Zbyt ambitne, stwierdzam poniewczasie, było przyjęcie zaproszenia do „Sygnałów Dnia”. Po ciężkim dniu w Kielcach, późnym powrocie do domu i kolejnej niedospanej nocy, co gorsza dla wydłużenia snu o kwadrans, bez śniadania – wciąż się nie mogę przyzwyczaić, że przy blokujących glukagon lekach cukier czasami w chwilach stresu opada bardzo gwałtownie, wprawiając człowieka na parę minut w stan jak po mocnym przepiciu. Spowolnione myślenie dało się pewnie zauważyć na antenie, sprawiło też, że nie wykorzystałem okazji, by przekazać przedstawicielowi wrogiej redakcji coś, co jednak przekazać jej powinienem. Bo skoro redaktor Wroński wszedł nie witając się ze mną i jakby nie zauważając (zapewne wskutek wyrzutów sumienia − ma powody) to i ja się do niego poza anteną nie odezwałem.
A powinienem. I nie po to, by powiedzieć, że po tym, jak dołączyli się do oklasków na cześć Tuska za zniszczenie opozycyjnego dziennika i tygodnika oraz do kampanii plucia na jego dziennikarzy, Adam Michnik, gdyby jeszcze żył, wszystkich ich z sobą samym na czele nazwałby zwykłymi świniami (mam na myśli oczywiście – ten Michnik z czasów mojej młodości, będący wtedy dla nas naiwnych niezłomnym wojownikiem o sprawiedliwość, a nie farmazonem władzy). Sądzę, że wiedzą co czynią i za ile.
Powinienem skorzystać z tej okazji, by powiedzieć redaktorowi Wrońskiemu (i poprosić o przekazanie kolegom) że bardziej, niż im się zdaje, jest możliwe, iż Jarosław Kaczyński doczeka się wreszcie Budapesztu nad Wisłą. Być może nawet w koalicji z polskim Jobbikiem. I gdy wtedy jakimiś szykanami skłoni głównego udziałowca „Agory” żeby zabrał się ze swoimi dolcami, póki ich do reszty nie straci, z powrotem do Ameryki, i wstawi na to miejsce, powiedzmy, kogoś takiego jak Grzegorz Bielecki − nie będzie nikogo, kto by się poczuwał wobec nich do jakiejkolwiek solidarności albo ich żałował. Myślicie butnie, że was to spotkać nie może? Że przecież „fajna Polska” zawsze będzie w większości? Że skoro Skarb Państwa nie ma w „Agorze” udziałów, to nie można jej akcji skupić, choć już dziś biegają po cenie zbliżonej do klozetpapieru na promocji w „Biedronce”?
Hm…
Mógłbym przypomnieć tego niemieckiego pastora, represjonowanego przez nazistów, który powiedział: „kiedy zabierali Żydów, milczałem, bo nie byłem Żydem, kiedy zabierali katolików, milczałem, milczałem, kiedy zabierali Polaków, cyganów, homoseksualistów… a kiedy zabrali mnie, już nie miał kto protestować”. Ale nie, to niestosowny cytat. On przecież tylko milczał, nie kibicował i nie udowadniał pokrętnie, że Żydzi, Cyganie i inni sami sobie winni.
Mam lepszy cytat. W sferach społecznych, z których się wywodzę, jest takie powiedzenie: „pies wam mordy lizał”.
Inne tematy w dziale Polityka