie grupą najbliższych współpracowników. Tymczasem każda samodzielność innych stawała się zagrożeniem dla lidera i jako taka była natychmiast zwalczana..

Biorąc pod uwagę władzę wewnątrz partii, dzisiejsza PO niewiele różni się millerowskiego SLD. W obu partiach jedna osoba wraz z najbliższymi współpracownikami całkowicie zawłaszczyła centrum decyzyjne. Jak swego czasu SLD Platforma jest partią będącą przedłużeniem woli szefa. Przy czym wola ta nie dotyczy jakiejś idei, kierunku (jeżeli ktoś chce, to proszę bardzo: obsesji), jak ma to miejsce w przypadku PiS. Tu chodzi o czystą władzę.

(Co ciekawe, obie partie miały też inne okresy w historii. Dość wspomnieć początki PO i “miękkie”. A zarazem niekwestionowane przywództwo Kwaśniewskiego w SLD).

Jest jednak poważna różnica: Miller usiłował wszystko kontrolować, Tusk jest na to za leniwy. Tak jak Miller skutecznie scentralizował PO, ale nie starcza mu sił, by usiłować sprawować kontrolę nad państwem. Sama kontrola nad partią nie wystarcza. Ktoś może tu powiedzieć, że Tusk jest mądrzejszy od Millera. Ale skoro tak, to dlaczego nie próbuje poluzować centralizację? Chce w zamian, by sami się kontrolowali. By wyczuwali czego od nich się oczekuje i to realizowali. Kłopot w tym, że nie mogą oni dać to, czego Tusk oczekuje, czyli zrobić go prezydentem, a z drugiej strony pojęcie z własnej inicjatywy jakiś kroków, których konsekwencje narażą na szwank obraz Tuska grozi wypadnięciem za burtę.

Mamy więc na razie paradę propagandowych zagrywek pozorujących pracę resortów. Przykładem jest zrzucenie na klub parlamentarny odpowiedzialności za przygotowanie “pakietu Kopacz”, by tylko uniknąć uzgodnień międzyresortowych, za które wszyscy kolejno musieliby wziąć odpowiedzialność. Z drugiej zaś strony grzęźnięcie w “rozliczanie” poprzedników.

Poeokracja okazuje się nie PO-kracją, ale sprawowaniem władzy p.o. - tymczasowym administrowaniem. To w zupełności wystarczy, by kręcić lody, ale jak zmusić do pracy ministrów, którym się zapowiada, że za pół roku najgorsi wylecą z rządu? Bo jedno jest pewne: najgorszymi będą ci, którzy najbardziej zagrozili wizerunkowi premiera

Rapacz
O mnie Rapacz

...I Z DOBREGO DO KOŃCA.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (9)

Inne tematy w dziale Polityka