Wojna Macieja Giertycha z Darwinem to sprawa już stara, więc w zasadzie nie powinno się o niej pisać - przecież liczą się tylko świeże niusy. Ale jest sobota, odespałem trochę zaległości i akurat przyszło mi do głowy, że nikt nie napisał, co w zachowaniu Giertycha jest najbardziej groteskowe. Ja też nie napisałem, więc się poprawiam. Owoż: Giertych może twierdzić, wbrew naukowcom, że nie pochodzi od małpy, ale nie może zaprzeczyć, że pochodzi od Darwina. Jest przecież nacjonalistą, i uważa się w tym względzie za kontynuatora myśli Dmowskiego. A nacjonalizm był i jest logicznym rozwinięciem darwinizmu. Wszyscy to wiedzą, ale przypomnę - Darwin wniósł do dorobku umysłowego epok przekonanie, że pomiędzy gatunkami istnieje stała rywalizacja, i jedne rozwijają się kosztem drugich. Co więcej, że ta sama rywalizacja trwa w obrębie gatunku - osobniki silne muszą niszczyć i zabijać słabe, bo inaczej gatunek nie przetrwa. Mówiąc krótko, natura nie zna litości, miłosierdzia ani altruizmu, z punktu widzenia natury są one śmiertelną głupotą (nie jest to wcale prawdą, ale powszechnie i na długo w taką wizję natury jako okrutnej i bezwzględnej walki wszystkich ze wszystkimi uwierzono). Otóż nacjonalizm różni się od patriotyzmu tym właśnie, że przyjmując taką optykę stwierdza, że dobro własnego gatunku (narodu) wymaga odrzucenia judeochrześcijańskich przesądów, które prowadzą do zgubnej słabości. Narody walczą o byt, lepsze rozwijają się kosztem gorszych, silne kosztem słabych, i tak być musi, więc nic, co służy wzmocnieniu własnego narodu i osłabieniu zagrażających mu rywali, nie może być złe. To, oczywiście, otwierało drogę do najgorszych zbrodni - rónie szeroko, jak budowana równolegle na lewicy marksistowska doktryna "walki klas". Kto jako największych zbrodniarzy współczesności wymieni Hitlera i Stalina nie będzie się pewnie mylił, ale trzeba pamiętać, że tych dwóch (i wielu innych) nie byłoby bez Darwina i Marksa. No i oto Maciej Giertych, narodowiec, jak o sobie mówi, miesza Darwina z błotem. Trudno o bardziej monstrualny przykład, jak bezpłodna intelektualnie jest ta cała pseudo-dmowszczyzna LPR-u. Nie chodzi już o to, że profesor dendrologii neguje ustalenia poważane przez niemal wszystkich naukowców świata i plecie androny o smoku wawelskim, choć to, oczywiście, samo w sobie jest wystarczająco kompromitujące. Chodzi o to, że w swoim politycznym samookreśleniu okazuje się on kompletnie nie wiedzieć, jakiej to sroce spod ogona wypadł, co za tym idzie, że najwyraźniej nie ma on pojęcia, dlaczego głosi to co głosi i co właściwie głosi.
Inne tematy w dziale Polityka