Rafał Ziemkiewicz Rafał Ziemkiewicz
184
BLOG

Dwugłowy kobiecy Murzyn Michnika

Rafał Ziemkiewicz Rafał Ziemkiewicz Polityka Obserwuj notkę 16
Podpisywanie książek przypomniało mi, że od dawna nie miałem czasu podzielić się uwagami o lekturach. A, na przykład, już ponad tydzień temu dobrnąłem do końca głośno reklamowanej cegły pań Bikont i Szczęsnej „Lawina i kamienie”. Święta księga michnikowszczyzny – więc właściwie należałoby napisać o niej szerzej. Tylko, jak się wgłębić, to właściwie nie ma o czym. Tytuł jest uzasadniony o tyle, że czytelnik rzeczywiście przywalony zostaje istną lawiną faktów, cytatów, wspominków, dokumentów – plus jeszcze drugie tyle w przypisach. To chyba świadomy zabieg – najwyraźniej chodzi o to, żeby czytelnika onieśmielić. Bo ogrom wykonanej pracy budzi uznanie, i przeciętnemu wyznawcy michnikowszczyzny to w zupełności wystarczy, żeby uznać dzieło za genialne. Ale jak się wczytać, wgryźć i wgłębić – to nic specjalnego z tego nie wynika. No dobrze, dnia tego a tego Woroszylski był tu i tu, a Andrzejewski tam a tam, z kolei owego miesiąca Ważyk uczestniczył w posiedzeniu władz oddziału warszawskiego ZLP, na którym X. powiedział to, a Y. tamto, a po posiedzeniu Z. mówił W. że Ch. zmienia front i podobno pisze powieść do szuflady, choć, jak autorki ustaliły po żmudnych badaniach, w istocie napisał tedy nie powieść, a dwuwiersz, i nie do szuflady, a na ścianie ubikacji. Ale wcale nie stajemy się od tej wiedzy mądrzejsi ani nie rozumiemy lepiej opisywanych zdarzeń i osób. Na dobrą sprawę można by, z korzyścią dla dramaturgii tekstu, a więc i lektury, z tych 600 stron zrobić 200. Ale wtedy może za dobrze byłoby widać szwy i zbyt oczywista stałaby się intencja autorek. A intencja jest prosta: książka, którą, jak same autorki podkreślają, wymyślił Adam Michnik, a im tylko zlecił jej napisanie – jako, chce się dodać, dwugłowemu, kobiecemu „Murzynowi” – pomyślana została jako odtrutka na „Hańbę domową” Jacka Trznadla. To on, a nie Woroszylski, Ważyk czy Andrzejewski jest jej prawdziwym bohaterem. Żadna „hańba”, twierdzą autorki w przeciwieństwie do Trznadla, tylko nie byłoby opozycji demokratycznej, gdyby nie było wcześniej kolaboracji, albowiem i kolaboracja ze stalinizmem, i późniejsze odważne zerwanie z nim wynikły z tego samego idealistycznego pędu do naprawy świata. I byłaby to całkiem przyzwoita teza do dyskusji, i nawet płodna, tylko że michnikowszczyzna nie potrafi dyskutować – potrafi jedynie rozdawać laurki i wydawać wyroki wykluczenia. Więc kreśleniu obrazu szlachetnych pisarzy-dysydentów towarzyszy atak na Trznadla (i trochę Urbankowskiego) pod hasłem „sam był przecież kiedyś marksistą, i sam w młodości pisał brednie o walce klas”. Wychodzi więc z tego totalny idiotyzm: broniąc Woroszylskiego et consortes przed zarzutem, że kiedyś byli komunistami, zarazem na podstawie kilku młodzieńczych recenzji odmawia Dwugłowy Murzyn ich krytykom prawa do wypowiedzi. Ważyk i Andrzejewski mieli prawo zmienić zdanie, ale Trznadel i Urbankowski – nie. Śmiechu warte. Tego, że Trznadel pisał „Hańbę” także jako rozliczenie z samym sobą, że rozmawiając z pisarzami „umoczonymi” wyraźnie i siebie samego stawiał na pozycji oskarżonego, o siebie pytał innych umoczonych i w ich odpowiedziach szukał odpowiedzi na pytanie o własne odurzenie – tego zacietrzewiony Murzyn Dwugłowy nie zauważył. Pomysłodawca, który im zlecił tę robotę, nie zawarł tego w zleceniu. Do tego dodajmy tezę, że nikt poza michnikowszczyzną nie ma prawa powoływać się na Herberta ani go cytować, bo to „czepianie się poły Herberta”. I to wszystkie powody dla których obie panie wykonały tę żmudną, imponującą rozmiarami i mimo to nie zasługującą na przesadny szacunek robotę.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (16)

Inne tematy w dziale Polityka