W telewizji najciekawsze jest przechadzanie się po korytarzach gmachu przy ulicy Jana Pawła Woronicza. Najlepiej do tego nadaje się korytarz pierwszego piętra łączący windy nad wejściem F z gabinetami kierownictwa jedynki w bloku D - w newralgicznymi węzłami, jakimi są łącznik do korytarzy łaczących studia 1-5 i 6-11, schody prowadzące w dół do tzw. Kaprysu (na cześć tow. Szczepańskiego, którego kaprysem zrobiono tam kawiarnię) oraz przejście do bloku A, czyli gabinetów członków zarządu. Istotą testu korytarzowego jest sprawdzanie, ile osób się z nami wita. Można z tego wiele wywnioskować, przy czym, jeśli jest się osobą wyrazistą politycznie, także na temat ogólnej sytuacji. Na przykład już na parę tygodni przed powołaniem prezesa Dworaka test korytarzowy pokazywał wyraźnie, że taka zmiana się szykuje - wchodzący do telewizji "prawicowcy" zaczęli być dostrzegani i witani przez pracowników, a ci, których uważano za zbliżonych do PO, witani wylewnie. Wylewność ta z czasem przeniosła się na osoby uważane za zbliżone do PiS. Co do mnie, szczyt powodzenia teście korytarzowym miałem kilka miesięcy temu, dzięki zresztą dość przypadkowemu zdarzeniu. Odwiedziłem w gmaszysku żonę, która cały dzień nagrywała "Budziki", i, że była akurat pora, poszliśmy na obiad. Byliśmy przy zupie, gdy na stołówce pojawił się przypadkiem prezes Wildstein i zamachawszy nam od drzwi, przysiadł się z obiadem do naszego stolika. Następnego dnia pokonanie krótkiego dość odcinka pomiędzy wejściem F a Kaprysem zajęło mi prawie dwadzieścia minut, tak wielu i tak wylewnych znajomych zbiegło się zapewniać, że koniecznie musimy wreszcie znaleźć czas się spotkać i pogadać. O tej sławie mogę dziś tylko snuć wspomnienia. Przeszedłem przez cały gmach zupełnie niewidzialny. Nikt mnie po prostu nie dostrzegł, czemu się nie dziwię zresztą, bo doskonale rozumiem, że nie wiadomo było, jako kto szedłem. Jako facet, którego ściągnął do TVP Wildstein i który jeszcze ma ważną przepustkę, ale właściwie już go nie ma - czy może jako człowiek, który wraca do gmachu po tym, jak go Wildstein wylał? Właściwie obie interpretacje były równo uprawnione, więc póki nie wiadomo, to nie wiadomo.
Inne tematy w dziale Polityka