„Kierowane przez Mieczysława Moczara MSW od kilku lat zbierało informacje o członkach establishmentu partyjnego i elit intelektualnych, którym przypisywano pochodzenie żydowskie (...) Teraz nadarzyła się okazja, by skorzystać z tej wiedzy. Przed końcem roku [1967] wyrzucono z wojska kilkudziesięciu wyższych oficerów...” – pisze w „Gazecie Wyborczej” historyk Piotr Osęka, przypominając ohydę antysemickiej nagonki 1968 roku. Pytanie za stówę: kto wyrzucił tych kilkudziesięciu wyższych oficerów, mających żydowskie korzenie, bądź tylko Żydami ogłoszonych? Autor ostrożnie używa formy bezosobowej (czy może tak mu zadiustowała tekst redakcja), przez co można z kontekstu wnosić, że zrobił to Moczar. Wzmacniają to wrażenie następne akapity, z obszernym cytatem z Rakowskiego: „Scenariusz zazwyczaj jest następujący: MSW zawiadamia ministra, że MSW nie ma już do towarzysza Iks zaufania (...) W takim wypadku minister już wie co robić”. Wprawdzie te uwagi dotyczą czystki w tzw. kulturze, a nie w wojsku, ale mniej uważny czytelnik tego nie zauważy. A tymczasem – takiego wała. Moczar bez wątpienia był skończoną kanalią, jak zresztą wszyscy pozostali sternicy partyjnej nawy, ale akurat na tzw. LWP nie miał żadnego wpływu. Tym, który gorliwie czyścił wojsko z „elementów syjonistycznych”, budując w ten sposób pozycję swoją i swojej czysto aryjskiej ekipy, był towarzysz Wojciech Jaruzelski (patrz: Lech Kowalski „Generał ze skazą”, wyd. Rytm, Warszawa 2001) – później I sekretarz PZPR, szef WRON i, tfu, pierwszy prezydent III RP, a także, last but not least, kumpel od kieliszka redaktora Michnika. Właśnie ta ostatnia okoliczność sprawia, jak sądzę, że w tym konkretnym wypadku „Wyborcza” w cudowny sposób zapomina o swej zwyczajnej bezwzględności w tropieniu antysemitów. Co by kogo innego zhańbiło ostatecznie i nieodwołalnie, to „człowiekowi honoru” jest wybaczane i nie wypominane. Prawdziwi i domniemani Żydzi zostali z ludowego wojska wylani przez bliżej niesprecyzowane, anonimowe żywioły historii. A może nawet sami się wylali, jak ta oficerska żona z Gogola. Michnikowszczyzna w pełnej krasie. Jeśli kto wierzy, że to się samo z siebie zmieni, to się bardzo, bardzo rozczaruje.
Inne tematy w dziale Polityka