Waldemar Kumór, szef działu kultury "Gazety Wyborczej" wystąpił przeciwko mnie z ostrzem satyry. Poszło o występ na "Ringu" Anny Bojarskiej i jej stwierdzenie, że w GW istnieje "czarna lista" pisarzy, o których pisać tam nie wolno. Kumór nie wspomina, że Bojarska opowiedziała bardzo konkretne zdarzenie - jak to GW odmówiła jej, z uwagi na nazwisko, druku nekrologu matki. Wynikło też z rozmowy, jeśli dobrze pamiętam, że powodem tak daleko posuniętego ostracyzmu była powieść "Czego nauczył mnie August", odebrana jako tzw. powieść z kluczem o Kuroniu i Michniku (o których coś tam niecoś pisarka ma prawo wiedzieć, choć ten akurat aspekt sprawy mnie jako dziennikarza nie interesuje). Faktu Kumór nie neguje, w ogóle tę zasadniczą kwestię pomija. W każdym razie - stwierdzenie Anny Bojarskiej było stwierdzeniem gościa programu, a nie jej gospodarza, i pisząc w tonie "Bojarska i Ziemkiewicz zdemaskowali sekret GW" popełnia Kumór nadużycie. Ja rozumiem, że pewnie on w swoim dziale może odpowiadać za każdą opinię, jaką wydrukuje, bo GW nie ma we zwyczaju, zdaje się, drukować rzeczy drastycznie różnych od linii redakcyjnej. Można i tak. Ja mam inne podejście, zapraszam gości po to, by dać im się wypowiedzieć. Zaproszenie np. Filipskiego nie oznacza, że podzielam jego poglądy, tak jak zaproszenie, powiedzmy, pana X, znanego w środowisku homoseksualisty, nie oznacza, że podzielam jego "orientację seksualną" ("Nie za eto my jewo liubim", jak to było w starym kawale o Radiu Erewań i Oskarze Wilde). Więc dowcip "czekam, aż w następnym programie Ziemkiewicz odkryje kolejną wielką tajemnicę XXI wieku - wykaże, iż smok wawelski jest najlepszym argumentem obalającym teorię Darwina", może sobie Kumór darować. Jeśli uznam za stosowne zaprosić kogoś, kto podobne tezy głosi, to będzie to jego teza, a nie moja. A gdybym sam tak uważał, to już dawno bym to światu oglosił, a nie wyręczał się innymi. Jako dowód nieistnienia w GW "czarnej listy" przypomina Kumór, iż w jego dziale recenzowano prozatorskie książki Michalskiego, Wildsteina i moją. To prawda - miałem w GW recenzje znacznie bardziej rzetelne, niż w większości innych miejsc. Ale to dowodzi tylko, że mnie i obu wspomianych na tej liście, jeśli ona rzeczywiście istnieje bądź kiedyś istniała, nie ma. Być może powinienem dodać "na razie". Bo, właśnie, skoro już Kumór uderza w stół: nie chce mi się wierzyć, abym na równie rzetelną recenzję jak z np. "Ciała obcego" mógł liczyć w wypadku mojej najnowszej książki ("Michnikowszczyzna. Zapis choroby", wyd. RH+, premiera 6 grudnia 2006). Oto prawdziwe wyzwanie. Panie redaktorze... jak w tytule.
Inne tematy w dziale Polityka