Rafał Ziemkiewicz Rafał Ziemkiewicz
143
BLOG

Remanenty

Rafał Ziemkiewicz Rafał Ziemkiewicz Polityka Obserwuj notkę 8
Wielkie mi mecyje, że Lepper zrobił swoim doradcą klauna i brzuchomówcę, na dodatek podejrzanego o liczne przestępstwa. A kto, jak rany, lepiej pasuje na doradcę Leppera? No, fakt – nic nie wiadomo o tym, żeby pan Podgórski kogo zgwałcił albo zmolestował. Nobody is perfect, jak to mówili w klasycznej komedii. A zresztą licho wie, czego się jeszcze dowiemy... „Newsweek” znalazł osoby gotowe zeznawać w sądzie o tym, o czym wśród wtajemniczonych mówiło się od dawna, czyli o, delikatnie mówiąc, rozpustnym żywocie obecnego ministra rolnictwa i jego skłonnościach do brutalnego traktowania prostytutek. Aluzyjnie nawiązywałem do tego w felietonie o Łyżwińskim; tak mi tłumaczył dziennikarz chodzący przez parę miesięcy za sprawą (zresztą z innego pisma), że zdobyć zeznania prostytutki pod nazwiskiem okazało się niemożnością. Teraz już, jak się okazuje, można. Piotr Zaremba we wspominkach sejmowego dziennikarza wspomina, że na początku lat dziewięćdziesiątych pisać na przykład o poselskim chlańsku czy dziwce wyrzuconej przez okno sejmowego hotelu (a może, jak twierdził lokator stosownego pokoju, faktycznie sama wypadła?) nie uchodziło i nikt by o tym nie pomyślał. Także o tym, co ma który poseł wspólnego z jaką agencją. Moim zdaniem to stałe rozszerzanie zakresu jawności jest zjawiskiem pozytywnym. Z innej beczki – dla pilota, który uratował życie Millerowi i Jakubowskiej, prokurator zażądał ośmiu lat więzienia. Pozwoliłem to sobie skomentować apelem o uwzględnienie jako okoliczności łagodzącej, że ratował także swoje własne życie i mógł w sytuacji ekstremalnej na chwilę zapomnieć, kogo ma na pokładzie. Ale żarty na bok, skoro o sprawie przypomniano, to trzeba za coś Millera pochwalić. Mówiąc między nami, ch... (cholera, znaczy) wie, dlaczego ten helikopter wtedy spadł. Można by znaleźć sporo dziwnych koincydencji, które temu towarzyszyły. Nigdy nie słyszałem, żeby Miller publicznie zrobił do nich jakąś aluzję. Gdyby podobna rzecz przytrafiła się politykowi z centroprawicy, a zwłaszcza z PiS-u, ogłosiłby by już nazajutrz zamach wiadomych sił, a potem jego partyjni koledzy dzień po dniu rozbudowywaliby teorię wielkiego spisku, mającą tylko te jedną wadę, że niczym, poza głębokim przekonaniem, nie dałoby się jej udowodnić. Miller, cokolwiek o tym myśli, trzyma się zasady – nie ma na coś dowodów, to nie chlapię jęzorem. Jest to znak rozsądku i profesjonalizmu, którego niestety formacji obecnie rządzącej bardzo brakuje. I tyle by było z remanentów świątecznej prasy, poza wątkami, które zużyłem do tekstów na papierze. Jeszcze dwie zaszłości, którymi nie miałem się wcześniej czasu zająć. Pierwsza, to sprostowanie do opowiedzianej przeze mnie anegdotki, zamieszczone w blogu Pani Ewy Milewicz – nie wiem, co znaczy „ciuciu-muciu”, ale wyczuwam w tych słowach łagodną przyganę pod swoim adresem. Naprawdę wydawało mi się, że na pytanie, czy przyjaciółka też z „Wyborczej”, odpowiedziała pani Ewa twierdząco. Widać się przesłyszałem. Jeśli w ten sposób wspomnianą panią uraziłem, to przepraszam, choć myślę, że posądzenia o związki z GW chyba nie uzna za obelżywe. Prędzej uznałaby za takowe insynuację jakiejkolwiek sympatii do mnie. Choć, fakt faktem, rzeczywiście nie wiem, jak można mnie nie lubić, jestem przecież strasznie fajny. Ale poza tym, czy przyjaciółka była z gazety, czy nie, wszystko się przecież zgadza, poza interpretacją. No a interpretuje każdy po swojemu. Nie wiem, gdzie pani Ewa znalazła u mnie sugestię, jakoby Michnik wysyłał za swoimi ludźmi strażników. A po co by miał? Sądzę, że w Dobrym Towarzystwie wszyscy sami doskonale się pilnują, żeby myśleć co należy, lubić kogo nalezy i się brzydzić kim należy. Jak to w salonie. Sprawa druga – w Merlinie moja ksiązka wróciła na listę bestsellerów z adnotacją, że sprzedaż zostanie wznowiona od 15 stycznia (dlaczego tak długo? Wydawca twierdzi, że dodruk już jest u Olesiejuka). Być może, stwierdzając w sobotę rano jej zniknięcie zareagowałem zbyt nerwowo, ale nie przyszło mi do głowy, że duży sklep w takiej sytuacji usuwa informację o książce ze wszystkich miejsc, zamiast po prostu dać adnotację „nakład chwilowo wyczerpany”, „wysyłka czasowo wstrzymana” czy coś podobnego. Przecież to zupełnie bez sensu! Jeśli ktoś się w Merlinie poczuł urażony, to przepraszam. Ale chyba oczywiste, że autor interesuje się sprzedażą swojej książki i zauważa takie rzeczy. Nie wiem, czy będę miał okazję coś dopisać przed dniem św. Sylwestra, więc na wszelki wypadek już teraz życzenia: Lepszego Nowego Roku!

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Polityka