Wychynąłem na chwilę ze świata równoległego, żeby włączyć telewizor – i co widzę? Widzę gangstera o ksywie „krakowiak”, jak mu sąd Rzeczypospolitej odczytuje wyrok 25 lat więzienia. Myśli ktoś może, że gangster jest choć odrobinę tym zmartwiony? Gdzie tam. Ma nas głęboko w de, szczerzy mordę i pokazując pingwina wywija do kamery jęzorem. I ma rację. 25 lat więzienia w praktyce oznacza, że wyjdzie już po kilku latach. W końcu stać go na dobrego „papugę”, a całe to państwo jest po jego stronie. A już zwłaszcza tzw. elity. Mędrkowie w gazetach wypisują przy każdej możliwej okazji, że, jak to ujął oberautorytet, jeśli ktoś popełnił przestępstwo, to to jest jego tragedia, jego, a nie nikogo innego. To wina społeczeństwa. To myśmy zawiedli. I nie łudźmy się, że mnożenie kar cokolwiek da. Represywność prawa to droga donikąd. Trzeba pozytywnej wizji. Trzeba „krakowiaka” zrozumieć, pokochać, przytulić i pocałować. A ten facet – słuchajcie – po prostu nami wszystkimi gardzi. I, prawdę mówiąc, ma rację.
Inne tematy w dziale Polityka