W małopolskim sejmiku, doniosły gazety, PiS stracił władzę. W jaki sposób? W taki, że marszałek - z nominacji PiS - z grupą kilku zwolenników wystąpił z partii, założył nowy klub radnych, i już jako jego szef wszedł w koalicję z PO i PSL, dzięki której, choć zwolenników ma dosłownie kilku, pozostał na stanowisku marszałka. Jednym słowem, pan marszałek zrobił mniej więcej to, do czego w czasie kryzysu rządowego namawiał panią Beger minister Lipiński. W demokracji się zdarza, powie ktoś, i będzie miał rację. Ale gdzie te moralne uniesienia mędrców z TVN 24 i Wyborczej? Gdzie, przede wszystkim, podzieli się ci wszyscy kieszonkowi Katoni z PO, którzy czas pewien temu aż dławili się od powtarzanej na wszelkie sposoby frazy "korupcja polityczna"? Zakładam, że nie istnieje coś takiego, jak powszechna telepatia. To znaczy, że ktoś z PO musiał iść do pisowskiego marszałka i zaproponować mu dil: zrób taki rozłam, opłaci ci się. Miał szczęście, że nie trafił na kogoś, kto go nagrał, tylko interes został ubity. Podobnie, jak ktoś musiał poubijac wszystkie te dile pani HGW w Warszawie, o których pisał w "Rzepie" Piotr Semka - ten cwaniaczek na szefa basenów, tamten na szefa tramwajów, Rysiu dostanie tę spólkę, Misu tamtą, a Pysiu haracz z miejskich parkingów. No gdzie są do cholery ci wielcy moraliści z III RP rodem?! LARUM GRAJĄ! KORUPCJA POLITYCZNA! A wy śpicie, misiaczki? * Zaciekawił mnie tekst - we wczorajszym "Dzienniku" - o tym, że wyjeżdżający robić kasę na Wyspach Brytyjskich nie czynią tego bezkarnie. Kto chowa dyplom i jedzie przez parę lat układać glazurę, po tych paru latach praktycznie już dyplomu nie ma, w niektórych, tych najlepszych specjalnościach, oczywiście, bo świat idzie naprzód, kto się nie doskonali, wypada z gry. Jest realny wybór - inwestować w siebie, czy łasić się na te funciaki "a potem się zobaczy". To normalne, oczywiste, przecież taki wybór ma się i pozostając w Polsce: iść na szybką kasę, czy myśleć o przyszłości. Na stoku w Krynicy spotkałem faceta, Polaka, od lat w Brighton. Jego opowieści o Polakach, których napłynęło tam mnóstwo, brzmiały bardzo podobnie do tego, co napisano we wspomnianym artykule. Ci ludzie, mówi, siedzą w Anglii od paru lat, a słowa po angielsku nie potrafią. W domu tylko TVN, onet, polska gazeta, polski sklep, po robocie piwko, a najważniejsze - pojechać do rodziny i tam poodstawiać panisko, czyli błyskawicznie wszystko przepuścić. Nie zdobywają żadnych kwalifikacji, nie rozwijają się. Zarabiają pieniądze, ale nie potrafią ich utrzymać przy sobie. Można się spodziewać, że kiedy koniunktura się skończy, Anglicy, którzy dotąd patrzyli na nich życzliwie, zaczną ich podpalać, bić i rugować z kraju. Ot, powtarza się historia tureckich gastarbajterów w Niemczech w latach siedemdziesiątych. Jaka jest prawda o Polakach w Anglii czy Irlandii? Na pewno są i tacy, i tacy, ale może nadzieja, że ci, którzy do Polski wrócą, będą tu elementem modernizującym i cywilizującym (sam taką nadzieję miałem) jest złudna? Bo ci, którzy sobie poradzą, nie wrócą. Wrócą sfrustrowani, obrażeni na cały świat życiowi rozbitkowie, z pustymi rękami, bo co zarobili, to przehulali, z narodowymi kompleksami, jeszcze bardziej niż ci pozostali na miejscu przekonani, że wszystko im się należy? * Słówko a propos wpisu Janka Wróbla: ja nie byłem co do Kaczyńskiego tak entuzjastyczny, żeby czuć się dziś nabrany. Jeśli sobie przypomnimy realne alternatywy, to przy innym wyniku wyborów wiele lepiej by nie było. Ale że Kaczyński zawiódł, że można się było po nim spodziewać więcej, to inna sprawa. Temat na większy tekst, więc może innym razem.
Inne tematy w dziale Polityka