Podziwiam upór, z jakim Łukasz Warzecha droczy się z panami Burnetką czy Bendykiem, domagając się od nich dziennikarskiej rzetelności. A przecież to kompletna donkiszoteria. Publicyści "Polityki" (podobnie, jak i naszej ulubionej gazety) nie piszą dla Warzechy, oni piszą dla swojej publiczności. Ich publiczność zaś bynajmniej nie wymaga od nich rzetelności, logicznej argumentacji, a już najmniej bezstronności. Przeciwnie. Ich publiczność chce, żeby "przywalali". Im bardziej na odlew, tym jest fajniej. Jest to bowiem publiczność specyficzna - składa się ona z ludzi lepszych. A w każdym razie za takich się uważających. Ich lepszość wynikać ma z faktu, że czytają i afirmują ochoczo te właśnie a nie inne gazety, słuchają tych samych autorytetów, a przede wszystkim, że rechoczą z tych samych osób. Z Giertycha, Ziobry, Wassermana, Jurka, no i oczywiście Kaczyńskich... Kiedyś takim dyżurnym śmieciem do poniewierania dla podtrzymania się w poczuciu lepszości był Niesiołowski, ale zdołał się jakoś w łaski lepszych wkupić. Lepsi są mądrzy, postępowi, europejscy - podczas gdy reszta to zacofanie, endecki ciemnogród, mohery. A szyderstwa i obelgi miotane na pogardzanych przedstawicieli ciemnogrodu pozwalają im się w tym utwierdzić. Wypominać Passentowi co robił i pisał w stanie wojennym? - dziwi się dziś w piśmie dla lepszych Andrzej K. Wróblewski. A co to ma za znaczenie, skoro Passent ma tysiące wiernych czytelników! Fakt. I zgadzam się o tyle, że nie Passent i jego przeszłość jest polskim problemem, tylko właśnie o owe tysiące zdemoralizowanych peerelem "lepszych". O to chodzi, że pośród innych reliktów peerelu musimy sobie poradzić także i z tą zdeprawowaną warstwą ukształtowanych i do czasu utrzymywanych przez socjalistyczne państwo "inteligentów pracujących". Na szczęście biologia nam pomaga.
Inne tematy w dziale Polityka