Czy ja śnię, czy w materiale o pułkowniku Lesiaku w dzisiejszej "Rzeczpospolitej" stoi jak wół, że właściciel sławnej szafy, oprócz inwigilowania prawicy i innych ważkich zadań, szukał również na polecenie ministra Kołodki złota NSDAP, celem załatania dziury w budżecie? To wiele wyjaśnia. Jak pamiętam, ekonomiczny szaman, który zdołał oczarować Leszka Millera, przez cały okres swego urzędowania prezentował niewzruszony optymizm: nic nie trzeba zmieniać, ba, więcej, można obniżać podatki i zwiększać wydatki, spoko, ja to zbilansuje. Jak? Zaufajcie mi, spoko. Miller zaufał i po jakichś siedmiu miesiącach został z ręką w nocniku - Kołodko nagle się o coś obraził i zostawił go z dziurą w budżecie jak młyńskie koło. Zawsze myślałem, że tym cudownym sposobem napełnienia państwowej kasy, na który liczył Kołodko, miała być jego sławna abolicja podatkowa. A tu okazuje się, że minister czekał po prostu na meldunek od przekopującego dzielnie sudeckie groty Lesiaka... Koledzy dziennikarze: więcej szczegółów! Zainteresujcie się tym, proszę. Przecież to wręcz genialny materiał na polski film akcji (Lesiak kopie, a Kaczyński, jako tajemniczy Don Pedro, usiłuje mu przeszkodzić)... Albo może lepiej nie... Jeszcze się o złocie NSDAP dowiedzą Giertych, Lepper i Kaczyński, i rzucą się na to konto radośnie "uprospołeczniać" budżet...
Inne tematy w dziale Polityka