Mała rzecz, choć hałaśliwa – fajerwerki świąteczne, a, jak się okazuje, dotknęliśmy rzeczy zasadniczej. Otóż chciałbym uwagę PT czytelników zwrócić na zamieszone pod tą norką głosy gości oburzonych mą rzekomą pogardą dla biedoty. Oto i macie państwo kliniczny obraz socjalistycznych „umysłów zamkniętych”. Nie wolno biednemu zwracać uwagi na fakt, że źle gospodaruje swoimi pieniędzmi, i że to właśnie złe gospodarowanie uniemożliwia mu wyrwanie się z biedy. Biednemu należy po prostu dawać pieniądze, i głaskać go po główce, kiedy je rozpieprza na bzdury. Bo inaczej narusza się jego godność. Charakterystyczne, że gdy jeden z gości cytuje stary żydowski kawał, to w zupełnie sfałszowanej wersji. Bo w wersji kanonicznej kiedy ofiarodawca karci żebraka za wydawanie otrzymanej jałmużny na luksusy, ten odpowiada mu: a co panu do tego, na co ja wydaje moje własne pieniądze? Niestety, ja wystarczająco znam problem z badań terenowych, żeby mnie tacy zakichani obrońcy „ludzi, którzy nie załapali się na pociąg balcerowiczowskiego lumpenliberalizmu” nie śmieszyli. Pojedźcie sobie do miasteczek ze strukturalnym bezrobociem, na te polskie murzynowa, pogadajcie z tamtejszymi mieszkańcami, przekonajcie się naocznie, jaka jest ich mentalność, to będziecie coś wiedzieli. To są ludzie wychowani przez socjalizm – ludzie niezdolni do zadbania o siebie i swoje rodziny, nieodpowiedzialni, łączący tę nieodpowiedzialność z nienawiścią do wszystkich i wszystkiego, oraz przekonaniem, że im się wszystko należy, tylko ktoś ich tego pozbawił. Żadne pieniądze nie zmienią ich położenia, bo je natychmiast wydadzą i zaczną rzucać kamieniami, domagając się więcej. Żadna polska specyfika, na Zachodzie wygląda to dokładnie tak samo. Bieda nie jest albowiem stanem portfela, tylko umysłu. Bieda nie bierze się stąd, że człowiek nie ma skąd dostać pieniędzy, ale stąd, że nie jest w stanie ich utrzymać. Dixi. * Z opóźnieniem przeczytałem w GW kpinki redaktora Kalukina z mojego blogu, i nijak nie mogę pojąć, o co chodzi. Autor może i naprawdę sądzi, że popisał się ostrą jak brzytwa ironią, ale ktoś to puścił do druku na eksponowanym miejscu. Widzę trzy możliwości. A) Michnikowszczyzna naprawdę schodzi na psy i na nic lepszego jej nie stać B) Tekst miał służyć okazaniu mi przez gazetę lekceważenia C) wewnątrz GW istnieje antymichnikowy spisek, sympatyzujący ze mną, choć otwarcie tego nie może przyznać – i to jego dziełem jest właśnie komentarz, który niby to mnie atakuje, ale tak naprawdę jego jedyna merytoryczna zawartość sprowadza się do zareklamowania czytelnikom gazety „Michnikowszczyzny” poprzez poinformowanie, że jest już na rynku, można ją kupić w empikach i Merlinie, trafiła na listy bestsellerów i ma świetne recenzje. Jako człowiek skłonny do spiskowych wyjaśnień, za najbardziej prawdopodobne uważam wyjaśnienie C. Zatem – dziękuję, chłopaki, sprytnie to załatwiliście.
Inne tematy w dziale Polityka