Miło się na dni parę wyrwać z codziennego magla. Niestety, w końcu trzeba wrócić, no, ale co robić. Podczas mojego urlopu adwokaci przyjęli ostatecznie ugodę kończącą nieszczęsny proces z Adamem Michnikiem. Istnieje zwyczaj, zresztą było to w ugodzie ujęte, że uznawszy sprawę za załatwioną, strony już jej nie komentują. Zwyczaju tego nie dotrzymano. Mimo, iż uzgodniliśmy, że ugoda pozostaje pomiędzy stronami, i że do czasu publikacji mojego oświadczenia w „Newsweeku” strony nie będą o niej informować, „ „Gazeta Wyborcza” natychmiast napisała o sprawie, i to w sposób narzucający interpretację: „Ziemkiewicz musi Michnika przeprosić, tak jak Giertych, Rywin i Jarucka”. „Wyborcza” powołuje się przy tym na PAP, ale skąd PAP poznał fragmenty tekstu? Nie z rozprawy, bo odbywała się za drzwiami zamkniętymi, ani nie ode mnie. „Newsweek” w wypuszczaniu takiego „przecieku” nie miał żadnego interesu... Czyżby tekst ugody mógł wyciec z sądu? Tajemnicza sprawa, doprawdy. Okazuje się przy tym, że formalnie ugoda złamana nie została, bo jej stroną jest Adam Michnik jako człowiek, a nie jako redaktor naczelny swojej gazety. No cóż. Formalność formalnością, a o dobrych obyczajach ludzie Etosu mają własne wyobrażenie. Oczywiście wypuszczenie odpowiednio oprawionej sensacji „Ziemkiewicz przeprosi Michnika” zaowocowało wściekłą i natychmiastową aktywnością na różnych forach rozmaitych internetowych bojówkarzy salonu (pewien dziennikarz GW, jak widzę, w ciągu kilku dni wyszył na ten temat kilkadziesiąt postów), w nieustającej asyście Mend Internetowych. Cóż, radość ich jest przedwczesna i bezpodstawna. Mimo wszystko pozostanę wierny swojemu słowu i tekstu oświadczenia, które w tej sprawie wydałem, nie będę komentować. Jest ono jasne i przejrzyste. Jeśli kogoś interesują dodatkowe informacje, to mogę chyba powiedzieć, iż decydującą zasługę (albo winę, uznają może niektórzy) w doprowadzeniu do kompromisu ma Stefan Bratkowski, który zgodził się wystąpić w tej sprawie jako mediator (za co ze swej strony mu dziękuję), i który przekonał mnie, że mój felietonowy skrót można interpretować na różne sposoby, także nieprzewidziane przez autora. Skoro tak jest, ani nie widzę żadnej ujmy na honorze w przeproszeniu za użycie dwuznacznego sformułowania, ani sensu w talmudycznym rozbieraniu tego jednego zdania nie wiadomo jak jeszcze długo – zwłaszcza, że w tzw. międzyczasie wydałem całą książkę, w której miałem dość miejsca, aby precyzyjnie wyłożyć, o co Adama Michnika oskarżam, a o co go nie oskarżam. Uważam Michnika za swojego przeciwnika, zwalczam jego poglądy i działalność publiczną, a nie osobę, i staram się robić to w sposób zgodny z dziennikarską etyką. Od moich przeciwników oczekuję tego samego. Czasem może naiwnie – ale stać mnie na taką naiwność. Podczas mojego urlopu ukazały się także dwa teksty Łysiaka, które, przyznaję, przyjąłem ze zdziwieniem. Odpisałem w „Gazecie Polskiej”, może zbyt obszernie, bo w sumie istotę sprawy można streścić do wymiany zdań, która już się kiedyś między nami odbyła. Owoż stwierdziłem kiedyś wyraźnie, że nie chcę się ograniczać do przekonywania przekonanych. Łysiak natomiast, że jemu, wręcz przeciwnie, wcale to nie przeszkadza. Mamy więc całkowicie odmienne podejście do swojej publicystyki, co narzuca również zupełnie inne sposoby jej uprawiania. PS. Do admina: mam wrażenie, że na niektórych politycznych blogach (np. w „Polityce”) sprawa komentarzy rozwiązana jest tak, że spływają one do właściciela blogu, i dopiero on „zwalnia” te, które zaakceptuje, na stronę. Może to jest warte skopiowania? Narzędzie, jakie oferuje Salon24, czyli możliwość usuwania komentarzy spod swojego blogu, jest niewystarczające, nie mam czasu zaglądać tu codziennie i tracić wiele cennych minut na kasowanie chamstwa, inwektyw i innego mendowstwa. Wiem, że wejść na mój blog jest codziennie kilka tysięcy, a grasujących pod kreską mend kilkanaście albo jeszcze mniej, jeśli używają różnych nicków, bardzo chętnie korzystałbym z możliwości blogowej rozmowy z normalnymi czytelnikami. Ale dopóki w te rozmowy mogą się bezkarnie wtranżalać MI, to jedynym wyjściem jest pod kreskę nie zaglądać. Adminie, SALON z zasady polega na tym, że nie każdy przechodzący w pobliżu ma do niego wstęp!
Inne tematy w dziale Polityka