Poszedłem na uroczystą sesję IPN i Centrum „Solidarności” w 25 lecie stanu wojennego, trochę żeby posłuchać, trochę żeby się poocierać. Hotel Victoria, trochę VIP-ów, sporo ludzi z dawnego podziemia, program dość ciekawy (najciekawsze było widzieć profesora Geremka mówiącego o wydarzeniu sprzed ćwierć wieku z radykalizmem, jaki przez wiele lat uchodził w jego środowisku za oszołomstwo skrajne). W którymś momencie w kuluarach zobaczyłem zbliżającą się Ewę Milewicz z „Wyborczej”. Ponieważ to zacności osoba i bardzo ją szanuję, podszedłem, zagadałem, co tam słychać w Ministerstwie Prawdy, pani Ewa odpowiedziała coś po swojemu, łagodnie i dowcipnie, i tak sobie zaczęliśmy rozmowę, gdy nagle z kłębiącego się opodal tłumku wyskoczyła jakaś pani o wyglądzie nauczycielki od matematyki, i to takiej ze szkoły prowadzonej przez zakonnice. Starając się przypadkiem na mnie nie spojrzeć, chwyciła Ewę Milewicz za rękę i energicznie odciągnęła ją na bok – jak rozgniewana niania, wyciągająca brzdąca z towarzystwa, z którym mama nie pozwoliła się zadawać. Cokolwiek zaskoczony, odruchowo postąpiłem parę kroków za nimi, kończąc rozpoczęte zdanie. Pani Ewa, chyba równie zaskoczona, wyrwała rękę swojej bonie, ale ta chwyciła ją znowu i pociągnęła, teraz już wyraźnie się siłując, w stronę swojej grupki. Zażenowana sytuacją, moja rozmówczyni powiedziała do niej coś w rodzaju „przestań” i „może poznaj redaktora Ziemkiewicza” – na co tamta rzuciła jadowicie przez ramię „ani myślę”. W końcu babus poszedł sobie, burcząc do Ewy Milewicz coś w rodzaju „wstydź się”, czy może „jak sobie chcesz” – a ja, upewniwszy się tylko, czy to koleżanka z „Gazety Wyborczej” szybko zakończyłem rozmowę, nie chcąc przysparzać pani Ewie problemów w pracy. No i co, nie było trzeba napisać tej książki? To jeszcze jedna opowiastka, sprzed jakiegoś – ja wiem – tygodnia. Bez nazwiska, bo nie zostałem upoważniony. Otóż przyjechała akurat do Polski pewna dama bardzo czcigodna i bardzo zasłużona dla opozycji – jeszcze od czasów przedmarcowych; obecnie mieszkająca w USA i zajmująca się mocno obroną praw człowieka na Kubie i w państwach posowieckich. Opowiedziała mi o swojej starej, jeszcze ze studenckich lat przyjaciółce, z którą przez wiele lat były w wielkiej zażyłości. Ale już nie są, bo wspomniana dama kilkakrotnie publicznie wypowiedziała się negatywnie o obcałowywaniu się przez Michnika z Jaruzelskim i Kiszczakiem. A koleżanka jest jedną z „hard-korowych” publicystek „Gazety Wyborczej”. Przestała się wtedy odzywać, a gdy przypadkiem obie panie się spotkały, przyjaciółka oznajmiła, że zrywa znajomość słowami: no chyba sama sobie zdajesz sprawę, że nie mogę utrzymywać stosunków z kimś, kto jest przeciwko NAM”. *** Co do dystrybucji książki w Empikach, co zajęło tu sporo miejsca, to dowiaduje się, że wszystkie księgarnie sieci dostają centralny rozdzielnik: co ma być wyłożone na dziale „nowości”, co jako „Empik poleca”, a co wyeksponowane na osobnych stolikach. Książki nie umieszczone w tym wykazie lądują tam, gdzie obsługa danego sklepu uzna za stosowne. „Michnikowszczyzna”, jak łatwo się domyślić, w rozdzielniku centrali ujęta nie została – kto i na jakich podstawach go sporządza, to ja już nie wiem.
Inne tematy w dziale Polityka