Kiedy niejaka Paula Jones oskarżyła o molestowanie seksualne Billa Clintona, to wszyscy od pierwszej chwili wiedzieli, jak się ona nazywa, jak wygląda, i że będzie proces. U nas się robi inaczej. Pani K. mówi, że się nie mści, tylko "chce to z siebie wyrzucić", i wyjeżdża do Londynu. Obok zdjęcie pani K., a może kogoś innego, od tyłu. Na potwierdzenie rozmowy z paniami, które nie nazywają się nawet jedną literą, w tym jedną, która nawet nie mówi, że ją molestowano, tylko że dostała pracę, a reszty domyślcie się sami. Co z tego wynika? Nic. Poseł pozwie gazetę, gazeta udowodni, że miała prawo potraktować swoją informatorkę poważnie i miała wzgląd na interes społeczny. Pani K. nie pozwie posła, któremu jakoby świadczyła usługi. Poseł też jej nie pozwie, względnie szybko zaproponuje ugodę, bo po co, lepiej poczekać tydzień aż wszyscy zapomną. A gazety znajdą sobie nową sensację. Ktoś tam coś komuś o kimś opowiedział, i nic w tego nie wynika, poza jednodniową sensacją. Rozumiem, że GW zamyka rubrukę pod prześmiewczym tytułem "Tabloid cię oświeci", skoro wzięła się za oświecanie sama? A pani K. czegoś mi przypomniała stary kawał o panience kupującej kosmetyki w Pewexie. Ależ proszę pani, mówi do niej kasjerka, ten banknot jest fałszywy. Na co ona: o mój Boże, zostałam zgwałcona!
Inne tematy w dziale Polityka