Jak zwykle w poniedziałek o 8.50 poleciał w „Sygnałach Dnia” mój felieton – w ramach zawłaszczania mediów publicznych przez władzę. Niniejszym zawłaszczanie rozciąga się także i na internet: Przywódcy koalicji rządzącej mają dziś ogłosić wyniki swych kilkudniowych negocjacji, w oczekiwaniu na które zawieszono nawet, z zapartym tchem, posiedzenie Sejmu. Co do mnie, nie spodziewam się sensacji. Kaczyński i Lepper z Giertychem niczym u Fredry wpadną sobie w ramiona, krzycząc „mocium Panie, z nami zgoda!”, po czym, dla świątecznego nastroju, zaczną ku uciesze gawiedzi wspólnie rozrzucać kiełbasę wyborczą. Niewykluczone jest też, że ogólną radość uświetni przykładna egzekucja posłanki Beger, a dla zaspokojenia życzeń drugiej strony, wraz z nią posła Mojzesowicza i paru rozłamowców z Klubu Ludowo Narodowego. Potem zaś na konferencji prasowej premier i dwaj wicepremierzy oznajmią z całą stanowczością, że nigdy nie było między nimi żadnych nieporozumień, i że to tylko plotki rozsiewane przez należące do Układu media. Tak będzie i tak być musi, bo sondaże są, jakie są – gdyby teraz przeprowadzić wybory, to z koalicjantów zostałaby mokra plama. Sondaże są w tym na tyle jednoznaczne, że moim zdaniem w ogóle cała ta narada nie była poświęcona temu, czy się pogodzić, tylko jak się ludziom do tego przyznać. Po całej aferze ostatnich tygodni trzeba będzie zmienić nazwę, bo Prawo i Sprawiedliwość zaczęło brzmieć zbyt ironicznie. Osobiście proponuję starej-nowej koalicji nazwę ChiW – skrót od Chamstwo i Warcholstwo. A tymczasem, kiedy wicepremier Giertych negocjował z kolegami z rządowej opozycji, jego wierny fan klub znowu przyszedł mu w sobotę pohałasować pod oknami, tym razem pod pretekstem dnia nauczyciela. I znowu, jak zwykle, z pretensjami, że Giertych rozdaje na prawo i lewo matury. A co może innego rozdawać, pytam się, skoro mu przypadł taki, z przeproszeniem, dziadowski resort? Myśli ktoś, że Giertych nie wolałby, jak pozostali, rozdawać dopłat, oddłużeń i wcześniejszych emerytur? Niestety, wedle stawu grobla. Zresztą matury i tak przestają być u nas potrzebne. Nowy, międzynarodowy podział pracy, w którym na własne życzenie zajęliśmy jako naród takie właśnie a nie inne miejsce, wymusza na nas stosowną do siebie reformę oświaty. Będą w Polsce tylko szkoły zawodowe. Za to z wykładowym angielskim. Jest tylko kłopot z pozyskaniem odpowiedniej liczby nauczycieli angielskiego. Niestety, angliści boją się pracować w szkołach, są bowiem z całej kadry pedagogicznej grupą najbardziej narażoną na agresję uczniów, którzy zwykli zakładać im na głowy kosze od śmieci. Trudno się temu dziwić; kiedy młodzież widzi, że ktoś zna angielski i nadal jest tutaj, to trudno, żeby go szanowała.
Inne tematy w dziale Polityka