Nie ukrywałem nigdy sympatii dla Marcinkiewicza, dlatego po ostatnich wieściach bardzo mi go żal. Podejrzewam, że wcale nie zostanie prezesem PKO - że dał się wpuścić w maliny Jarosławowi, dla którego marginalizowanie konkurentów to chleb powszedni. Za dwa tygodnie, kiedy już wszyscy pojeżdżą na Marcinkiewiczu jak na łysej kobyle, wyśmieją, skopią etc., stosowna komisja stwierdzi, że Marcinkiewicz prezesem PKO BP być nie może z powodu nie spełnienia formalnych wymogów. A kiedy ten, zdumiony spyta prezesa - jak to, przecież była umowa, Jarosław rozłoży ręce i powie, no wiesz, co ja mogę zrobić, są procedury, państwo prawa, rozumiesz. I już najpopularniejszy polityk w Polsce będzie trochę mniejszy. I zmniejszy się niebezpieczeństwo, że w trudnym dla PiS momencie zechce przejąć władzę w partii albo założyć jej kosztem własną. Dziwię się, że były premier tak się dał wpuścić. Zresztą, nawet jeśli podejrzenia moje są niesłuszne i zostanie w PKO BP, to też jest odstawka na boczny tor. Owszem, wyłożony pozłotą, ale boczny, z którego powrót do polityki byłby strasznie trudny. Lepiej było zebrać się w sobie i wrócić do Gorzówka. To znaczy, chciałem napisać, do Sulejówka. O meritum już mi się nie chce gadać. Gdyby Belka mianował Millera szefem jakiejś dużej spółki, ówczesny PiS zachrypłby od krzyku o nomenklaturze, państwie kolesiów itd. Ale to już nie ten sam PiS co wtedy, już nie opozycja, tylko "wadza", a "wadza" ma swoje nawyki. I kogo tknie, natychmiast tymi nawykami nasiąka. Policjani zamiast się zajmować swoją robotą biegają po kanapki dla koleżanki pana wiceministra (patrz dzisiejszy "Dziennik"), o tragicznie zakończonym odwożeniu radiowozem pijaków nie wspominając, i nic, wiceminister jak siedział na stołku, tak siedzi. Nic nie słyszę, żeby zajęty przeglądem resortów premier oburzył się i wreszcie go wywalił na zbity pysk, jak to powinien zrobić już dawno. Roczek "wadzy" wystarczył. Wesołych Świąt.
Inne tematy w dziale Polityka