Najpopularniejszą plotką o przyczynie katastrofy w Smoleńsku może okazać się wersja głosząca, że to sam L. Kaczyński nakazał pilotom lądowanie ignorując przeciwwskazania, a w konsekwencji doprowadzając do wypadku.
Przez lata spora część mediów prosto i nieskomplikowanie tłumaczyła, że Kaczyński jest po prostu głupi, zły, a przede wszystkim śmieszny. Po katastrofie nagle te same media, ci sami dziennikarze prezentują L. Kaczyńskiego w zupełnie innym świetle. W sposób naturalny u wielu osób pojawia się pewnie dysonans poznawczy, co samo w sobie nie jest przyjemne. Natychmiast przychodzi dążenie do rozładowania tego stanu i teoria Kaczyńskiego wymuszającego groźbą na pilotach lądowanie stanowi całkiem niezłe ukojenie, czyli tzw. redukcję.
Czy można jeszcze coś mówić o moralności, uczciwości, rzetelności? Czy raczej mamy do czynienia tylko z nieopatrznie wywołanymi demonami nad którymi już dawno nikt już nie panuje?
Inne tematy w dziale Polityka