W Radiu Maryja nieustająca propagandowa kanonada w obronie abp Wielgusa i innych tajnych współpracowników bezpieki. Przewrotnie, w osobach ludzi, którzy pomagali bezpiece niszczyć Kościół, broni się - jakoby - Kościoła. Całkowicie przejęła przy tym rydzykowszczyzna zakłamany język pojęciowy ukuty na użytek walki z lustracją przez michnikowszczyznę. Nawet biskupi - ostatnio biskup Lepa - rzucają frazy w rodzaju "jak można wierzyć esbekom, gdy oskarżają katolickiego kapłana". Wielgusa nie oskarżają esbecy. Wielgusa oskarżają jego własnoręczne podpisy, jego zobowiązanie do współpracy, i inne dokumenty. Wielgusa oskarżają jego oczywiste kłamstwa. Uparcie twierdzi, że ubek "wymusił na nim podpis krzykiem i pogróżkami". Nieźle musiał krzyczeć, skoro starczyło tego na dwadzieścia lat. Dokumenty są dostępne w internecie. Przekazując agenta Wielgusa wywiadowi, departament IV wystawia mu pochlebną opinię. Są dowody ukończenia szkoleń. Są zapiski o informacjach, jakie przekazywał Wielgus o innych duchownych. Biskup Lepa jako kolejny każe nam wątpić w zawartość archiwów, bo tworzyli je esbecy. Tak, ale dla swoich zwierzchników, którym nie kłamali, bo to się bardzo nie opłacało. Za to dziś, kiedy esbecy zeznają, że oszukiwali przełożonych, że werbunki były fikcyjne i opowiadają inne bajki, mamy im wierzyć. Genialnie proste pytanie zadał ostatnio senator Romaszewski. Opowiadając o rzekomym fałszowaniu zapisów, esbecy czują się bezkarnie, bo przyznają się do przestępstwa dawno przedawnionego. Ale jeśli naprawdę robili to, co zeznają - to pokrzywdzeni powinni dochodzić sprawiedliwości w procesie cywilnym. Dlaczego pani Niezabitowska, czy pani Gilowska, czy inni, nie wytoczą procesów tym, którzy złamali im życia fałszując dokumentację? Dlaczego nie podadzą esbeka do sądu, żądając kary i publicznych przeprosin za potwarz? No, dlaczego? Zgadnij, kotku, jak mawiał Kisiel. Radiomaryjcy przypominają teraz o pomordowanych przez bezpiekę księżach. O Suchowolcu, Niedzielaku, Kotlarzu. Dobrze, że przypominają, szkoda, że po to, aby przysłonić ich męczeństwem sprzedajność wiarołomnego biskupa. Ale kiedy widzę w "Naszym Dzienniku" tuż obok siebie wielki tekst w obronie Wielgusa i tekst o śp. księdzu Niedzielaku, to nie mogę zrozumieć, jakim cudem nikt nie zadaje sobie pytania oczywistego: A jak mogli mordercy wejść do księdza Niedzielaka (i innych) niespodziewanie, cichcem, skąd wiedzieli, że własnie o tej porze zastaną go samego, w tym a tym miejscu? Ano, mogli go zamordować, bo znali jego rozkład dnia, znali rozkład pomieszczeń na plebanii i zwyczaje ofiary. Wiedzieli, kiedy jest codziennie sam w domu, szli na pewniaka. A skąd wiedzieli? Od swoich kapusiów. Którzy oczywiście NIC WAŻNEGO IM NIE POWIEDZIELI. No bo co? Że ksiądz codziennie o tej i o tej godzinie siedzi przy biurku i zajmuje się papierami, że sprzątaczka wychodzi o tej i o tej? Przecież to żadne tajemnice, przecież nie wyrządzili mu w ten sposób żadnej krzywdy. W książce Marka Lasoty znaleźć można zadania, jakie dostawali od swych oficerów prowadzących kapusie obstawiający kardynała Wojtyłę. Na przykład, dowiedzieć się, o której godzinie Wojtyła się goli i jakiej marki wody po goleniu używa. Po co im były takie wiadomości? Bóg raczy wiedzieć. Może rozważali zatrucie wody po goleniu cyjankiem. Albo jakąś brzydką bakterią. Może chcieli usadzić na dachu snajpera, żeby odstrzelił kardynała przy goleniu przez lufcik. W każdym razie, skoro domagali się takich danych, to widocznie one nie były nieważne. Z opinii SB wynika, że Wielgus oddał jej wielkie usługi w zbieraniu faktów "przydatnych przy werbunku". Nic ważnego im nie powiedział. Ot, że tamten ksiądz ma słabość do chłopców, a ów jakąś pannę daleko na wsi, albo lubi ostro pograć w pokerka i często mu brakuje kasy. No cóż, nakrzyczeli na biedaka, i podpisał. Ale nic ważnego im nie mówił. A bezpieka przez dwadzieścia lat płaciła mu za to nic ważnego pieniądze i jeszcze wystawiała pozytywne opinie, gdy przechodził spod opieki jednego wydziału do drugiego. Wystarczająco mnie boli, że wśród ludzi Kościoła, nie wyłączając biskupów, znalazło się tylu obłudników, gotowych kłamać do oporu w imię obrony kolegi i interesów korporacji. Nie każcie mi jeszcze wierzyć, że na dodatek roi się wśród nich od skończonych idiotów, gotowych uwierzyć, że "niczego ważnego"...
Inne tematy w dziale Polityka