Felieton, który nagrywam w radiowej jedynce na poniedziałek, napisałem wczoraj wieczorem. Rano zajrzałem w internet i stwierdziłem, że stał się nieaktualny, więc jak większość polskich katolików, odetchnąłem z ulgą i w pośpiechu napisałem nowy. Ale jadąc z nim do radia, wysłuchałem kazania prymasa Glempa i stwierdziłem, że on nie był tak pracowity jak ja - to, co miał przygotowane na okoliczność triumfu Wielgusa, wygłosił najwyraźniej bez żadnej zmiany, jakby fakt, że Papież w ostatniej chwili odwołał ingres, w ogóle do niego nie dotarł. (Znajomy, który lepiej ode mnie zna prawo kanoniczne, twierdzi, że interwencja Papieża jest tu pewna - kanon, na który powołał się Wielgus mówi ponoć wyraźnie o rezygnacji na żądanie wyrażone przez najwyższego zwierzchnika). Głupia agresja - lekceważące słowa o "świstkach" i samosądzie, atak na IPN, bezsensowny, bo to przecież nie IPN, tylko dwie komisje historyczne, w tym jedna kościelna, ogłosiły to, co ogłosiły, minoderyjne opowiastki, że trzeba wszystko dobrze rozważyć, choć to właśnie episkopat winien jest, że nie rozważono zawczasu i nie zajrzano w papiery, dopóki nie napisała o sprawie "Gazeta Polska", i zupełne pominięcie milczeniem oczywistych kłamstw arcybiskupa. I do tego ta, nie można powiedzieć inaczej, radiomaryjna tłuszcza, udające wiernych bojówki generała Głódzia, zwiezione z całej Polski, żeby bić Żydów, masonów i liberałów "opluwających" wybitnego dostojnika Kościoła. Słowem - żenada trwa, i interwencja Benedyktra XVI bynajmniej nie przydała winnym tego, by użyć kościelnego języka, wielkiego, publicznego zgorszenia ani kropli oleju w głowach. A co najmniej nie stało się tak z prymasem. W związku z czym mój felieton nie wydaje mi się już aż tak nieaktualny, żeby go wyrzucać do kosza. Niektóre wątki są już czytelnikom blogu znane, ale inne nie, i dlatego zamieszczam go poniżej. *** Doktryna do reformy Na nic zdały się płacz i zgrzytanie zębów – arcybiskup Wielgus dopiął swego i zasiadł na tronie, który przed laty zajmował kardynał Wyszyński. Stawia to przed Kościołem powszechnym nowe wyzwania – niezbędne staje się podjęcie przez nowego metropolitę szeregu pilnych reform. Pierwszą powinno być unieważnienie spowiedzi świętej. Katolicy, przynajmniej w diecezji warszawskiej, przyznawać się będą odtąd musieli tylko do tych grzechów, które zostały im publicznie udowodnione, i dopiero po okazaniu im niezbitych dowodów; rozgrzeszenie przysługiwać będzie każdemu z góry, jak, nie przymierzając, giertychowa matura, a paragrafy mówiące o potrzebie skruchy, postanowieniu poprawy a zwłaszcza zadośćuczynieniu Bogu i bliźniemu zostaną niniejszym skasowane w ogóle. Wystarczy deklaracja, że nie zrobiło się nikomu krzywdy. Sakrament pokuty w obecnym kształcie nie pasuje do rzeczywistości i trzeba go zrewidować w duchu domniemania niewinności i nie krzywdzenia człowieka, o których to zasadach tyle razy przypominały nam w ostatnich tygodniach kościelne i świeckie autorytety. To najpilniejsza reforma, ale nie jedyna. Do bezlitosnych dotąd reguł rachunku sumienia, jakie mamy w swych przestarzałych książeczkach do nabożeństwa, niezbędne staje się dodanie rozbudowanego działu o okolicznościach łagodzących. Czyn, który w innym wypadku byłby grzechem, nie jest nim, jeśli grzesznik miał istotny powód go popełnić. Jak już wiemy, potrzeba otrzymania paszportu była zupełnie godziwym powodem do podjęcia tajnej współpracy z policją polityczną zbrodniczego reżimu – albowiem bez paszportu trudno było zrobić karierę. Uogólniając ten przypadek, przestaje być grzechem na przykład kradzież pieniędzy, jeśli kradnący ich potrzebował, albo zdrada małżeńska, skoro żona mu się już znudziła. Trzeba też będzie coś zrobić z ósmym przykazaniem, które w swej obecnej, ortodoksyjnej formie zupełnie nie pasuje do ducha czasów. Nasz nowy arcypasterz skądś ma pewność, że informacje, jakie przekazał SB, nie doprowadziły do skrzywdzenia nikogo, choć przecież nawet nie zajrzał do archiwów bezpieki (po co miał zaglądać, skoro wiadomo od licznych autorytetów, że esbecy w raportach dla swoich przełożonych kłamali na potęgę, i wiarygodni są dopiero teraz, gdy zapewniają, na przykład, że rejestrowali fikcyjnych TW bez ich wiedzy, po to, aby im pomóc). Ale to można wyjaśnić zdolnościami cudownymi, które u tak świątobliwego kapłana nie mogą dziwić. Co jednak ważniejsze, utrzymuje on także, że nigdy nie wykonał żadnego zleconego mu przez SB zadania. Skądinąd zaś wiadomo niezbicie, że bezpieka utrzymywała go w ewidencji i inwestowała w niego przez dwadzieścia lat, a nawet uznawała za agenta wyjątkowo cennego. Tego zaś, aby w taki sposób traktowano agenta odmawiającego wykonania jakichkolwiek zadań, nawet cud sprawić nie mógł. Więc reforma ósmego przykazania, powtórzę, staje się konieczna. Zwłaszcza, że zakazuje ono mówienia fałszywego świadectwa przeciwko bliźniemu. A przecież nazywanie gazety, która napisała prawdę, szmatą, gadzinówką czy szwadronem śmierci po prostu nie może być grzechem, skoro robili to duchowni i żaden nie przeprosił. [podobno przeprosił Gocłowski - popr. RAZ] Rozumiem, że to się może co bardziej konserwatywnym wiernym nie podobać, ale co robić – postęp. Trzeba iśc z duchem czasu. Choć, może, warto się zastanowić – tak naprawdę nie jest to wcale duch czasów nowych, tylko tych, co już były, i miały więcej nie wracać? Felieton niewygłoszony na antenie Programu I Polskiego Radia
Inne tematy w dziale Polityka