Ogłoszono wczoraj i dziś dymisje bardziej spektakularne i bardziej przyciągające uwagę mediów, sprytnie więc wybieram ten dzień, aby poinformować, że rozstaję się z "Ringiem". Rozstanie następuje w zgodzie, ze strony TVP wszystko odbyło się elegancko, co w porównaniu z poprzednią ekipą stanowi bardzo korzystną zmianę (poprzednio z zaskoczenia unieważniono mi przepustkę, tak, że musiałem się prosić, żeby mi pozwolono zabrać własne rzeczy z biurka; o idiotycznej aferze ze służbowym garniturem już nie będę przypominał). Odbyliśmy wcześniej kilka rozmów, w których powoli dochodziliśmy do wniosku, że rozbieżność wizji - to znaczy, rozbieżność pomiędzy tym, czego telewizja oczekuje, a co ja mam ochotę robić, jest zbyt duża, i w końcu trzeba było z tego wyciągnąć wnioski. Wiem, że zawsze w takich przypadkach szuka się jakichś powodów pozamerytorycznych, ale naprawdę ich tu nie ma. "Ring" nie był moim autorskim dziełem, zostałem zaproszony do prowadzenia programu wymyślonego już w tym momencie dość konkretnie, i może nieco zbyt pochopnie zaproszenie to przyjąłem. Niezbyt pewnie czułem się w zadanej konwencji rozrywkowego talk show, z tą karuzelą i innymi elementami - pewnie to się dawało zauważyć. Tematyka, której program miał być poświęcony, też okazała się mi nie tak bliska, jak w pierwszej chwili sądziłem. Temperament ciągnął mnie raczej na miejsce dyskutanta, niż prowadzącego, i raczej ku tematom politycznym. Z drugiej strony, telewizja chyba rozczarowała się moim ogólnie misiowatym sposobem bycia przed kamerą. Najproawdopodobniej oceniono mnie po tekstach pisanych i sądzono, że będę rozrywał gości na krwawe strzępy. Ja się w takiej roli nie widzę; kiedy próbuję być "ostry", to wychodzę chamowaty. Nie jest wykluczone, że będę coś dla TVP robił, jest kilka projektów, ale na razie w bardzo wstępnej fazie. "Ring" będzie kontynuowany z nowym prowadzącym, któremu serdecznie i bez żadnej ironii życzę sukcesów, podobnie jak całej ekipie, tej, która program wymyślała, i tej, która go potem robiła. Jednocześnie bardzo dziękuję za dotychczasową współpracę. Wedle dostępnych mi danych (AGB), widownia programu wynosiła średnio około 1,2 mln osób. Zmiana terminu nadawania niewiele na jej liczbę wpłynęła, co można tłumaczyć jako zdobycie sobie w szybkim czasie w miarę licznej stałej publiczności. Wyniki oglądalności były nieco niższe od oczekiwanych przez TVP na starcie (mowa była o 1,5 mln), ale wydaje mi się, że jak na program kulturalny były to oczekiwania zbyt wysokie. Sławny Bernard Pivot (nie pomyliłem pisowni nazwiska?) we Francji ma około miliona widzów, podobnie jak równie sławny niemiecki "Kwartet", a są to kraje o znacznie większej liczbie ludności i, co tu gadać, znacznie wyższym poziomie kultury społeczeństwa. Kończę więc przygodę z "Ringiem" bez poczucia klęski, z cennym doświadczeniem. Ostatni "Ring" z moim udziałem w najbliższy poniedziałek. WYpadłby lepiej, gdyby Bogdan Smoleń nie miał akurat, pechowo, trzydziestu dziewięciu stopni gorączki i nie był ogłuszony lekami (czasem tak bywa - z podobnych przyczyn słabiej niż by mogła wypadła niegdyś rozmowa z udziałem Anny Bojarskiej), ale i tak warto obejrzeć.
Inne tematy w dziale Polityka