Jarosław Kaczyński, zauważyłem ze zdumieniem, sprawia wrażenie autentycznie zdziwionego. Zresztą jego brat też. Powodem zdziwienia są, oczywiście, słabe wyniki PiS w dużych miastach. Dlaczego Warszawiacy nie docenili tego wszystkiego, co dla nich zrobił podczas swoich rządów w mieście Lech Kaczyński? (A co zrobił? Jak to ujął mój teść, co z tego, że garnek czysty, jak pusty?) Dlaczego dwie trzecie głosujących z wyższym wykształceniem zagłosowało przeciw PiS? Jak to możliwe, że konserwatywny Kraków poparł czerwonego, i to jeszcze czerwonego, który wypędził z tego miasta festiwal Krzysztofa Pendereckiego i sprowadził je do roli prowincji nawet w kulturze? No, a Białystok? Nawet Białystok, matecznik prawicy, zdradził? Nie zgadzam się z Pawłem Wrońskim, który agresywną, rzeczywiście zupełnie nie na miejscu reakcję premiera na przegraną tłumaczy dziś w swojej gazecie, jakoby premier poczuł strach. Nie, Kaczyński taki strachliwy nie jest – to nie strach, to szok i niezrozumienie. To stres, z którym szef PiS-u radzi sobie, jak większość ludzi, sięgając po „nieoceniony schemat, o którym tyle rozpisywał się Stachura” (nikt nie zgadnie, skąd cytat. Ale jeśli, pierwszemu wysyłam egzemplarz „Michnikowszczyzny” z autografem. A co – świąteczny konkurs.) Zawalił Marcinkiewicz, bo był za miękki, zamiast walić w pysk na odlew jak Kurski. Zawiniło „Szkło kontaktowe”. Zawiniła antypisowska histeria w mediach. (Znowu, cholera, muszę powtórzyć słowa amerykańskiego konserwatysty: „Polityk, który narzeka na media, przypomina żeglarza, który narzeka na wiatr”). A w ogóle to alleluja i do przodu, po jednej stronie jesteśmy my, a po drugiej koalicja PO z lewicą, która chce cofnąć kraj do sytuacji sprzed Rywina. Te szeroko cytowane słowa, nawiasem, są niezgodne z prawdą (dziękuję Panu Szostakowi za zwrócenie uwagi, choć zauważyłem to sam) – tak naprawdę, po jednej stronie jest PO z PSL i być może ewentualnie lewicą, a po drugiej przecież PiS z Samoobroną i LPR. Tak, ja rozumiem, że Kaczyński nie chce się tymi „przystawkami” chwalić, ale fakty są faktami. Dopóki rząd wisi na poparciu ich klubów poselskich, mogą mieć w sondażach zero procent, albo nawet wyniki ujemne, ale są koalicjantami i premier się z nimi musi liczyć. Sformułowałem dawno temu tezę, że Kaczyński jest świetnym politykiem gabinetowym, manewrowym, natomiast zupełnie nie sprawdza się w komunikacji z elektoratem. Trudno o lepszy dowód. Ja naiwnie myślałem, że Kaczyński sobie zdaje sprawę z ceny, jaką płaci za swoją politykę. Że po prostu rozumie, że jak się świadomie idzie do ściany, aby uniemożliwić obejście radykałom od skrzydła – to się traci elektorat centrowy. A jak się sobie buduje „imidż” ludowo-narodowy, to się traci umiarkowanych liberałów. A jak się podlizuje i rozdaje budżetową kasę górnikom i małorolnym, to się budzi gniew tych, na koszt których te grupy zawodowe żyją. A jak się ku uciesze gawiedzi dowala „łże elitom”, to z poparcia tych „łże-elit” się tym samym rezygnuje. A jak się zraża do siebie hurtem wszystkich wyznawców prawosławia, to gdzie indziej przejdzie nie zauważone, ale w Białymstoku ma się od tego momentu przechlapane... A tu premier jest zdziwiony... Jak ten góral z kawału, co piłował gałąź pod sobą (wszyscy znają, ale dokończę). Baco, nie róbcie tego, bo przecież spadniecie, mówi turysta. Cichojcie panocku, jo wim. Turysta powtarza swoje, w końcu wzrusza ramionami i odchodzi, baca dopiłowuje do końca, i sruuu!, spada na łeb, po czym patrzy zdumiony za odchodzącym turystą i mówi „Jezusicku, prorok jakowysik, cy co?” PS. Z innej beczki – z uwagi na wywiad z Karnowskimi i pamflet na „reżimowych media-pałkarzy” Lisa nabyłem miesięcznik „Press”. Idiotyczne dowcipasy niejakiego Skoczylasa – to chyba ten od pary z niejakim Beresiem? Gdyby nie było pisma „Angora” a w nim niejakich Sobczaka i Szpaka, elukubracje tych dwóch w „GazWybie” byłyby najbardziej żałosnym i żenującym felietonem w polskiej prasie. Zdziwienie w rubryce „czytam, słucham, oglądam”. Z reguły negliżuje ona gwiazdy naszej żurnalistyki, które opowiadają, że czytają, słuchają i oglądają tylko siebie nawzajem – salonowy „chów wsobny” w pełnej krasie, tym razem jakiś ksiądz o horyzontach znacznie szerszych od przeciętnej. Dowartościowujący, dla mnie osobiście tekst o amerykańskiej telewizji śniadaniowej, której tam, w przeciwieństwie do Polski, nie traktuje się jako z założenia obciachowej. Tekst Lisa skandaliczny, ale o tym napisałem osobny artykuł do „Rzepy”. Natomiast chcę zwrócić uwagę na demaskatorskie artykuły o „czystkach” w państwowym radiu i w „Rzeczpospolitej”. Owoż użala się jakaś pani, że w „Rzepie” wielu publicystom odebrano etaty, proponując, by pisali tylko za honoraria, i że tłumaczy się to oszczędnościami, tymczasem np. na etat przyszedł do gazety Ziemkiewicz. Otóż g... prawda. Wielokrotnie to ogłaszałem, że z zasady nie pracuję nigdzie na etacie – od kilkunastu już lat. I dla „Rzepy” też piszę wyłącznie za honoraria autorskie. To mój swoisty tani arystokratyzm, tudzież moja obsesja na punkcie niezależności, o której, jak sądzę, tzw. środowisko wie. Gdyby pani Wyszyńskiej chciało się, ustaliłaby to w pięć minut. Albo nawet w jedną, gdyby zadzwoniła na moją komórkę, którą w „Pressie” znają. Wolno podejrzewać, że duszoszczypatielne teksty o innych „czystkach” nacechowane są taką samą rzetelnością.
Inne tematy w dziale Polityka