Rafał Ziemkiewicz Rafał Ziemkiewicz
2418
BLOG

Współświństwo po fakcie

Rafał Ziemkiewicz Rafał Ziemkiewicz Polityka Obserwuj notkę 2
Kolejne dowody, że długotrwałe czytanie „Gazety Wyborczej” rzuca się na mózg. Ukazała się książka o „Piwnicy pod Baranami”, a w niej wzmianka (wzmianka!) na temat działalności piwnicznego kapusia o kryptonimie „Zygmunt”. To znaczy, o „Zygmuncie” jest tam więcej, bo był to współpracuś wyjątkowo aktywny, liczba jego donosów szła ponoć w setki, ale tylko raz wzmiankowali autorzy jego prawdziwe nazwisko – Michał Ronikier. Zdemaskowany bynajmniej nie wykrztusił z siebie żadnych przeprosin, po prostu wypędził dziennikarzy z domu. I, moje uszanowanie – wcale nie musi się bronić, obrońcy znaleźli się natychmiast, sami z siebie. Najpierw Krystyna Zachwatowicz-Wajda, w spontanicznym odruchu serca napisała do gazety list rozgrzeszający kapusia w imieniu własnym i nieżyjącego Piotra Skrzyneckiego, który – pewnie jej to przekazał z zaświatów talerzykiem – na pewno nie chciałby ujawniania tej prawdy. Po niej w liście do tej samej redakcji wystąpił krytyk Tadeusz Nyczek, kierując do Ronikiera słowa „Michale, jak się zobaczymy, udawajmy, że nic się nie stało”. Niestety, Nyczek nie precyzuje, komu w ramach udawania że nic się nie zmieniło ma Ronikier teraz streszczać swoje z Nyczkiem rozmowy. Zachwatowicz oznajmia autorytatywnie, że Ronikier nikomu nie wyrządził krzywdy, jego donosy nic w ogóle nie zmieniały i sprawa nie ma znaczenia. Nyczek równie autorytatywnie oświadcza, że Ronikier nie ponosi winy, bo to „SB wciągnęła go w błoto”. Pani Zachwatowicz wyraźnie nie wie, że dla SB nie było informacji nieważnych, każda mogła się przydać do gry operacyjnej lub szantażu; zresztą nie mam pojęcia skąd czerpie swą wiedzę o tym, co się SB przydało, a co nie, przecież chyba nie grzebała się w , jak to kazał nazywać Michnik „esbeckiej kloace”. Nyczek nie zauważa, że Ronikier nie napisał kilku byle jakich donosów, co mogło by świadczyć o wymuszeniu na nim współpracy, ale setki denuncjacji bardzo profesjonalnych i szczegółowych. „Przecież nikt normalny nie biegał z własnej woli na policję”, argumentuje Nyczek. [---] mać, jak można tak [---]! Nikt rozsądny, można powiedzieć równie mądrze, nie donosił z własnej woli na Gestapo. Ale, niestety, AK od pierwszych miesięcy okupacji przechwytywała i dokumentowała dziesiątki tysięcy takich donosów! Nikt rozsądny nie był z własnej woli szmalcownikiem. Ale szmalcownicy byli, i nic w materiałach historycznych nie wskazuje, by ich ktokolwiek musiał „wciągać w błoto”. Wystarczyła im prywatna żądza zysku. Tak się składa, że akurat akta krakowskiej SB zostały już pod tym kątem zbadane (patrz Henryka Głębockiego „Policja tajna przy robocie”) i wiadomo na pewno, że odsetek TW, którzy donosili ochotniczo, z własnej woli, za korzyści materialne i pomoc w karierze, grubo przekraczał 95 proc. całej agentury. Ronikier jest wspaniałym człowiekiem, znakomitym tłumaczem, no a przede wszystkim przemiłym człowiekiem – argumentują jego obrońcy. A dużo by kapuś na swej działalności zarobił, gdyby nie umiał takim wobec swych ofiar być, gdyby był odrażający, opryskliwy i na milę śmierdział ubekiem? Ciekawe, kto następny rzuci się bronić ewidentnego łajdaka i esbeckiej świni. Przecież to jakieś moralne zwyrodnienie! Totalna degrengolada! Kompletna zatrata już nie tylko herbertowskiego „poczucia smaku”, którym sobie krakowscy intelektualiści tak lubią wycierać gęby, ale w ogóle elementarnego poczucia dobra i zła! Nieodparcie kojarzy mi się to z czasami ostatecznego gnicia Rzeczpospolitej za Stanisława Augusta, z arcyświnią, zdrajcą i aferzystą Adamem Ponińskim, który, gdy wreszcie w obliczu wzbierających nastrojów patriotycznych król poczuł się zmuszony usunąć go z urzędu i postawić przed sądem, w dniu skazania na infamię wyprawił zaraz wystawną ucztę, na którą przyszli wszyscy liczący się dygnitarze, włącznie z tymi uważanymi za patriotów, późniejszymi promotorami konstytucji 3 maja. Żadnemu nie przyszło do głowy, że łajdakowi, jurgieltnikowi można by nie podać ręki, albo odmówić obecności na bankiecie! Tfu! Prawo karne zna pojęcie „współudziału po fakcie”. Kto, wiedząc o przestępstwie, przestępcę wspiera i chroni, podlega każe takiej samej, jakby współuczestniczył w jego przestępczym czynie. Uważam, że kto z własnej woli rzuca się usprawiedliwiać świnię, co do świństw której nie ma żadnych wątpliwości, winien być za współświństwo po fakcie otoczony taką samą jak ona publiczną wzgardą.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Polityka