Stadionowy rasizm to zazwyczaj nie żaden wyraz jakichkolwiek poglądów, ale objaw zwykłego chamstwa, które ma służyć wyższym celom, czyli wygranej „naszej ukochanej drużyny”. Fan piłki nożnej to nie cheerleaderka i wszyscy zaangażowani w futbol to wiedzą. I mają nadzieję, że tak zostanie, bo bez dopingu kibiców trudno wygrać.
Od razu zastrzegam, że chodzi mi tu o STADIONOWY rasizm, czyli rasistowskie odzywki i okrzyki kibiców i piłkarzy na stadionie. Odkąd piłka nożna u wielu wywołuje silne ekscytacje, poza stadionami miesza się tak wiele emocji, że wykracza to poza tę notkę..
Kibice to ludek praktyczny: mają motywować swoich piłkarzy do walki i skutecznie zniechęcać przeciwnika. Obrażanie ma sens tylko wówczas, gdy skutecznie demotywuje. Jeśli rasistowski okrzyk zniechęci zawodnika do gry, to warto go użyć. Oczywiście są reguły prawne, które sprawiają, że działania skutkujące wykluczeniem zawodnika, czy zamknięciem stadionu mogą okazać się nieopłacalne.
Czym to się różni od metod upokarzania partnera w negocjacjach biznesowych? Czy którakolwiek korporacja walcząca publicznie o etyczny biznes zwolni chamskiego wobec kontrahentów, ale skutecznego menadżera? Czy na taki krok zdecydowałaby się FIFA? W obu przypadkach stawka jest wystarczająco duża, bo celem jest wynik (kontrakt) i wszystko, co prowadzi do dobrego wyniku (korzystnego kontraktu) jest nie tylko dopuszczalne, ale i właściwe.
Rasistowskie epitety nie są przecież jedynymi przykładami boiskowego chamstwa w służącego osiągnięciu przewagi. W futbolu często sięga się po mocniejsze i bardziej uniwersalne słowa. W najsłynniejszym zdarzeniu tego typu biały obraził piłkarza pochodzenia arabskiego. Problem w tym, że Materazzi zamiast postąpić tak tego oczekują poszukiwacze niepoprawności stadionowej, zapomniał o pochodzeniu Zizou i potraktował go całkowicie nierasistowsko, tj. skupił uwagę na jego siostrze, co ponoć jest standardowym zachowaniem piłkarzy. Zamiast wielkiej afery, zwykła boiskowa chryja. (Ciekawe co by się działo, gdyby zaraz po „byku” Zidane oświadczył, że nie zdzierżył, bo Włoch użył wobec niego określeń rasistowskich?).
Chamstwo przestaje być opłacalne, gdy przestaje być skuteczne. Pouczająca jest historia zmagań kibiców Wisły i Cracovii. Przez lata ci pierwsi demotywowali drugich drąc się „Żydzy!”. Aż kiedyś bojówki młodych fanów Cracovii nazwały się Jude Gang , przyjęły za swój znak tarczę Dawida i zaczęły pisać nazwę drużyny literami stylizowanymi na hebrajskie. (Niebawem zaczną się uważać za zaginione plemię Izraela. Ciekawy materiał do badań etnologicznych). Równie zastanawiające są losy słowa „kibole”: miało stygmatyzować, tymczasem sami zainteresowani przejęli je jako swoje („rząd obalą kibole”, a nie „kibice”) rozbrajając pierwotną pejoratywność. Taki nawyk wyniesiony ze stadionowych walk na epitety, w których zawsze przegrywa ten, kto chciał obrazić, ale mu nie wyszło. (Znów Kraków: jak wróg ci napisał przed stadionem „Tylko Pasy!”, to nie obrażaj się, ale dopisz „To kutasy!”).
Na razie w futbolu zdają się dominować nerwowe postawy takie, jak Mario Balotellego („Jeśli spotkam kogoś, kto rzuci we mnie bananem, to pójdę do więzienia, bo go zabiję”), który niemal prowokuje odsłaniając swój czuły punkt. Z drugiej strony pojawiają się piłkarze, dla których wzorami są raczej Tommie Smith i John Carlos i ich ostentacyjna manifestacja podczas dekoracji w Meksyku. Gdyby sprinterom kibicowano tak, jak piłkarzom, rasizm byłby całkowicie nieskuteczny.
Inne tematy w dziale Rozmaitości