Rafał Ziemkiewicz Rafał Ziemkiewicz
583
BLOG

Skucha wykształciucha

Rafał Ziemkiewicz Rafał Ziemkiewicz Polityka Obserwuj notkę 16
„Ludzie, których noblesse nie oblizało” – takiego pojęcia użył niezapomnianej pamięci Jonasz Kofta w którymś z „Dialogów na cztery nogi”. Wszyscy oczywiście rozumieją ten żart, ale na wszelki wypadek go wyjaśnię. „Noblesse oblige”, (wym. nobles obliż, z akcentem na drugą sylabę) oznacza „szlachectwo zobowiązuje”, przy czym szlachectwo rozumie się tu przenośnie, jako prestiż, wysoką pozycję społeczną, zaszczytne funkcje etc. Mówiąc o owych „nie oblizanych” miał Kofta na myśli ludzi, którzy się ze swych zobowiązań nie wywiązują, a nawet w ogóle sobie z nich nie zdają sprawy. Mniej więcej takich samych ludzi miał na myśli wicepremier Dorn, używając słowa „wykształciuchy”. Oczywiście, słowo jest dość nieudane, nie ma w nim cienia tej finezji i żartu co u Kofty – no, ale Jonasz był naprawdę człowiekiem wybitnym, nie wymagajmy zbyt wiele. Ważne jest, że swą intencję umiał Dorn wyłożyć dość jasno, można to sprawdzić (niestety, tylko w bibliotece, bo z jakiegoś powodu nie chciało się „Dziennikowi” wysilić na wersję on-line i archiwum). Są ludzie, którzy mają w kieszeni dyplomy wyższych uczelni, ale tak naprawdę nie są ludźmi wykształconymi, tylko „wykształciuchami”. Nie ma takich? Oczywiście, że są. Słowo natychmiast zostało podchwycone, przy czym dla nadania wypowiedzi Dorna posmaku skandalu i przedstawienia jej jako oburzającego ataku na elity, intencja została całkowicie odwrócona. Z maniackim uporem czyniący do sławnego wywiadu aluzje udają, że Dorn nazwał „wykształciuchami” wszystkich ludzi wykształconych, i tym samym ich poniżył, celem wywyższenia ćwoków, na których, jak wiadomo, koalicja Chamstwo i Warcholstwo się opiera. Zebrało mi się wrócić do tego drobiazgu, bo skończyłem parę dni temu „Kisielewskich” Mariusza Urbanka (rzecz, co rzadkie, rzeczywiście tak godna uwagi, jak o niej piszą w gazetach) gdzie pośród innych historii, opisano losy sławnego już dziś określenia „dyktatura ciemniaków”. Kisiel użył go na zebraniu w Związku Literatów, mówiąc o cenzorach i o ich władzy nad literaturą; wzięli je do siebie wszyscy partyjniacy, co było uzasadnione, ale reżimowa propaganda zaniosła się oburzeniem, że burżuazyjny sługus tak śmiał nazwać proletariat. Sam Gomułka z sejmowej trybuny odparł mu pryncypialnie, że jako literat korzysta z łaski państwa, a „te dotacje i subwencje powstają z pracy narodu, z pracy tych, których jaśnie oświecony wróg Polski Ludowej – Kisielewski – określił pogardliwie mianem ciemniaków!”. Chyba nawet pan Niesiołowski, niestrudzony tropiciel gomułkowszczyzny, i w ogóle każdego źdźbła w cudzym oku, nie może zaprzeczyć, że w wypowiedziach liderów PO i na transparentach jej działaczy słowa „wykształciuchy” używa się tak samo, jak użył „ciemniaków” towarzysz Wiesław (czyli, w retoryce, jaką dziś „Wyborcza” wybiela podwładnych i przyjaciół Jaruzelskiego: architekt pierwszego wielkiego, bezkrwawego zwycięstwa Polaków nad komunizmem, jakim był Październik 56). Przykłady można by mnożyć – z własnych przygód dodałbym parę cytatów, w których podobnie używano przeciwko mnie „polactwa” i „małpiego rozumu”, ale nie chodzi mi o własne przygody. Chodzi o to, że retoryka naszego dyskursu publicznego bliższa jest wzorcom Gomułki, niż Cycerona. Nie może być inaczej, skoro nie służy ona przekonywaniu, tylko szczuciu nas do walki. I to by wystarczyło, ale na użytek komentarzy, które niechybnie się pojawią, dodam jeszcze (wzorem MŻGSR Słonimskiego): TWŻKTBM (Tak, Wiem, Że Kaczyńscy Też Biją Murzynów)

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (16)

Inne tematy w dziale Polityka