Z jakiegoś powodu w Polsce ktokolwiek robi politykę, musi udawać, że robi coś zupełnie innego. Wałęsa w ogóle nie chciał być prezydentem, i strasznie się opierał, kiedy go okoliczności zmuszały, żeby jednak zgodził się nim być. Platforma Obywatelska wszem i wobec bożyła się, że nie jest w najmniejszym stopniu partią polityczną. A Kwaśniewski, organizując wiec w audimaksie na UW (pierwszy z serii wieców, które mają się teraz odbywać w kolejnych miastach - pomysł jak pozorować istnienie w polityce, kiedy się w niej nie istnieje, ściągnięty z Jarosława Kaczyńskiego, który z kilkoma innymi liderami centroprawicy objeżdżał w taki sposób Polskę po przegranych wyborach, kiedy ich partie zostały wymiecione poza parlament) nazwał go sesją naukową. A część mediów uporczywie w oszustwie tym uczestniczy - co wiele o nich mówi. Więc napiszmy wyraźnie: to nie była żadna sesja, to był polityczny wiec. Nie chodziło o żadne tam porównanie standardów demokracji na Zachodzie i w Polsce, ani mówców, ani widowni nic takie rozważania nie obchodziły. Chodziło o polityczny przekaz: jesteśmy przeciwko obecnej władzy, chcemy powrotu do czasów zanim przyszedł Rywin do Michnika, chcemy zszyć to, co wtedy pękło. Wiec jak wiec - taka już uroda wiecu, że się na nim usiłuje rozhuśtać emocje, więc wystąpienia Wajdy, Olbrychskiego czy Hołdysa , choć czytane na zimno trącą głupactwem, w tej konwencji były na miejscu. A jeśli ludzie o takich nazwiskach chcą się w tej konwencji pomieścić, to ich sprawa. Jeśli komuś takiemu jak Józef Pinior nie przeszkadza być w jednym chórze z Wachowskim i Czarzastym, to jego problem. Lityńskiemu nie przeszkadza, rozumiem, bo z tego co wypisuje od paru miesięcy widać, że frustracja i rozgoryczenie całkiem facetowi odebrały rozum, to się zdarza, ale Pinior? Po nim się tego nie spodziewałem. Piszę o tym z jednego powodu - ten wiec był klinicznym przykładem tego, co napisałem w sobotniej "Rzepie" o maszerującej inteligencji. Tylu profesorów na sali, a jedyną rzecz mądrą powiedział (jak to on, topiąc ją w bełkocie, ale jednak) - kto? Człowiek, którym większość zebranych w audimaksie zawsze gardziła, nazywając go ironicznie Wielkim Elektrykiem. Otóż powiedział on - w wolnym przekładzie - że jeśli komuś nie podoba się Kaczyński, jeśli nie podobają mu się Lepper i Giertych w rządzie, to powinien sobie zdawać sprawę, że Polacy wybrali ich właśnie z jakiegoś konkretnego powodu. A zatem, powinien przemyśleć te przyczyny, zrozumieć, i znaleźć sposób na dotarcie do wyborców z inną niż wymienieni odpowiedzią na te problemy, na które wyborcy oczekują odpowiedzi. (Tak przynajmniej ja tę sekwencję zrozumiałem; oczywiście, kiedy Wałęsa coś mówi, to nigdy nie można być stuprocentowo pewnym, co właściwie powiedział.) Otóż gdyby na UW odbywała się rzeczywiście sesja, a nie wiec, i gdyby ludzie zebrani tam naprawdę inteligencją byli, a nie tylko się za nią podawali, to tym właśnie by się zajmowali. To by była odpowiedź na "kaczyzm" INTELIGENCKA. Ale, oczywiście, pod auspicjami Kwaśniewskiego i Wałęsy takiej intelektualnej pracy wykonać nie można. Bo co - Piskorski wyjdzie i powie, że nie rządził by dziś Kaczyński, gdyby politycy III RP umieli się wyliczyć ze swych majątków i gdyby nie robili spektakularnych przekrętów? A obaj patroni pokiwają ze zrozumieniem głowami? Wolne żarty. Ale przecież ludzie zebrani u byłych prezydentów mają dość innych okazji by tej inteligenckiej odpowiedzi udzielić. Nie korzystają z niej. Nie są zdolni niczego sensownego wymyślić - potrafią tylko wymyślać przeciwnikom. Pleść o antyinteligenckich fobiach władzy, do urzygu porównywać wszystkich do komunistów, eksponować rany zadane w marcu 68 i okraszać to duszoszczypatielnymi lamentami, że nie można żyć w dusznej atmosferze podejrzeń, że za komuny czuli się lepiej i tak dalej. A ponieważ intelektualiści okazali się tak kompletnie jałowi - nic dziwnego, że zaczął nimi kręcić Kwaśniewski, a tak naprawdę to Wachowscy, Piskorscy i Czarzaści. Tworząc Ruch Na Rzecz Powrotu Złotych Czasów Oligarchii. Igor Janke myli się, wróżąc temu ruchowi przyszłość. Nie, hasło Powrotu Do Rywinlandu nie porwie mas. Wywijanie Blidą jako świętą patronką niewiele da, bo gdyby zrobić stosowne badanie, 90 procent Polaków podpisałoby się pod opinią, że popełniając samobójstwo potwierdziła ona prawdziwość stawianych jej zarzutów, a tym samym i tezy o istnieniu "układu" (zresztą ja też się do tej liczby zaliczam - nikt, kto jest niewinnie oskarżony, nie strzela sobie w łeb przy próbie aresztowania, tak robi tylko ktoś, kto wie, że wszystko wyszło na jaw i już się nie da niczemu zaprzeczyć). Powtarzanie, że Parlament Europejski i światowe gejostwo chcą u nas innej władzy też jeśli większość Polaków obejdzie, to raczej na zasadzie przekory, budząc gniew, że nie będzie nam Niemiec, a już zwłaszcza niemiecki szwul, pluł w twarz i dyktował, na kogo nam wolno we własnym kraju głosować. Owszem, to wszystko rozgrzeje do czerwoności tych, którzy i tak Kaczyńskich nienawidzą, troszkę ujmie Platformie, ale też potwierdzi w oczach wielkiej części wyborców, że Kaczyński ma rację, i że trzeba bronić IV RP przed recydywą oligarchii - co sprawi, że zgrzytając ze złości zębami, zagłosują jednak na irytującego ich Kaczora, a nie na nijakiego Tuska. Dlatego, tu Igor ma rację, PiS-owi jest bardzo na rękę, żeby to właśnie LiD, a nie PO, wyrósł na główną siłę opozycyjną. Jeśli cokolwiek jest w stanie dać Kaczyńskim drugą kadencję, to podział sceny politycznej na obrońców wszystkich, delikatnie mówiąc, niedoskonałości III RP i tych, którzy może niezbyt udatnie, ale jednak szczerze próbują Polskę naprawić. Nie wiem doprawdy, czy ci wszyscy przemądrzali faceci, którzy ślepo w to lezą, najprawdę nie potrafią tak oczywistej sprawy zrozumieć? ps. Miło mi poinformować, że do księgarń dotarło już nowe wydanie "Polactwa" - w dwóch wersjach okładki, miękkiej i twardej.
Inne tematy w dziale Polityka