Faministki użalają się nad Anetą Krawczyk. Patrzcie, jaki straszny jest ten patriarchat! Jeśli kobieta chce w ciągu trzech trzech lat zarobić na mieszkanie, to musi się oddawać szefowi, i kiedy potem go wysypie, to wszyscy nią gardzą, że jest łatwa, zamiast uznać za ofiarę i bohaterkę. Bo jak mężczyzna ma kochanki, to obłudny, męski świat mu to wybacza, a jak kobieta pomaga sobie w karierze tyłkiem, to od razu się nią gardzi jako dziwką. W dzisiejszym "Dzienniku" jakiś działacz "Samoobrony", partii, w której są "prości ludzie i proste obyczaje", niestety anonimowy, ujawnia, że program "pierwsza praca" funkcjonował także w wersji odwrotnej. Na przykład, mówi, jedna z najbrzydszych posłanek załatwiła przystojnemu młodemu chłopcu pracę przy Lepperze, ale w zamian za to chłopiec musiał, jak to z wdziękiem formułuje działacz, "babę dmuchać". Oczywiście nie wiem, która z posłanek "Samoobrony" jest najbrzydsza - w partii Begerowej, Wiśniowskiej i Hojarskiej naprawdę trudno to rozstrzygnąć. Ale nie wyobrażam sobie, żeby ten "chłopiec" mógł się pokazać przed kamerą i o tym, jak i kogo "dmuchał" za posadę opowiedzieć. Chyba, że ktoś mu potem sfinansuje operację plastyczną i ucieczkę do Pernambuco. Taki "coming out" w antykobiecym jakoby "patriarchacie" jest nie do wyobrażenia. Z kobiety, która daje, mogą się ludzie podśmiewać, ale to nic w porównaniu z tym, z jaką pogardą i drwiną spotkałby się taki, w najdelikatniejszej wersji, "otwieracz do konserw". Molestowana przez obleśnego szefa kobieta znajdzie obrońców. Molestowany przez jakieś babsko facet nie może się nawet do tego przyznać, bo byłby skończony. Więc cały ten feministyczny lament, jak zwykle - obłudny.
Inne tematy w dziale Polityka