Od kilkunastu lat polscy historycy międlą klasyczny temat zastępczy: napisać wspólnie z Niemcami podręcznik do historii. A o czym ten podręcznik miałby być? Trochę o Średniowieczu, o kolonizacji, czy raczej lokowaniu się Niemców w księstwach piastowskich, potem długo długo nic, następnie historiami Wielkopolski XIX wieku i dwie wojny. Taki podręcznik uzupełniający, czyli nic, bo trudno zmusić licealistów do lektury podstawowego podręcznika.
Niestety, czy nam się to podoba, czy nie granica między Polską, a później Rzeczypospolitą a Rzeszą to bodaj najspokojniejsza i tym samy najnudniejsza granica na kontynencie europejskim. Wszystkie wydarzenia można spisać na jednej kartce. Same nudy (no, może dla koneserów spór o status Księstwa Siewierskiego). Można robić łamańce w stylu “rozejm w Starym Targu a wojna XXX-letnia”, ale to już wychodzi podręcznik historii Europy. Nawet czasy saskie to nie jedna, a dwie historie. Jedynym efektem będą spory o przynależność etniczną..
Takie nawoływanie do pisania polsko-niemieckiego podręcznika ładnie usprawiedliwiają rzeczywiste zaniechanie: wspólny podręcznik historii Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Od końca XIV w., a już na pewno od początku XVI w. do rozbiorów przeważająca większość przodków dzisiejszych obywateli Łotwy, Litwy, Polski, Białorusi i Ukrainy jechała na tym samym wózku. Jedni na tym wózku spali, inni go pchali, ale innego wózka nie mamy. Optimum to zaproszenie do udziału historyków żydowskich – Rzeczpospolita to też ich historia.
Że to trudne? Tak, to jest trudne. Niebezpieczne. Można narazić się tym i owym. Być może nie wszyscy od razu zaakceptują ideę. Ale to nie powód, by tego nie robić, zważywszy, że jedno jest pewne: takie państwo istniało i miało swoją historię.
I najważniejsze: napisanie takiego podręcznika to wykonanie dobrej roboty historyka, a nie politycznie poprawny przyczynek do pojednania między narodami.
Inne tematy w dziale Polityka